A raczej nie tyle chłopcy, ile mężczyźni. Będzie to, Moi Drodzy, krótka przypowiastka o tym, że w klatce my kobiety chcemy oglądać dzikie zwierzaki, ale poza nią już nie… Poza klatką podobają nam się bardziej gentelmani, którzy otwierają drzwi swoim damom i kupują kwiaty, zupełnie bez okazji.

Sport tworzą ludzie
Podczas jednej z konferencji prasowych Conor McGregor powiedział:

There are two things I really like to do: whoop ass and look good. I am doing one of them right now and Saturday night, I will do the other.
[Są dwie rzeczy, które naprawdę lubię robić: spuszczać manto i dobrze wyglądać. Jedną z tych rzeczy robię teraz, a w sobotę wieczorem zrobię tą drugą.]

To jest doskonałe rozwinięcie tytułu tego felietonu, kwintesencja mojego spojrzenia na MMA: jeśli walka, to na całego; w każdej innej sytuacji – klasa. Tak, uwielbiam ten sport. Potrafi zaskoczyć, wprawić w euforię i ekstazę, by za chwilę cisnąć nas w otchłań, rozczarować i doprowadzić do płaczu (Moja Droga – już Ty wiesz, że o Tobie piszę, z tego miejsca Cię pozdrawiam i pozwolę sobie tylko dodać, że jakby ktoś tak masakrował Luke’a Rockholda jak Woddley biednego Wonderboya, to też bym ryczała jak bóbr). Uwielbiam MMA także, a może właśnie przede wszystkim dlatego, że tworzą go ci konkretni ludzie, wielkie osobowości, ciekawe postaci, niesamowici wojownicy i wojowniczki. Nie wyobrażam sobie, jak wyglądałoby dziś UFC bez Mirko CroCopa, Rondy Rousey, GSP, Vitora Belforta, Hendo czy Jose Aldo. A na naszym rodzimym podwórku? Kto, poza garścią zapaleńców, usłyszałby o KSW gdyby nie Mamed Chalidow, Michał Materla, Krzysiek Kułak czy wreszcie Mariusz Pudzianowski? To przez takich właśnie ludzi my, zwykli zjadacze chleba, chcemy wydać te kilkadziesiąt złotych na PPV, fight pass itp. To dzięki nim, Wy, Panowie, macie o czym gadać z kumplami przy piwie i o co się kłócić, gdy już zabraknie argumentów za i przeciw. A my…?

Co myśli kobieta?
Hmmm, moje Panie, my możemy bez skrępowania się gapić i podziwiać… Owszem, za chwilę wiele z Was może się oburzyć, że przecież nie dlatego oglądamy MMA, żeby ślinić się na widok umięśnionych męskich klat (i fajnych barków, i tyłków, i pleców… i tyłków… yyyy, co to ja miałam… aha – artykuł!).  Nie zaprzeczam, jestem już zajarana MMA na tyle długo, że jak ktoś mówi o berimbolo, to wiem, że nie jest to inna nazwa na frisbee dla psa. Ale jeśli to berimbolo wykonuje w klatce dwóch walecznych mięśniaków, to korzyść jest podwójna, prawda? ;)

Dalej trudno się przyznać? Moje Panie, pora zatem na szybki rachunek sumienia: ile z Was w minioną sobotę kibicowało Romero a nie Weidman’owi? No? Słucham? Odpowiedź brzmi: niewiele! Ja sama dostałam palpitacji serca po tym latającym kolanie. Aż mi się słabo zrobiło, a oczami duszy widziałam zeszpeconego i pokiereszowanego Chrisa na wieki wieków… Co za dramat! Prawda jest taka, że chyba tylko Amanda Nunes (i kilka jej koleżanek) miałaby serdecznie w poważaniu to, który jest przystojniejszy i nie uległaby nawet odrobinę urokowi Weidmana, typują jego walkę z Żołnierzem Boga. Cała reszta najpierw włączy „funkcję oceny wizualnej względnie sentymentu”, następnie płynnie przejdzie do „funkcji dorabiania ideologii”, która pozwala w sposób szybki i skuteczny wytłumaczyć sobie i otoczeniu, dlaczego Weidman jest faworytem, przy użyciu kompletnie nierealnych argumentów, a zakończy na negacji tego, co przed chwilą pomyślała i przywołaniu na pomoc rozumu. „Funkcja myślenia celowościowego” zweryfikuje dotychczasowe dyrdymały i pozwoli wyciągnąć logiczny wniosek: Romero go zamorduje, ale i tak nie będę mu kibicowała, bo gorzej wygląda w garniturze… :D

Garnitur czy krew, pot i łzy?
Odpowiedź brzmi: i to i to, ale nie jednocześnie! Walka zdaje się być czymś naturalnym w wykonaniu mężczyzn. Tu małą dygresja: schody zaczynają się wtedy, gdy do ringu wchodzą kobiety. Ile razy już słyszałam (nawet od profesjonalnych fighterów), że nie oglądają WMMA, bo kobiety są słabsze technicznie albo dlatego, że nie mogą patrzeć jak się okładają po ślicznych buziach. Aha – mój ulubiony, koronny argument przeciwko walkom płci pięknej w klatce – mężczyzna jest od tego, żeby bronić kobiety… Ok, to co mamy robić w tym czasie? Malować paznokcie? Może coś ugotować? Jak się dziewczyny chcą bić, to niech się biją, do diabła!
Ale, do czego zmierzam… Tak, jesteśmy delikatniejsze i bardziej subtelne niż Wy, troglodyci ;) Lubimy, jak się nam mówi komplementy i zapewnia opiekę. Ale lubimy też jak facet pokazuje, że ma charakter i potrafi być twardy.
Dlaczego uwielbiam oglądać konferencje prasowe i staredowny? Bo podczas takich wydarzeń mogę zaobserwować, jak wilki, tygrysy i lwy przywdziewają grzeczne fatałaszki i udają lepiej ułożone zwierzęta, niż w rzeczywistości są. Oczywiście, wdają się w pyskówki i czasem rwą do bicia mocno przedwcześnie, lecz wszystko w ramach konkretnych reguł i określonego porządku. I w odpowiednim stroju :)

Mówi się, że za mundurem panny sznurem, ale ja wolę parafrazę: za garniturem panny sznurem. Conor, mimo, że jest rudy i stosunkowo nie za duży (a wiadomo, że ja lubię dużych, a najlepiej, żeby mieli czołg), ubrany w dobrze skrojony i pewnie droższy od mojego samochodu garnitur, robi piorunujące wrażenie na kobietach. I chyba nie tylko… Konferencja przed UFC 205 (ta sprzed miesiąca) uświadomiła mi, że KAŻDY CHCE WYGLĄDAĆ JAK CONOR! Widzieliście Eddiego w ciemno niebieskim garniturze? Pozostałych zawodników w szarych, kobaltowych i granatowych? Klony! Same klony :) Nawet krój tych garniturów był podobny.
W Polsce również ta moda się przyjmuje – wystarczy wspomnieć, jak dystyngowanie wyglądał podczas ostatniej konferencji prasowej Borys Mańkowski. Mocne 9/10 :) Jego przeciwnik z kolei, John Maguire, demonstracyjnie ubrał się w jajcarską koszulkę, prezentując totalnie odwrotne podejście do tematu. Z gorszym skutkiem, jak dla mnie, ale o tym więcej w wywiadzie z John’em, który ukaże się w poniedziałek.

Widzimy tych zawodników ubranych jak biznesmeni (którymi właściwie są) i zastanawiamy się, jak długo wytrzymają bez spuszczenia komuś manta. Testosteron aż się wylewa, niecierpliwość podczas wypełniania obowiązków promocyjnych czasem jest niemal namacalna, ale jakoś udaje im się dotrwać do właściwej części show. A gdy wchodzą do klatki mogą robić to, co potrafią i kochają: bić się. Po pojedynku zaś znika gdzieś zła krew, wraca łatwość w okazywaniu szacunku przeciwnikowi i pokora. Dzikie zwierzęta podają sobie ręce na zgodę, gratulują walki. Potem jest wreszcie czas na radość lub smutek u boku ukochanych żon, narzeczonych, dziewczyn. W takich chwilach właśnie przypominam sobie, że łobuz kocha zawsze najbardziej, że nawet największego twardziela może złapać za serce drobna kobieca dłoń. Przypominam sobie, że fighter to też człowiek, a nie tylko maszynka do bicia.

Za to właśnie uwielbiam MMA: mogę spojrzeć z bliska, co dzieje się przed, w trakcie i po walce, gdy rasowi mężczyźni zdejmują służbowe wdzianka i dają upust swej prawdziwej naturze, a następnie, jak gdyby nigdy nic, ubierają się znowu w garnitury, tulą swoje damy i idą z nimi kupić firanki do salonu.
Panowie, bądźcie sobie chuliganami, kibolami, wojownikami, wariatami, ale dla swoich kobiet ubierzcie ten pieprzony garnitur, nauczcie się dobrych manier, a one na pewno w odpowiedni sposób się za to odwdzięczą… :)

Grafika: Marek Romanowski