Aż 10 rund potrwał najbardziej wyczekiwany pojedynek tego roku między Floydem Maywetherem a Conorem McGregorem. Zakończył się przez TKO.

Początek pojedynku z pewnością należał do McGregora, który ku zdziwieniu wszystkich był aktywniejszy, a także skuteczniejszy na kontrze, czego dowodzi podbródkowy zadany w końcówce rundy pierwszej.

Kolejne trzy rundy, w odczuciu fanów MMA i tych, którzy boks oglądają od święta, także należały do McGregora, który był aktywniejszy oraz agresywniejszy. Irlandczyk zadawał dużo ciosów prostych, Amerykanin odgryzał się ciosami na korpus, które miały znaczenie w drugiej części pojedynku. Na kartach sędziowskich natomiast Conor wygrał tylko jedną rundę.

Od rundy piątej kontrolę przejął Maywether, który zaczął się rozkręcać, więcej uderzać, wykorzystując słabnącego już rywala. Conor odgryzał się pojedynczymi akcjami, jednak nie robiły one wrażenia jak w początkowej części pojedynku.

W 9. rundzie Maywether solidnie naruszył McGregora, jednak inteligentne łapanie klinczu uratowały mistrza UFC, lub jak kto woli – odroczyły egzekucję, która nastąpiła w rundzie 10.

Pojawiło się sporo kontrowersji na temat przerwania, jednak nie wydaje się by były one uzasadnione, sędzia miał pełne prawo przerwać pojedynek.

Fani MMA mogą być dumni z McGregora, który wchodząc do paszczy lwa pokazał naprawdę kawał charakteru stawiając mu większy opór niż kilku ostatnich rywali Maywethera.