Powrót Kevina Lee do dużej organizacji zakończył się dramatycznie. Zamiast triumfu w turnieju PFL, Amerykanin wylądował na deskach z połamanymi kośćmi twarzy. Jak przyznał – nigdy wcześniej nie doznał nic gorszego.
ZAKŁAD BEZ RYZYKA – każdy do 100 zł – obstawiaj walki MMA na Fortunie!
Kevin Lee zadebiutował w PFL jako zastępstwo last minute w tegorocznym turnieju wagi lekkiej. Wszedł w zastępstwie, przyjął walkę z rozpędzonym Gadzhim Rabadanovem – i zapłacił wysoką cenę. Po gradzie uderzeń padł nieprzytomny na matę już w pierwszej rundzie. Dopiero po walce ujawnił, że w wyniku obrażeń doznał złamania szczęki.
Miałem już wszelkie możliwe kontuzje.
– powiedział Lee na Instagramie.
Miałem złamane palce, złamane palce u nóg, złamania w stopie, skręconą kostkę, przeciążenie piszczeli. Trzy operacje kolan – trzy razy zerwany ACL, rozwalone więzadła, naderwany dwugłowy uda. Biodro, pachwina, wrzód żołądka, barki… mógłbym wymieniać dalej. Ale to? To jest najgorsze z najgorszych.
Dla przyspieszenia procesu gojenia, szczękę Lee trzeba było unieruchomić za pomocą metalowego drutu. To oznacza m.in. całkowite ograniczenie mówienia i płynna dieta przez tygodnie.
Nie łamcie sobie szczęki. Nie zakładajcie drutu. To najgorsze g*wno. Serio. Nie ma nawet drugiej takiej rzeczy. Jest źle przez 24 godziny na dobę. K*rewsko źle. Nie ma na to innego słowa.
Kevin Lee, który wrócił z emerytury z nadzieją na jeszcze jedną szansę w UFC, zdążył przed zakontraktowaniem przez PFL zaliczyć zwycięstwo na scenie regionalnej. Jednak debiut w turnieju zakończył się katastrofalnie – Rabadanov, aktualny mistrz PFL z 2024 roku, dopisał czwarte z rzędu zwycięstwo przed czasem. Wcześniej odprawiał m.in. Brenta Primusa i Marca Diakiese.
Po porażce Lee nie ukrywał, że jego odporność już nie istnieje.
Nie mogę już przyjmować ciosów.
– przyznał.
Dziś nie wiadomo, czy Amerykanin jeszcze wróci do klatki.
Zobacz także: Kaszuba vs. Cossio: Niepokonany Polak wraca do klatki PFL
źródło: Instagram / Kevin Lee | foto: