Site icon InTheCage.pl

Mamed Chalidow – zmarnowany talent?

Mamed Chalidow – zmarnowany talent?

(Foto: Federacja KSW kswfoto.com)

Gdy pierwszy raz zobaczyłem tego zawodnika, był on dla mnie zawodnikiem no name, z twarzy był podobny zupełnie do niczego ale sprawił, że szeroko otworzyłem usta… obrotówki, gibkość i szybkość. Pomyślałem wówczas, iż to jakiś Chuck Norris. Był to rok 2007-2008, ciężko sobie przypomnieć bo nie pamiętam też numeru gali KSW, zupełnie wtedy dla mnie nie znanej… W tym czasie MMA znałem jedynie z Pride, UFC i podziemnych walkach w klatkach.
Wraz z rozpowszechnieniem się KSW, poznałem imię tego zawodnika – Mamed Chalidow. A potem były walki: balacha na Irwini’e, zejście z dźwigu i uduszenie Lindlan’a, przeprost na kolanie Taylor’a, KO na Wallece’sie… wszyscy widzieli, iż Mamed nie nadaje się na polskie warunki i on sam także to widział prosząc publicznie w Łodzi o kontrakt z UFC. Nikt się temu nie dziwił, ustalono szczegóły kontraktu Czeczena z największą organizacją MMA na świecie, a następnie podniesiono roszczenia, bowiem kontrakt uznano za niski i otrzymano lepszy jednak nie wystarczyło to nagle sytuacja odwróciła się. Mamed w Łodzi mówił o marzeniu walk z najlepszymi, o chęci sprawdzenia się po czym później mówiono już jedynie o pieniądzach… wydaje się więc, że od samego początku to o nie chodziło. KSW odpowiedziało zdecydowanie lepszą ofertą finansową kontraktu niż zaoferowali Amerykanie, uwzględniając klauzule wyłączności i tym samym nigdy nie zobaczymy Mameda w UFC. Moim zdaniem Mamed wiedział, że w USA nie dostanie od razu wielkich pewnych pieniędzy bo rankingi rankingami a on jest w tym kraju zupełnie nie znany. Prawdopodobnie publiczne ogłoszenie chęci przejścia do UFC miało więc na celu po prostu zaszachowanie KSW i wypracowanie o wiele lepszego kontraktu… niestety za cenę utraty twarzy dla wielu ludzi.
Mamed pozostał w Polsce i  dalej odprawiał rywali z kwitkiem. Kolejne więc było ustalenie płaskostopia Grove’a i poddanie go skrętówką… i niestety poddanie Manhoef’a człowieka bez parteru, poddanie Sakuraia notowanego w światowym rankingu jakieś 200 pozycji niżej niż Mamed, a ostatnio skręcenie stawu łokciowego Falcao i poddanie bo balachą.
Maciej Kawulski mówi w swoich wywiadach, że nie boi się o rywali dla Mameda, bo ciągle z UFC ktoś wypada i ciągle pojawiają się nowi zawodnicy na granicy UFC… jak jednak traktować te słowa skoro KSW jak dotąd nigdy nie pozyskało nikogo niejako świeżo po UFC. Trudno też uwierzyć, iż nagle pojawi się nowy zawodnik no name i stoczy wyrównaną walkę z Mamedem. O wiele bardziej realne wydaje się jednak to, iż pokonanie Falcao faktycznie wyczerpało listę rywali godnych dla Mameda i KSW zdaje sobie z tego sprawę jak również z tego, że większość Polaków ogląda walki Mameda dla samego Mameda i do robienia pieniędzy to wystarczy… bo nie oszukujmy się, raczej nie ma co marzyć na zakontraktowanie mu Okamiego lub kogokolwiek z Bellatora, WSOF czy M1 Golbal. Realnie tę sytuację można porównać do takiej w której cofamy się w przeszłość w której Robert Lewandowski, nie odchodzi z Lecha Poznań co tłumaczy się tym, że w Polsce może rywalizować z czołowymi polskim klubami i zawodnikami, walczyć o puchary i LM… Paradoksalnie byłoby to prawdą ale podobną do tej jaką głosi Maciej Kawulski o Mamedzie, pytanie jednak jakim dziś zawodnikiem byłby Robert Lewandowski? Czy rozwinąłby tak swój talent? Czy znałby go dziś cały piłkarski świat? Z całą pewnością.. nie.
Mamed Chalidow osiągnął bardzo wiele, jego kariera jednak nie zostanie zwieńczona walkami z najlepszymi zawodnikami na świecie. Talentem do walki i wrodzonymi predyspozycjami nie dorównuje mu nikt w Polsce ani w Europie. Miły człowiek, przykład udanej asymilacji obcokrajowca w Polsce ale to wszystko psuje nieco epizod z UFC i pytanie o gdzie leży cienka linia oddzielająca ambicję sportowe od czysto finansowych.

Exit mobile version