Site icon InTheCage.pl

„Dziesięciu wybranych”: Szok i niedowierzanie! Najbardziej niespodziewane zwycięstwa

„Dziesięciu wybranych”: Szok i niedowierzanie! Najbardziej niespodziewane zwycięstwa

MMA jest sportem, który potrafi zaskoczyć przebiegiem walki, jej zakończeniem, a także z wielkich underdogów zrobić zwycięzcę starć. Ile takich przypadków przychodzi Wam do głowy, gdzie zawodnik dominował całą walkę, a w ułamku sekundy popełnił błąd i przegrał? Ilu mistrzów zapowiadanych na „lata rządu” zostało pokonanych w ostatnim czasie? Jak wielu zawodników było spisywanych na straty, a jednak wygrywali w przeróżny sposób? Oto nasza „Dycha”!


10.
Leszek Krakowski pokonuje Andre Winnera

Leszek Krakowski jest jednym z tych zawodników, którzy mimo występu na małych galach, słabych przeciwnikach (w tym przypadku, rywale Krakowskiego często mieli ujemne rekordy), niezbyt ciekawych walkach, dostają się do dużych organizacji, gdzie z miejsca są skreślani i stawiani w roli przegranego. Tak było na gali KSW 32 w Londynie, gdzie Polak w swoim debiucie w organizacji, został sporym underdogiem, a jego szanse na wygraną były małe. Cóż, tak przynajmniej wszyscy myśleli. Tu pojawia się niespodziewane zwycięstwo otwierające to wydanie „Dziesiątki” – Leszek Krakowski pokonuje decyzją sędziowską Andre Winnera. Mimo całej sympatii do Leszka, sporo osób stawiała duże pieniądze na Winnera, dodając do tego masę argumentów, dlaczego Polak nie może wygrać tej walki. Mimo, że pojedynek nie stronił w emocje, walka w dużej mierze odbywała się w klinczu pod siatką, zawodnicy byli zmęczeni, to jednak Krakowski był zawodnikiem „dociskającym” w tym starciu, a Winner nie robił nic. To cenne zwycięstwo Leszka Krakowskiego było dla fanów czymś niespodziewanym.

 

9.
Antonio Rodrigo Nogueira pokonuje Boba Sappa

Rok 2002, japońska gala Pride FC – Shockwave i pojedynek Nogueira vs Sapp, który w tamtym czasie nie był jeszcze zawodnikiem, który jeździ po świecie i „odcina kupony” po słabych walkach. Dużo większy Amerykanin przeważał siłowo nad Antonio Nogueirą, broniąc jego obaleń i walcząc z góry. Już w pierwszych sekundach walki Brazylijczyk zanurkował w nogi rywala, lecz Sapp obronił je, po czym starał się wykonać kilka rzutów rodem z wrestlingu, na co publiczność bardzo pozytywnie reagowała. Podczas dziesięciu minut pierwszej rundy, Sapp miał kilka okazji, gdzie z pozycji bocznej czy gardy, zadawał celne uderzenia oraz młotki, jednak tak wielka masa nie była korzystna na dłuższą metę i Amerykanin słabł z minuty na minutę. Druga runda wyglądała podobnie – Nogueira zaciągał rywala do parteru, gdzie sam otrzymywał ciosy w twarz, przez długi czas nie mogąc nic zrobić, mimo ciągłego szukania pozycji. W pewnym momencie, „Minotauro” wykorzystał sytuację i przerolował Boba Sappa, a gdy znalazł się w odpowiedniej pozycji, założył balahę, która natychmiast została odklepana. Antonio Nogueira mimo ciężkiej walki, w której był słabszy fizycznie i obrywał, ostatecznie poddał rywala.

 

8.
Gabriel Gonzaga pokonuje Mirko „Cro Copa” Filipovicia

Filipovic na gali UFC 70 podejmował Gabriela Gonzagę, była to dla niego druga walka dla największej organizacji na świecie. Do czasu pojedynku, Gonzaga w rekordzie nie miał ani jdenj decyzji sędziowskiej. Między innymi, dzięki organizacji PRIDE FC, w której występował „Cro Cop” i sławie, którą tam zyskał, to właśnie Chorwat był faworytem w tym starciu. Fani Filipovicia, znanego ze swojego piekielnego lewego kopnięcia na głowę, liczyli na kolejny nokaut w jego wykonaniu. Wbrew wszystkim, to właśnie Gonzaga wygrał walkę w sposób, którego nikt by się nie spodziewał – prawe okrężne kopnięcie na głowę w pierwszej rundzie pojedynku, po którym Chorwat padł na matę. Zszokowani fani powtarzali, że Mirko Filipovic „zginął od swojej własnej broni”.

 

7.
Cheick Kongo pokonuje Pata Barrego

Cóż to był za zwrot! Rok 2011, gala UFC Live 4, a w walce wieczoru dwóch zawodników wagi ciężkiej Cheick Kongo i Pat Barry. Początek walki, dwie minuty pierwszej rundy były bardzo spokojne. Zarówno jeden jak i drugi mocno obijali udo rywala niskimi kopnięciami, dochodziły też pojedyncze kombinacje. W połowie rundy, po skróceniu dystansu Barry trafił mocnym prawym sierpem i Kongo padł zamroczony. Spodziewać by się można było, ze to koniec – sędzia blisko zawodników, Joe Rogan krzyczący „It’s over”. Jednak nie – Kongo po części wrócił do siebie, przykleił się do przeciwka i starał przetrwać. Barry ponownie trafił prawą ręką, Kongo znowu poleciał na plecy, a słowa Rogana brzmiały „Myślę, że odpłynął”, ale po chwili się poprawił – „Jednak nie odpłynął” podczas gdy Kongo drugi raz się wybronił wstał i stanął plecami do siatki. Podpalony Pat Barry już całkowicie bez gardy szedł na rywala, chciał wykończyć go po raz trzeci, tym razem ostatecznie. Ku zdziwieniu wszystkich, Cheick Kongo dwukrotnie trafił Barrego prawą ręką, z czego to drugie uderzenie było nokautujące i kończące starcie. Walka miała tak ciekawy obrót wydarzeń, taki zwrot akcji, że dzięki temu bardzo często wykorzystywana jest w internetowych składankach najlepszych nokautów, czy highlightach o MMA w serwisie YouTube.

 

6.
Rafael Dos Anjos pokonuje Anthonego Pettisa

Słynący z bycia „kontuzyjnym” mistrzem, Anthony Pettis, trzy miesiące po obronie pasa w walce z Gilbertem Melendezem, stanął na przeciwko solidnego Brazylijczyka, Rafaela Dos Anjosa. Starcie miało przebiegać jak większość poprzednich, czyli Pettis o bardzo ciekawej i efektownej stójce, miał ponowie dać popis swoich umiejętności i gładko obronić pas. Od samego początku starcie wyglądało jednak inaczej. Rafael Dos Anjos całkowicie zdominował Amerykanina, bardzo dobrze wykorzystywał zapasy, znacznie lepiej zaprezentował się w stójce i złamał Pettisa. „Showtime” bezsprzecznie przegrał przez decyzję sędziowską, tracąc tym samym pas, który powędrował do Brazylii.

 

5.
T.J. Dillashaw pokonuje Renana Barao

Od czasu gdy Dominica Cruza zaczęły męczyć kontuzje i przez kilka lat nie walczył, na czele dywizji koguciej z pasem w ręce stał Brazylijczyk, Renan Barao i nic nie wskazywało na to, że do czasu powrotu Cruza znajdzie jakiegoś godnego przeciwnika. Barao wygrywał wszystkimi sposobami – poddawał, nokautował, wygrywał decyzje sędziowskie. Aż w maju 2014 roku, przyszedł sobie pewien pan z Team Alpha Male, który ćwiczył ciężko pod okiem Dwayne’a Ludwiga. Okazało się, że Ludwig perfekcyjnie rozpracował mistrza, a ów „pan”, czyli T.J. Dillashaw, perfekcyjnie przygotował się do walki, mając w głowie wszystkie wskazówki od trenera i bez problemu kontrolował walkę, nokautując mistrza w piątej rundzie i zdobywając pas. Od tamtej pory, świat przekonał się do Dillashawa i mimo zmiany klubu (trener pozostał ten sam), to on był i faworytem i wygranym ich rewanżowego starcia, które odbyło się rok później.

 

4.
Holly Holm pokonuje Rondę Rousey

Rondy Rousey nie da się opisać jednym słowem. Tak samo jak Jon Jones, „Rowdy” ma tylu samo hejterów co fanów. Arogancka, ostra, lubiąca pyskówki zawodniczka, która jest fenomenalnym judoką, zna doskonale parter, nazywana dzikiem, jej walki w dużej większości nie wychodziły poza pierwszą rundę, a kryptonit na jej umiejętności mogła mieć tylko Cristine „Cyborg” Santos. Przed galą UFC 193, Rousey była już gwiazdą – mistrzyni UFC, aktorka, występowała w wielu audycjach, została wybrana jako okładka drugiej części gry UFC. I średnia Holly Holm, która ledwie wygrała decyzją z Raquel Pennington , a z którą miała zmierzyć się „Rowdy”, nie miała być dużym problemem. Na ważeniu, dzień przed galą, Ronda Rousey wybuchła agresją, nazywając Holm i całą otoczkę fałszywymi. Holly Holm nie reagowała na sceny robione przez mistrzynię, była spokojna i wyciszona. Podczas walki „The Preacher daughter” doskonale trzymała Rousey na dystans, trafiała, a nawet obaliła ją! W drugiej rundzie było podobnie, z tym, że Holly Holm ciężko nokautowała Rondę Rousey, serwując mistrzyni pierwszą porażkę w karierze i stratę pasa. Duży szok to był dla świata MMA. Rousey pokazała, jak ciężkim faktem była dla niej porażka i nie umiała sobie z tym poradzić. Dana White w głębi serca na pewno płakał, gdy jego ulubienica przegrywała. A Holly? U Holly przede wszystkim sprawdziła się zasada, że spokój i cisza przed walka to najsilniejsza broń.

 

3.
Matt Serra pokonuje Georgesa St-Pierra

W 2006 roku Georges St-Pierre był na drodze wylewania fundamentów swojej legendy. W siódmej walce dla UFC, pokonał Matta Hughesa, zdobywając tym samym swój pierwszy pas wagi półśredniej. Wcześniej już walczył przeciwko Hughesowi, jednak nie podołał wyzwaniu i przegrał. Przyszedł czas na pierwszą obronę, która miała miejsce w 2006 roku na gali UFC 69. GSP skrzyżował rękawice ze zwycięzcą czwartej edycji programu The Ultimate Fighter, Mattem Serrą, który w walce był sporym underdogiem. Mimo tego, Serra w drugiej minucie pojedynku zaczął trafiać Kanadyjczyka czystymi ciosami i sędzia przerwał walkę. St-Pierre po walce kilkukrotnie wypowiadał się, że słaba dyspozycja była spowodowana problemami osobistymi, śmiercią kuzyna, chorobą ojca. Jak wiemy z późniejszej historii, GSP po wygraniu kolejnej walki, zawalczył o tymczasowy pas, a następnie wygrał w walce o prawdziwy pas wagi półśredniej.

 

2.
Chris Weidman pokonuje Andersona Silvę

Można powiedzieć, ze to właśnie Chris Weidman był zawodnikiem rozpoczynającym nową erę mistrzów w UFC i niespodziewane porażki w walkach o pas, które zmieniały właścicieli. Anderson Silva, „król dżungli”, jeden z najlepszych zawodników ze świetną stójką, wielokrotny obrońca pasa mistrzowskiego, zawodnik o długiej passie wygranych i autor świetnych nokautów kontra Chris Weidman, mało znany, o małym rekordzie, znakomity zapaśnik. I oczywiście wielu kibiców było po stronie Brazylijczyka. Sądzono, że to będzie kolejna prosta wygrana. Gala UFC 162, oczekiwany pojedynek, wszystko zaczęło przebiegać jak zawsze – walka w stójce, Anderson Silva prowokuje, robi dziwne gesty. Jednak w tej walce było coś innego niż zawsze. To warunki Weidmana, które przerastały Silvę. To umysł Weidmana, który nie dał się prowokacyjnym gierkom. I ostatecznie, to umiejętności Weidmana, dzięki którym mądrze prowadził pojedynek i ostatecznie dosięgnął pięścią i znokautował Silvę. Wieloletnie mistrz stracił pas. Umarł król, niech żyje król. Jednak UFC z Daną Whitem na czele postanowiło zestawić walkę rewanżową, która odbyła się pół roku później na gali UFC 168. Mimo tego, co widzieliśmy w pierwszej odsłonie, Silva nadal był faworytem w drugiej walce. Brazylijczyk tym razem poważniej podszedł do sprawy, jednak i to na nic się nie zdało. W połowie pierwszej rundy Weidman zblokował kolanem niskie kopnięcie „Spidera” który złamał piszczel i z grymasem bólu padł na matę. Koniec walki. Drugie zwycięstwo Weidmana. Pobicie legendy.

 

1.
Fabricio Werdum pokonuje Fedora Emelianenko i Caina Velasqueza

Niszczyciel legend. Fabricio Werdum. Człowiek, który w swojej karierze dwukrotnie pokonał dwóch zawodników wagi ciężkiej, którzy w tamtych okresach byli typowymi wymiataczami, nazywanymi najlepszymi w swojej kategorii. Ale od początku. Gala Strikeforce, 26 czerwca 2010. Starcie Fedor Emelianenko kontra Fabricio Werdum, które potencjalnie miało się skończyć tak jak większość poprzednich „Ostatniego cara” – szybko i przed czasem na korzyść Fedora. Gdy Emelianenko ruszył do przodu ze swoimi cepami, trafiając Werduma, podpalony wszedł w walkę parterową. Świetny grappler, Fabricio Werdum, szykował jednak niespodziankę i załapał Rosjanina w trójątne duszenie nogami, z którego – mimo walki – Emelianenko już nie wyszedł. Fani zamilkli, Łukasz Jurkowski komentujący tę galę w jednej z polskich stacji telewizyjnych zamilkł, każdy widz przed telewizorem zamilkł. Druga porażka w karierze Fedora Emelianenki. Po 10 latach zwycięstw, nadeszła porażka.

Przenosimy się o prawie 5 równych lat do przodu, czyli tegoroczny czerwiec i gala UFC 188. Werdum jako pretendent do pasa mistrzowskiego, w UFC, w swoich ostatnich walkach pokonał Marka Hunta i Travisa Browna. Obecny mistrz, Cain Velasquez, był zawodnikiem uchodzącym za dominatora dywizji, głównie ze względu na podwójną, brutalną wygraną nad Juniorem dos Santosem oraz podwójnym nokautem w walkach z Antonio Silvą. W większości przypadków, fani wierzyli w wygraną Velasqueza, nie przekonywał również nikogo fakt, że Werdum solidnie przykładał się do stójki. W walce wyszło całkowicie inaczej. Stroną dominującą okazał się „Vai Cavalo”, kontrolując pojedynek, trafiając Velasqueza, podczas gdy temu zabrakło tlenu, i ostatecznie poddając mistrza gilotyną i zdobył pas. Po raz kolejny Werdum pokonał wielkie nazwisko!

 

 

Wszystkie artykułu z cyklu „Dziesięciu wybranych” znajdziecie TUTAJ.

Grafika: Margraf – Marek Romanowski

Exit mobile version