(fot. z  prywatnej kolekcji Maćka Linke)

Trzecia część minibloga z pobytu Maćka Linke w Szkocji. Głównym punktem wyjazdu jest sobotnia walka „DeZoo” na gali Immortals

13.02.1014

Czasem trzeba wyłączyć umysł, odciąć się od spraw codziennych, skupić się na wyznaczonym celu i sięgnąć po marzenia gdy tylko znajdą się w zasięgu ręki. Łatwo powiedzieć a trudniej zrobić. Szczególnie gdy nie powinno się już robić nic tylko odpoczywać. Burzowe chmury zalewają twoje myśli i naprawdę ciężko jest to wszystko ogarnąć. Dobrze że przynajmniej dowody wsparcia od Złotych zaczynają zalewać moją skrzynkę wiadomości, oni wszyscy są moim paliwem do dalszego parcia do przodu. Dziś całkowite lenistwo i ładowanie baterii. Sauna, lekki posiłek i trochę płynów… No i oczekiwanie jutra… Zabawa zacznie się o 9.00 miejscowego czasu. Z Arkiem wchodzimy do gorącego piekła i wychodzimy dopiero gdy kości zaczną rozcinać skórę, a tłuszcz wytopi się niczym na wiosennym grillu. Do 14.00 mamy czas, to właśnie wtedy przyjdzie chwila ważenia i pierwsza wymiana spojrzeń. Zacznie się Show. Zawsze mnie to fascynuje, gdy ruszają przygotowania, wszystko wydaje się takie odległe, czas płynie mozolnie od treningu do treningu zaś końcówka, ostatnie godziny i minuty przyspieszają nieubłaganie. A sama walka? To już oderwane od siebie obrazy i strzępy myśli. Adrenalina robi swoje zostawiając wszystko instynktowi – przynajmniej tak to jest u mnie. Ale to dopiero jutro, na razie przygotuję wszystkie rzeczy i litry tak wypatrywanych napojów.

Poprzednia część minibloga:
„Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku”
„Poznałem wszystkie rodzaje deszczu”