Karol Bedorf wrócił na największą scenę KSW – tym razem już jako legenda. Wprowadzenie do Hall of Fame na gali XTB KSW 112 stało się okazją do szczerej rozmowy o karierze, właściwym momencie odejścia, życiu po sportach walki i pasji jego syna Borysa. W wywiadzie dla naszej redakcji były mistrz wagi ciężkiej odsłonił kulisy swojej kariery i kilka bardzo osobistych historii.
Karol Bedorf podkreślił, że decyzja o zakończeniu kariery była przemyślana i – jak mówi – podjęta „w idealnym momencie”.
Życzę każdemu, żeby zrobił nie za mało, ale przede wszystkim nie za dużo. Żeby wiedział, kiedy zejść ze sceny. Wstałem pewnego dnia i poczułem: to jest ten moment.
To nie była ucieczka, tylko świadomy krok. Bedorf od pięciu lat prowadzi firmę BedorfSPA, zajmującą się budową basenów i stref SPA.
Chciałem mieć swoją firmę, swoje biuro, codziennie parzyć kawę i robić coś precyzyjnego. Wody nie oszukasz – tak samo jak nie oszukasz przygotowań do walki.
Były mistrz wrócił pamięcią do najważniejszych momentów w karierze. O legendarnym high kicku na Michale Kicie mówi z dystansem, ale z ogromną wdzięcznością.
Pozdrawiam pana Janisza – ta ksywa ‘Bruce Lee’ została ze mną na lata. Wyszło pięknie, ale to była tylko walka.
Z kolei starcie z Pawłem Nastulą, jak sam przyznaje, było przełomem.
Zdobyłem pierwszy w historii pas wagi ciężkiej. A Paweł? Zawsze byłem jego fanem, jeździłem do niego na sparingi. Wiedziałem, że jest piekielnie silny.
Bedorf wspomina także bój z Fernando Rodriguesem jako „wypadek przy pracy”, a za jedną z najbardziej satysfakcjonujących walk uznaje tę z Olim Thompsonem.
Wyjechał na wózku przez lowkicki – to była dobra robota.
Karol przyznał, że choć nadal mieszka częściowo w Marbelli, nie odcina się od sportów walki – głównie ze względu na syna, Borysa.
On chce to robić profesjonalnie. Powiedziałem mu: ja ci pomogę, nie będę ci przeszkadzał. Całą wiedzę dam ci na tacy, bo ja jej nie miałem, kiedy zaczynałem.
W pewnym momencie do rozmowy wszedł sam Borys, który z dumą stanął u boku ojca.
Chciałem poczuć klimat klatki KSW. Wiedziałem, że chcę się bić. Zawsze wybierałem UFC zamiast NBA – to jest to, co kocham.
Na koniec Bedorf z uznaniem wypowiedział się o panującym mistrzu Philu de Friesie, którego dominacja – zwłaszcza wagowa – robi na nim ogromne wrażenie.
Dla niego to można by zrobić osobną kategorię – open. Pokonał wszystkich, jest nie do przejścia.
Wzruszającym momentem okazało się wspomnienie trenerów Andrzeja Kościelskiego i Piotra Bagińskiego.
Jak zobaczyłem ten trailer przed wejściem, zrobiło się miękko. Miałem nawet chusteczkę na wszelki wypadek.
Zobacz także: Patryk Kaczmarczyk po KSW 112: „Czułem, że mnie lekceważą”
Więcej w wywiadzie dla naszej redakcji:
