(Grafika: Marek Romanowski/inthecage.pl)
Pora obiadowa to dziwna godzina na oglądanie gali MMA. Jednak takiej gali grzech było nie zobaczyć. W Pekinie organizacja M-1 zorganizowała gale z numerem 53, arcyciekawą dla polskiego fana. Walczyły legendy – Siergiej Kharitonov, walczyli byli i obecni mistrzowie M-1 Grabowski i Tybura.
Skupmy się na trzech pojedynkach z wagi ciężkiej, gdyż to one są dla nas najbardziej interesujące. Rosyjska legenda Pride FC, Siergiej Kharitonov zmierzył się z Amerykaninem Kennym Garnerem. Pierwsza runda była nie lada zaskoczeniem kiedy to panowie znani z mocnych ciosów i walce w stójce spędzili ją w parterze. Najciekawsze było to że faworyzowany Kharitonov wyraźnie przegrał tę batalię. Druga runda to jednak dominacja Rosjanina który raz po raz trafiał Garnera. Obaj panowie wypompowali się dość szybko i walka znacznie zwolniła. Trzecia odsłona była podobna do drugiej, dominacja Kharitonova który obijał Garnera powodując u niego spore rozcięcie które zmusiło lekarza do przerwania tego pojedynku.
Kto dalej dla Kharitonova? Wydaje się że logicznym posunięciem byłaby walka do której pierwotnie miało dojść. Mowa tu o innym bohaterze tej gali – Damianie Grabowskim. Obaj są wysoko w drabince M-1, obaj wygrali swoje pojedynki. To po prostu ma sens.
Jeśli jesteśmy już przy reprezentancie Lutadores Opole to warto omówić jego pojedynek. Przed walką pojawiały się głosy że po porażce z Tyburą w Damianie mogło coś „pęknąć”. Nic z tych rzeczy. „Polish Pitbull” w swoim stylu rozpoczął walkę, zapowiadał w wywiadach przed galą że będzie to stary Damian. Słowa dotrzymał. Zdominował kompletnie Konstantina Gluhova, który nawet w stójce nie potrafił stworzyć jakiegokolwiek zagrożenia (widać poprawę w tej płaszczyźnie Damiana, kilkukrotnie trafił Łotysza). Jedyne co można zarzucić Damianowi to kondycja. Był moment iż widać było jak Damian powoli traci energię. Warto dodać także że Gluhov był silniejszy od Polaka. Nie miało to jednak wpływu na walkę. Po sukcesywnym obalaniu i obijaniu Gluhova, w ostatnim starciu Damian poddał Kostię trójkątem rękoma. Bardzo solidny występ pokazujący że to nie koniec Damiana. Stary lis dalej liczy się w grze.
Kto dalej dla Grabowskiego? Tak jak pisałem wyżej – Siergiej Kharitonov to doskonały wybór. Drabinkowo zestawienie się broni, sportowo tacy zawodnicy „leżą” Damianowi.
Na koniec wisienka na torcie. Jeden z naszych głównych towarów eksportowych – niepokonany Marcin Tybura. Polak w walce z Denisem Smoldarevem był niższy i lżejszy, co rzadko mu się zdarza. Faworyt tej walki był tylko jeden – Marcin Tybura. Mimo początkowych problemów ze Smoldarevem, Polak szybko przejął inicjatywę, zdobył pozycje dominującą i już w pierwszej rundzie odklepał duszeniem zza pleców niepokonanego dotychczas Estończyka. W walkach Tybury widać że cały czas się rozwija, stójka wygląda co raz lepiej. Co można zarzucić Marcinowi? Jedyne co przychodzi na myśl to początek walki gdy dał się wywrócić i oddać rywalowi pozycję boczną. Jednak nic to nie dało bo Tybura szybko zesweepował rywala. Pierwsza obrona pasa zdana celująco, rekord 12-0 i rodzące się pytanie co dalej?
Kto dalej dla Tybury? Mam tutaj dwa typy. Pierwszym jest gwiazda Japońskich ringów, mistrz olimpijski w Judo – Satoshi Ishi. Pojedynek ten niezwykle pomógłby Tyburze zyskać jeszcze większy rozgłos na całym świecie (już dziś Tybura uważany jest za #1 na świecie w swojej wadze poza UFC). Drugą opcja jest zwycięzca walki Grabowski vs. Kharitonov. Każde z tych zestawień ma sens.