Francis Ngannou (11-3), który roku 2018 nie może zaliczyć do udanych, ma zamiar powrócić na zwycięski tor w walce z Curtisem Blaydesem (10-1). Zawodnik przyznaje, że trochę się pogubił i nie wytrzymał presji, jaka została na niego nałożona.
„Predator” przegrał ze Stipe Miocicem (18-3) i, jeżeli tą walkę można było tłumaczyć brakiem doświadczenia, to porażka z Derrickiem Lewisem (21-6) była najnudniejszą walką w historii UFC. Ngannou uważa, że presja która na nim ciążyła, była odpowiedzialna za te wydarzenia. Przyznaje jednak, że już jest w dobrej kondycji psychicznej.
Byłem pod dużą presją i nie za bardzo umiałem sobie z tym poradzić. Zdałem sobię sprawę, że coś jest nie tak i przypomniałem sobie, dlaczego tu jestem. Jestem tutaj, bo to było moje marzenie, to nie był przypadkowy wybór. Mój talent sprawił, że jestem w tym miejscu. W sobotę poradzę sobie z przeszłością i zamierzam iść naprzód.
Były pretendent do mistrzowskie tytułu odniósł się również do ostatniej walki z Lewisem.
Ostatnim razem wciąż miałem w głowie porażkę z Miocicem. Ale zapewniam, że to się więcej nie powtórzy. Zobaczycie Ngannou, którego widzieliście wcześniej.
Francis Ngannou musi niewątpliwie wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności. Kolejna porażka w słabym stylu może oznaczać koniec w największej organizacji UFC.
źródło: bjpenn.com