Na najbliższej gali UFC będziemy świadkami powrotu legendy, która przez wiele lat budowała markę organizacji na całym świecie, zanim w organizacji pojawiły się takie gwiazdy jak Ronda Rousey czy Conor McGregor.
Mowa oczywiście o GSP, który w czasach aktywnej kariery zdołał 9 razy pod rząd obronić swój pas kategorii półśredniej, by ostatecznie w 2013 roku w statusie supergwiazdy sportów walki ogłosić przejście na emeryturę. Kanadyjczyk na swój powrót do oktagonu otrzymał niełatwe zadanie, zmierzy się bowiem z mistrzem kategorii średniej Michaelem Bispingiem. Anglik nie dość, że wywodzi się z cięższej kategorii niż ta w której całą karierę walczył St. Pierre, jest on także bardzo medialnym zawodnikiem znanym ze swojego trash-talku, którym zdążył już napsuć krwi Kanadyjczykowi podczas konferencji organizowanych przez ich pojedynkiem.
Georges St. Pierre przez wiele lat olśniewał wszystkich swoimi występami w oktagonie, czego nie można powiedzieć o jego umiejętnościach w zakresie promowania walk. W rozmowie z mediami którą były dominator kategorii półśredniej odbył w Montrealu podczas dnia medialnego przed UFC 217, GSP wyjaśnia dlaczego nie zdecydował się na rywalizowanie z Anglikiem w walce na słowa:
Nie uprawiam trash-talku, jestem jaki jestem. Teraz trzeba być jak Conor McGregor, bo on zarabia duże pieniądze. Tylko, że on jest naturalny i robi to dobrze, a wszystkim wydaje się, że to też ich sposób na zarabianie pieniędzy.
Ja staram się być naturalny, pozostać autentycznym. Nie jestem dobry w trash-talku, po prostu. Jeśli starałbym się to robić, zrobiłbym z siebie głupka i przegrał. Po pierwsze angielski nie jest moim głównym językiem. Myślę po francusku, a trash-talk ma specyfikę rapowej bitwy freestyle’owej, po prostu nie jestem w tym dobry. Walczę tylko tam gdzie czuję się silny.
Jeśli wierzyć Georgesowi najważniejszą dla niego rzeczą w ponownym wejściu do walki będzie wygrana, a nie wypłata która powędruje na jego konto czy popularność medialna związana z porywającymi występami na konferencjach.
Nie skupiam się na tym, nie dbam o to. Wolę nic nie zarobić i wygrać walkę niż zarobić $10 milionów i przegrać, przysięgam, że to prawda. Zawsze taki byłem, nawet wtedy kiedy byłem biedny. Chcę wygrać, nie dbam o krytykę, będą chcieli mnie poznać kiedy zostanie to osiągnięte.
Czy opanowane podejście St. Pierre’a wygra w klatce z agresywnym, gadatliwym temperamentem Bispinga? Przekonamy się już w najbliższy weekend w walce wieczoru na gali w Nowym Jorku. Faworytem bukmacherów przed nadchodzącą walką jest właśnie Georges St. Pierre.
źródło: mmafighting.com