Dricus du Plessis wciąż czeka na kolejny ruch UFC, ale nie zamierza milczeć, gdy ktoś – jego zdaniem – porywa się z motyką na słońce. Po wygranej Brendana Allena nad Reinierem de Ridderem były mistrz kategorii średniej jasno daje do zrozumienia, że Amerykanin jeszcze nie dorósł do walk na absolutnym szczycie.
Dricus du Plessis nie wrócił do oktagonu od sierpniowej porażki z Khamzatem Chimaevem, która zaskoczyła środowisko skalą dominacji Dagestańczyka. W międzyczasie ruszył wyścig o miano pretendenta i to Brendan Allen zszokował wszystkich, odprawiając Reiniera de Riddera na UFC Vancouver. Po walce Allen natychmiast rzucił wyzwanie byłemu mistrzowi – zarzucając mu ciszę po jego zwycięstwie.
Du Plessis, zapytany o tę sytuację w programie Fight Forecast, nie gryzł się w język.
Wygrywa dwie walki z rzędu i już wyzywa byłych mistrzów?
– powiedział du Plessis.
Chętnie rozwaliłbym mu ryj. Naprawdę bym chciał. On jest idiotą. Ale szczerze? Ja wybieram tylko najlepszych. Zawsze chcę walczyć z kolejnym topowym gościem.
Dla „Stillknocka” liczy się wyłącznie najszybsza droga do odzyskania pasa. Jak podkreśla, nie zależy mu na medialnych zestawieniach ani budowaniu hype’u – tylko na powrocie na tron.
Na tym etapie nie interesują mnie walki dla szumu. Chcę pojedynku, który najszybciej zaprowadzi mnie z powrotem po pas. Jeśli UFC będzie chciało tego zestawienia – okej. Ale czy to ma sens przy dwóch wygranych? Jest wielu innych. Dajcie mi kogokolwiek, o ile prowadzi mnie z powrotem do tytułu. To jedyna rzecz, o którą się martwię.
UFC nie ogłosiło jeszcze kolejnego rywala dla du Plessisa. W grze znajdują się m.in. Reinier de Ridder oraz Anthony Hernandez, choć żadna opcja nie jest jeszcze przesądzona.
Zobacz także: Brendan Allen: „Wiedziałem, że Reinier de Ridder pęknie. Złamałem go w drugiej rundzie”
źródło: Fight Forecast