(Grafika: Fighters Arena)
Ciężko jest oceniać dziewiątą odsłonę Fighters Areny. Organizacja Marcina Jesiotra powróciła po bardzo długiej nieobecności, ze sporą masą problemów. Koniec końców, na Józefowską publiczność czekał dwu i pół godzinny, składający się z poddań, nokautów oraz zaciętych pojedynków, które wydają się dobre, bez rozkładania ich na czynniki pierwsze.
Jeśli jednak przyjrzymy się bliżej rozpisce, dostrzeżemy pewne zgrzyty. Niepewne rekordy jak i nazwiska zagranicznych rywali Polaków bolały. Można by przymknąć na to oko, gdyby nie fakt, jak szybko czasami nasi reprezentanci posyłali przeciwników do piachu. Drugą rzeczą było niedopasowanie rywali doświadczeniem. W jedynej walce kobiet na gali, Agnieszka Niedźwiedź stawiała swoje sześć zawodowych pojedynków na szalę przeciwko dwóm walkom Juli Stoliarenko. U mężczyzn może nie wygląda to tak fatalnie, ale dla słabo rozwiniętego, kobiecego MMA jest to ogromna różnica, co było widać po braku defensywnych zapasów Juli. Ratowała tą walkę, o dziwo, Agnieszka, która notorycznie zostawiała ręce, po które skręcała się Litwinka.
Należy jednak pochwalić te „bratobójcze” boje. Polsko-Polskie starcia prezentowały niezłe tempo i przyzwoity, a wręcz dobry poziom techniczny. Wartą do odnotowania jest starcie Bogusława Fijałkowskiego z Aleksandrem Rychlikiem. Znany z pierwszego MMAstera, reprezentant Arachionu zafundował rywalowi soczysty nokaut w drugiej rundzie. Nim jednak do tego doszło, musiał przejść przez dwie niesamowicie groźne sytuacje, gdy sam ledwo co stał na nogach.
Niestety, w Józefowie nie zebrał się komplet widzów. Na osiemset rozstawionych siedzeń, zapełnionych zostało może z połowa, jak nie mniej. Ktoś z widowni rzucił, że jest mniej niż dwieście osób. Może trochę przesadził, ale faktycznie, większość hali to to nie była. Czy to dobrze? Trzeba zapytać organizatorów.
Ostatecznie, oceniam Fighters Arenę 9 na mocną trójkę/słabą czwórkę. Fakt, raziły mismatche w zestawieniach Polska vs. nasi sąsiedzi, ale dzięki nim zobaczyliśmy ciekawe nokauty i poddania. Coś za coś. Czy był to godny powrót? Może powrotem roku bym tego nie nazwał, ale cieszy fakt, że Fighters Arena wraca. Młodzi i ambitni mają kolejną okazję, by nabrać doświadczenia oraz, przy okazji, zarobić trochę grosza.
PS. Czysto autorska refleskio-opinia: Albo ktoś przesadził z photoshopem, albo dziewczyny na plakacie są ładniejsze niż te, które były faktycznymi Ring Girls. Czuje się mocno oszukany…
Jan Niwiński