Maciej „Irokez” Jewtuszko już jako dziecko uwielbiał sportową rywalizację. Jak sam mówi, starał się nieco boksować we własnym zakresie i chociaż jego rodzice byli przeciwni takim zainteresowaniom, ostatecznie w technikum trafił na matę klubu Berserker’s Team ze Szczecina.
Zawsze mnie do tego ciągnęło. Najpierw boksowałem z kolegą, ale rodzice byli przeciwni i za bardzo nie chcieli, żebym trenował sporty walki, jednak znajomi zaczęli chodzić na zajęcia z jiu-jitsu. Poszedłem więc na salę sprawdzić jak to wygląda. Tam zostałem poskręcany jak żaba i tak to się rozpoczęło (śmiech). Potem zacząłem oglądać pierwsze gale MMA i wkręciłem się w temat na poważnie.
Wszystko zaczęło się więc od jiu-jitsu, ale główną pasją Macieja były sporty uderzane.
Zacząłem treningi od jiu-jitsu w Berserker’s Team, następnie dołożyłem do tego muay thai, które ćwiczyłem w klubie u Marcina Parchety, a na koniec dodałem jeszcze przygotowania bokserskie w Skorpionie Szczecin. Zawsze sporty uderzane bardziej mnie przyciągały. I chyba do dziś widać to w moich walkach, ale oczywiście starć w parterze również nie unikam.
Maciej wkroczył do zawodowego świata MMA w roku 2010 i szybko przedarł się do czołówki polskich zawodników, pokazując nie tylko efektowny, ale też bardzo skuteczny styl walki. Pierwsze siedem bojów w karierze zakończył przed czasem nokautując lub poddając swoich przeciwników, co zostało zauważone przez jedną z ówcześnie najlepszych organizacji na świecie WEC. Tam Jewtuszko, również przed czasem, pokonał Anthony’ego Njokuani, by następnie trafić pod skrzydła UFC. W największej organizacji na świecie miał okazję zawalczyć jedynie raz i przegrał. Stał się jednak jedynym Polakiem w historii walczącym dla WEC i drugim, który miał możliwość stoczenia boju w UFC.
W tym czasie „Irokez” zaczął też łączyć sport z pracą zawodową w straży pożarnej.
Pracę w straży rozpocząłem, gdy zaczęły się pojawiać ciekawe propozycje walk w USA i tak działałem i działam do dziś na dwóch polach. Jak byłem młodszy, to łączenie treningów i pracy nie stanowiło dla mnie problemu. Teraz jest nieco trudniej, bo po ciężkiej służbie, gdy jestem niewyspany, nie jest łatwo następnego dnia zrobić dobry trening. Będąc jednak na służbie również trenuję. Mam swoją matę. Wpada więc do mnie trener i np. robimy parter albo jiu-jitsu. Mam również na miejscu siłownię i mogę też biegać. Czasami muszę przerwać trening i pojechać gasić pożar lub kogoś ratować. Ogólnie nie jest lekko, ale daję radę.
W trakcie występów Macieja w amerykańskim WEC i UFC, zaczęły się też niestety pojawiać problemy ze zdrowiem.
Przed walką w UFC miałem bardzo mocne jednostki treningowe. Sparowałem z zawodnikami dużo cięższymi od siebie, z Michałem Materlą czy z Tomkiem Narkunem, a ja przecież ważyłem wówczas tylko w okolicach 80 kg. Byłem też zawodnikiem, który nigdy nie odpuszczał, nawet na sparingach. Robiłem wszystko na sto procent, a niestety to i mocne cięcie wagi do kolejnych pojedynków, odciskało swoje piętno na moim organizmie. Pojawiły się kontuzje, które niestety w dużej mierze zatrzymały rozwój mojej kariery. W życiu przeszedłem dwanaście operacji i wszystkie odbyły się przed walkami. W praktyce można więc powiedzieć, że dwanaście walk w karierze mnie ominęło. Gdzie mógłbym zatem być dziś, gdyby jednak do tych starć doszło?
Odpowiedź na to pytanie pozostaje otwarta, ale Maciej nie żałuje, że jego przygoda z UFC zakończyła się szybko. Dziś podchodzi do swoich treningów zdecydowanie inaczej, a dzięki walce w największej organizacji na świecie poznał również Maćka Kawulskiego i Martina Lewandowskiego.
Wówczas UFC to była zupełnie inna liga. Było mniej gal, mniej zawodników i biła się tam sama czołówka. Nie było łatwo się tam dostać i utrzymać się w ich szeregach. Nie żałuję jednak, bo trafiłem do KSW i to dzięki tej marce jestem bardziej znany w Polsce. KSW jednak wykonuje świetną robotę jeśli chodzi o krajowe media i promocję. Nie ma co się też oszukiwać, robimy to przecież dla pieniędzy. Patrząc z perspektywy czasu, może KSW byłoby nawet lepszym wyborem, gdybym od początku się w nim bił. Niczego jednak nie żałuję i bardzo dobrze wspominam dawne dzieje.
Debiut „Irokeza” w KSW nie należał jednak do udanych. W pierwszym pojedynku Maciek został bowiem znokautowany przez aktualnego mistrza Artura Sowińskiego. W kolejnej walce powrócił jednak na drogę efektownych zwycięstw i podczas KSW 21 ponownie stanął naprzeciwko Sowińskiego w walce o pas mistrzowski. Tym razem to jego ręka powędrowała do góry, a na biodrach zawisł upragniony pas wagi lekkiej.
Przed walką z Arturem było dużo mocnych deklaracji i wymiany zdań między nami. Byłem stawiany w roli faworyta, a tu taka wpadka. „Kornik” był tego dnia lepszy. Marzyłem o rewanżu i w końcu się udało. Może nie w takim stylu jak chciałem, ale może też do drugiego starcia podszedłem zbyt asekuracyjnie. Natomiast po pierwszej walce dostałem tyle niefajnych, napastliwych i obraźliwych wiadomości od różnych ludzi, tyle hejtu się na mnie wylało, że przeżyłem faktycznie trudne chwile. Nie spodziewałem się czegoś takiego. Niestety sprawdza się to, że jak wygrywasz, to wygrywamy, a jak przegrywasz, to jesteś sam.
Po tych wydarzeniach, w roku 2014 „Irokez” znokautował efektownie walczącego Vaso Bakocevica, po czym zwakował pas i zmienił kategorię wagową na półśrednią.
Zawsze musiałem zrzucać dużo wagi, a nie było to łatwe. Dodatkowo przez to też cały czas chodziłem poddenerwowany, a cierpiała na tym moja rodzina, moje dziecko. Całość też nie wpływała pozytywnie na moje zdrowie. Postanowiłem więc zmienić kategorię wagową.
W swojej pierwszej walce w nowej dywizji, Maciej przegrał na punkty z Kamilem Szymuszowskim, jednak w drugim starciu efektownie pokonał Krzysztofa Kułaka. Teraz natomiast stanie naprzeciwko mocnego i doświadczonego Dawida Zawady i będzie to dla niego niezwykle ważny pojedynek.
Ja jestem takim zawodnikiem, który chce jeszcze coś osiągnąć i na pewno nie powiedziałem ostatniego słowa. Ta walka jest dla mnie istotna, bo będzie to również walka o przedłużenie kontraktu z KSW. Chcę więc się dobrze pokazać, zrobić dobre show i podgrzać atmosferę.
Jak zakończy się zatem szesnaste zawodowe starcie w karierze „Irokeza”? Przekonamy się już 22 października, podczas gali KSW 40 w Dublinie.
źródło: kswmma.com