Gdy słyszę o Paige VanZant w głowie ścierają mi się dwie wizje. W pierwszej widzę pląsającą po parkiecie blondyneczkę w złotej sukni balowej, z łatwością wykonującą promenady czy american spin. W drugiej zaś, pojawia się zakrwawiona i opuchnięta twarz kompletnie wykończonej dziewczyny, która wygląda jakby właśnie ktoś skończył obijać jej głową kant stołu (a mimo to dziewczę stoi o własnych siłach). Która z tych dwóch to prawdziwa VanZant: ta z Tańca z gwiazdami, czy ta z UFC?
Dla mnie Paige to przede wszystkim zawodniczka MMA. Dla Was, skoro to czytacie, najprawdopodobniej również – zważywszy choćby na to, gdzie ukazał się ten tekst. Kto już zdążył o niej zapomnieć i spisać na straty? Na pewno nie ma Was wielu, bo po jej sesjach zdjęciowych w bieliźnie nie jest to chyba takie proste… Obiecałam nawet sobie kiedyś, aby nigdy więcej nie oglądać walk Paige w męskim towarzystwie, bo dość mam już okrzyków: „nie bij jej w twarz”, „zostaw tą buźkę” … (Cholera, panowie, poważnie? Jeszcze nie słyszałam, aby moja najlepsza przyjaciółka, z którą śledzimy od lat MMA, wydzierała mi się nad uchem: „tylko nie w twarz” gdy walczy Michał Michalski, czy inny Mateusz Gamrot.)
Róża ma kolce, a w dodatku potrafi udusić
Paige wkroczyła do oktagonu w 2012 r. Od czasu swojego zwycięskiego debiutu w pojedynku z Jordan Nicole Gaza, potknęła się tylko raz i to o nie był kogo, bo o Tecię Torres. Potem zanotowała cztery bardzo ładne wygrane (już widzę, jak moi koledzy z redakcji krzywią się na słowo „ładne”, bo ładnie to rozwalił ostatnio Mizugakiego na UFC Cody Garbrandt, a nie takie tam dziewczątko…). Nikt nie był zatem zdziwiony, gdy Dana White ogłosił, że kolejną walkę Paige stoczy w main evencie wieczoru na UFC Fight Night 80. Jej rywalką miała być Rose Namajunas.
Nadszedł grudzień, VanZant wychodziła do ringu jako faworytka tego starcia. Tymczasem stało się coś, co sprawiło, że cały nasz światek, z otwartymi z wrażenia ustami, opadł na fotele, krzesła, kanapy, a co bardziej wrażliwi fani – na podłogę. Piękna, utalentowana i wyjątkowa młoda ulubienica federacji została na przestrzeni pięciu rund zdominowana przez mniej znaną, ale piekielnie niebezpieczną, Thug Rose, a w połowie ostatniej części starcia – wręcz przez nią uduszona. Paige, która nie raz i nie dwa zarzekała się, że jest urodzoną kilerką i honor wręcz nie pozwoli jej nigdy odklepać… zrobiła to po kilku sekundach. Ja się nie dziwię – Rose ma imadło w łapach, a Paige wyglądała przy niej dość krucho. Ale wraz z tym poddaniem prysnął pompowany z taką mocą przez UFC mit księżniczki – fighterki, która idzie jak burza na sam szczyt i już ostrzy pazurki doszlifowane w idealny kształt migdałów na mistrzowski pas, należący do jedynej prawdziwej królowej dywizji piórkowej – naszej JJ. Dana White musiał mieć paskudny humor, gdy w walce wieczoru, jego wypieszczona gwiazda przekreśliła dalekosiężne plany federacji. Na pewno nie poczuł się lepiej, gdy chwilę potem, zamiast do sali treningowej, VanZant trafiła na parkiet amerykańskiego Tańca z gwiazdami.
Paige VanZant? Aaaaa wiem – to tancerka!
Czego byśmy nie mówili o Amerykanach, to na pewno nie można im odmówić pamięci do ładnych buziek. Gdy w marcu 2016 r. Paige dołączyła do obsady 22 edycji amerykańskiego show tanecznego, mało kto ją kojarzył ze sztukami walki, mało kto jeszcze bardziej konkretnie z MMA i federacją UFC. Ale była piękna, mówiła słodkim głosem i czarująco się uśmiechała. W dodatku okazało się, że VanZant ma wrodzony talent do tańca (a tak naprawdę Paige od dziecka brała lekcje tańca, więc miała doskonale opanowane podstawy). Wraz ze swoim partnerem udało jej się nawet dojść do finału Tańca z gwiazdami. Dzięki udziałowi w tym programie trafiła na łamy plotkarskich gazet w całym kraju. Wszyscy ekscytowali się jej urodą, talentem i tylko niektórzy mieli jeszcze z tyłu głowy obraz VanZant jako zawodniczki. Gdyby teraz pokazać przeciętnemu Kalifornijczykowi jej zdjęcie, to z pewnością zawołałby: ooo, to ta laska z Tańca z gwiazdami.
Tutaj muszę się Wam do czegoś przyznać – tylko ze względu na ten krótki artykuł zmusiłam się do obejrzenia kilku występów Paige na parkiecie. Jak każda kobieta lubię ładne kiecki, makijaże, buty i te wszystkie inne bzdety, które przyprawiają prawdziwych facetów o ból głowy, względnie stan podgorączkowy. Ale Taniec z gwiazdami to za dużo, nawet dla mnie!
Próbowaliście oglądać naszą polską edycję, gdy tańczył tam Pudzian? Nie wierzę, że nikt się nie skusił. Ja owszem i dotąd nie mogę mu tego badziewia wybaczyć… Jak więc dziewczyna, której własny ojciec nadał przydomek „12 Gauge” (kaliber broni palnej), bo uwielbiała strzelać i brać udział w polowaniach już od czasów wczesnego dzieciństwa (sic!), dała radę wdzięczyć się przez kilka miesięcy do widzów i nikogo w międzyczasie nie zdzielić z łokcia lub kolana? Tego nie wiem. Ale jak nie wiadomo o co chodzi, to na pewno o kasę… Czy VanZant myślała o powrocie do MMA podczas kręcenia piruetów? Twierdzi, że tak.
8 miesięcy przerwy… i co teraz?
Daddy Dana oczywiście przyjął córkę marnotrawną z otwartymi ramionami, ale też i z lekkim strachem przed kolejnym rozczarowaniem. Ponieważ jednak miłość ojcowska nie jest ślepa, a sprytna, więc pewnie dlatego nie wydał jej na pożarcie nikomu z pierwszej półki podczas powrotu do oktagonu. Bec Rawlings, z którą VaZant zmierzy się w trakcie gali UFC on Fox 21 już w sobotnią noc, wydaje się nadawać idealnie do tego, aby pomóc wszystkim docenić wielki comeback Paige. Nie jest za mocna, ale też sroce spod ogona nie wypadła. W razie porażki Paige, zawsze można będzie powiedzieć, że nie dostała słabeuszki, a po przerwie i tak zaprezentowała się dobrze… A jeśli VanZant jednak wygra, to każdy będzie pod wrażeniem, że delikatna i anielska 22-latka pokonała większą od siebie, silną i agresywną diablicę. Czego chcieć więcej?
Ja się tylko pytam… Po co ten cyrk? Nikt teraz nie wspomina, że VanZant wykazała się wytrzymałością terminatora na ciosy i obalenia Rose. Wszyscy skupiają się na tym, że przegrała… Ok, tak było. Ale nie została ubita w pierwszej rundzie. Broniła się, wyślizgiwała i oddawała Rose ciosy przy każdej możliwej okazji. Po co więc kombinować z doborem przeciwniczki teraz, gdy wraca po przerwie, która wcale nie była aż taka długa, żeby dziewczyna zapomniała, jak się kula na macie? I znowu… oczywiście dla kasy! UFC lubi mieć pewność lub przynajmniej duże szanse na to, że wszystko pójdzie zgodnie z planem (sprzedaży): księżniczka będzie księżniczką, a uderdog pozostanie underdogiem.
Czy VanZant poradzi sobie z Rawlings? Sądzę, że tak. Dobrze byłoby pamiętać, że Paige przez ostatnie miesiące nie zapuszczała się jak Ronda, tylko tańczyła, a to rewelacyjne kardio. Pomogło jej to na pewno utrzymać formę. Nie wierzę także, że Dana wypuściłby swoją gwiazdeczkę do walki nie mając całkowitego przekonania, że jest dobrze przygotowana. Za duże ryzyko dla niego i federacji.
Liczę na dobre widowisko i zwycięstwo, które otworzy VanZant ponownie drzwi na salony UFC. Czekacie na to, prawda? Może tym razem rywalka nie obije tak mocno ślicznej buzi Paige i będzie na co popatrzeć w trakcie pojedynku i po jego zakończeniu…
Grafika: Marek Romanowski