Pora na 5 event spod szyldu DWCS, który będzie zarazem półmetkiem tegorocznej rywalizacji. Przed szansą na kontrakt z UFC stanie drugi Polak czyli Łukasz Sudolski. Na karcie m.in meksykański talent Daniel Zellhuber czy mocno pompowany przez amerykańskie media Aaron Jeffery.

205 lb: Łukasz Sudolski (8-0) vs. Igor Poterya (19-2)

Niech rekord Ukraińca nikogo nie zwiedzie. Faworyt w tej walce jest jeden i jest nim Łukasz Sudolski. Szczecinianin przez większość kariery związany z Babilonem w marcu tego roku miał walczyć o pas tejże organizacji, ale w ostatniej chwili rywal się wycofał. Byłoby to zwieńczenie kariery „Pcheły” w klatce Babilonu. W dotychczasowych pojedynkach dało się zauważyć przekrojowość Łukasza. Potrafi bardzo mocno naruszać w stójce, ale nie stroni też od prób zapaśniczych czy nawet poddań z dołu. Brakuje jeszcze nieco techniki w uderzeniach, bo czasem wyglądają dość chaotycznie i nieprzygotowanie. Przy niektórych szarżach ma statyczną głowę i dość mechanicznie naciera z sierpami odsłaniając się na kontry. Nadrabia to szybkimi rękami i pracą na zasięgu trzymając rywala na końcu swoich pięści. Solidne ma też obalenia spod siatki, względnie poprawną defensywę zapaśniczą oraz brutalne ground and pound. Nadal jest sporo znaków zapytania, ponieważ poza debiutującym wówczas Marcinem Filipczakiem (5-2) nie pokonywał zbyt jakościowych rywali. Tym niemniej w większości walk wygląda bardzo pewnie, jest gotowy na każdą płaszczyznę.

Igor Poterya prawie całą karierę spędził na różnych ukraińskich eventach. Ma niezwykle nabity rekord, na co tu dużo mówić plackach. Spora część do dziś nie ma żadnej wygranej na koncie. To jednak nie jest największy problem. On z tymi słabymi zawodnikami miał spore problemy. Boksersko długimi fragmentami oglądając potyczki Ukraińca można się zastanawiać czy to MMA czy zadyma kibicowska. Bez żadnej gardy rozpuszcza ręce idąc na prawdziwą awanturę. Defensywa w każdej formie woła o pomstę do nieba. Zapasy defensywne katastrofalne. Obalał go i kontrolował Felipe Nsue (18-21), a także Georgi Lobzhanidze (11-6). Z dołu nie potrafi nic poza wymuszaniem pasywności. Wątpliwa kondycja, na której odbijają się te wściekłe ataki. Na plus można zaliczyć techniki nożne, które ma niczego sobie. Kręci obrotówki na głowę, sporo niskich.

Wyraźnie faworyzuję w tym starciu Łukasza Sudolskiego, który, jeśli nie da się gdzieś ustrzelić podczas jednego ze swoich dość mechanicznych ataków to będzie demolował zapaśniczo Ukraińca, ograniczając wszystkie jego argumenty do minimum. Nie ma sensu bawić się w bijatykę z tak nieprzewidywalnym zawodnikiem, skoro ma tak olbrzymie braki w płaszczyźnie, którą „Pcheła” potrafi egzekwować. Przewaga powinna być też widoczna w obszarze siły. Poterya mimo niezłego wzrostu rywalizował sporo w dywizji średniej i nie wydaje się móc stawiać siłowo czoła typowym półciężkim. Biorę lekki margines na młody wiek i potencjał na rozwój Ukraińca, ale mając w pamięci beznadziejny momentami występ z Lobzhanidze w marcu tego roku oraz prawdopodobnie przygotowania życia Łukasza Sudolskiego przewiduję grę do jednej bramki i spokojne wywalczenie kontraktu z UFC.

Typ: Łukasz Sudolski TKO (70%)

155 lb: Chris Duncan (7-0) vs. Manuel Gaxhja (7-0)

Chris Duncan trzykrotnie zwyciężał na Bellatorze przed czasem, ale o dziwo nie dostał kolejnej szansy i natychmiast wylądował na DWCS. To srogi striker bardzo skrupulatnie rozbijający swoich oponentów. Ma celne, szybkie kombinacje, bazuje na kumulacji soczystych ciosów, a nie jednej zabójczej bombie. Bardzo brutalnymi kombinacjami głównie 1-2 zgotował Mateuszowi Piskorzowi piekło w Bellatorze. Konsekwentnie wplata w te kombinacje haka na korpus oraz podbródkowe. Więcej krzywdy wyrządza prawa ręka. Kopie na wszystkich wysokościach zarówno z nogi wykrocznej jak i zakrocznej. Nie do końca przetestowane są zapasy defensywny Chrisa. Problemem może być też większa smykałka do kontr przyszłych rywali. Piskorza turbował pod ogrodzeniem bez większej odpowiedzi będąc odsłoniętym. Polak nie wyprowadzał ofensywy, podobnie jak Leandro Souza (8-4). Dużo lepiej wygląda się, gdy przeciwnik nie stawia żadnego oporu, ale w UFC może to być szybko sprawdzone.

W rekordzie Manuela Gaxhji próżno szukać zawodnika, który mógłby rywalizować na lokalnej polskiej gali, a tym bardziej w UFC. Dodatkowo dwukrotnie miał z nimi walkę na dystansie. Albańczyk nie walczył zawodowo ponad 2 lata. Odkładając na bok te fakty należy zwrócić uwagę na większą niż w przypadku Szkota efektowność toczenia pojedynku. Duncan kończąc wszystko przed czasem jest oczywiście bardzo imponujący, ale Gaxhja dokłada element dramaturgii. W stójce poluje na bardziej ekwilibrystyczne akcje. Nie zabraknie axe kicków czy szalonych kolan. Cechuje go lekkość na nogach połączona z dużą dozą inwencji twórczej. Stara się obalać, często czytelnie ze wstecznego. Potrafi tracić dominujące pozycje parterowe jak dwukrotnie z Anestisem Lyagborem (1-2). Mniej imponuje tężyzną fizyczną niż Szkot. Jest co prawda szybszy, ale też mocno się pompuje. 

Jeżeli Gaxhja nie poczynił wielkich postępów w swojej grze pełnej szaleństwa, często nieroztropnych akcji to zawodnik pokroju Chrisa Duncana powinien to wykorzystać. Szkot powinien bronić prób obaleń Albańczyka i od drugiej rundy, gdy Manuel zwolni, rozbijać go ciosami pod siatką.

Typ: Chris Duncan TKO (65%)

185 lb: Aaron Jeffery (10-2) vs. Caio Borralho (8-1)

O Jefferym mówi się już od dłuższego czasu, że powinien być w UFC. Dwie porażki są z niezłymi zawodnikami, którzy już reprezentują najlepszą organizację świata. Poza tym dominuje scenę Ameryki Północnej. Wiele razy walczył w walkach wieczoru. Jest niezwykle charakterny, odporny. Dużo jest w jego walkach klinczu pod siatką, popartego kolanami. W ten sposób po problemach w 1. Rundzie odciął Andre Petroskiego (6-1), wypunktował Colina Huckbody’ego (10-3). Głownie stosuje podchwyt. Ten styl dość zaskakuje, bo Jeffery dysponuje ciekawą luźną stójką kiwając prostymi po czym wystrzeliwując prawe krosy lub sierpy. Petroski obnażył braki zapaśnicze Kanadyjczyka. Wpadał w niego jak byk z obaleniami i udawało się sadzać Aarona pod siatką. Dobrze prezentują się u niego parametry wydolnościowe oraz siła. Spory talent, ale mam pewne wątpliwości czy wniósłby wiele kolorytu i jakości do UFC.

Caio Borralho walczy w karateckim stylu nieustannie podskakując w miejscu będąc systematycznie bokiem do rywala. Stosuje dużo ciosów prostych o dużym natężeniu siły. Jak przystało na karatekę regularnie kopie. W obszarach zapaśniczych i parterowych jest solidny, ciekawość budzi przekrojowość poddań. Kluczowa dla niego może okazać się praca na nogach, jeśli da się zepchnąć do klinczu to Kanadyjczyk może już nie wypuścić tej pozycji i dotrwać w niej do końca rundy. Sporą szansą poza stójką mogą być też zapasy, Aaron ma dobrze opanowanie wstawanie, ale przy zagrożeniu parterowym Brazylijczyka może mieć większy ból głowy, aby bezpiecznie wrócić na nogi.

Delikatnie typuję bardziej skondensowanego w swych działaniach Aarona, który prędzej czy później bazując na odporności skróci dystans z lotnym Brazylijczykiem i umęczy go pod siatką karcąc raz za razem kolanami.

Typ: Aaron Jeffery Dec (55%)

155 lb: Lucas Almeida (12-0) vs. Daniel Zellhuber (11-0)

Intrygujące starcie dwóch niepokonanych lekkich, którzy 21 z 23 walk wygrywali przed czasem. Posiadający zaplecze kick-boxerskie Lucas Almeida walczył na znanych galach Jungle Fight czy Max Fight. Był tam kilkukrotnym mistrzem. Jest chaotyczny w stójce, bardzo nieodpowiedzialny w defensywie. Skrupulatnie poluje na jedno uderzenie mające odłączyć przeciwnika. Niekiedy jest to mocarne wysokie kopnięcie, a w innej konfiguracji kanonada cepów idąc w linii prostej na rywala. W swoich poczynaniach zupełne omija korpus rywala. Na plus na pewno jeszcze jest presja i wysokie tempo prowadzenia pojedynku. Nawet jak już brakuje paliwa to Almeida nie zwalnia. Słabo broni obaleń. Niekiedy czytelne próby są w stanie go kłaść, rywal na podłączeniu desperacko idący po nogi wciąga go w parterową rozgrywkę. Poza sprawnym wstawaniem, które niewątpliwie jest dużym atutem niewiele robi z dołu. Podejrzenia budzi też szczęka Lucasa. Dość niepozornym ciosem prostym podłączył go Bruno Tavares (13-6-1)

Zellhuber to o 8 lat młodszy przedstawiciel meksykańskiej sceny. Świetne warunki fizyczne, sprawność w wyprowadzaniu kopnięć.  Jest sporym przeciwieństwem do Almeidy. Lubuje się w prowadzeniu walki ze wstecznego, potrafi oddać pole rywalowi, ale jest zrywniejszy. Kapitalnie przepuszczał ciosy Gianfranco Corteza (4-4),  Przewaga szybkości może być niezwykle istotna w walce z bardziej morderczo nastawionym Brazylijczykiem. Główny cios to taki haczykowaty lewy sierp, którym zarówno inicjują jak i finalizuje akcje. Wykorzystuje parametry do punktowania srogimi kopnięciami na wszystkich pułapach, ale najczęściej są to „middle”. Odnajduje się w takim przypadkowym, pozbawionym techniki klinczu, dochodzi do niekontrolowanego zwarcia i wówczas potrafi tam wyprowadzić kilka uderzeń czy też wywrócić. Tak jak Almeida ma olbrzymie dziury w zapasach defensywnych. Jest systematycznie obalany, niezbyt ma narzędzia pozwalające mu wstawać do stójki. Nieco lepiej wygląda w ogólnym BJJ, bo i skontruje obalenie, aby potem ubić, sprawnie przechodzi pozycje.

Obaj zawodnicy mimo na pozór imponujących rekordów mają wciąż wiele mankamentów. Więcej optymizmu budzi Daniel Zellhuber. Nie tylko ze względu na wiek, ale względną dojrzałość w poczynaniach. Zapasy defensywne wiadomo, bardzo kuleją, ale świadomy swych gabarytów popartych szybkością potrafi być nieuchwytny, eksplozywny i ostrożny zarazem. Wydaje się, że powinno to wystarczyć na nie przebierającego w środkach, ale momentami dość ograniczonego Lucasa Almeidę.

Typ: Daniel Zellhuber Dec (60%)

265 lb: Rizvan Kuniev (10-2-1) vs. Edivan Santos (12-2)

Niejednokrotnie już wypowiadałem się na temat wątpliwej jakości rywali w rekordzie poszczególnych uczestników DWCS. W przypadku Edivana Santosa mamy do czynienia z prawdziwym apogeum. Ostatnie starcia to potyczki z rywalami, którzy mają teraz rekordy odpowiednio 0-14, 1-22. Wcześniej jeszcze m.in. 15-37. Jest to uwłaczające względem innych fighterów. Paradoksalnie jednak może być przynajmniej widowiskowo, bo Brazylijczyk zapewne pójdzie na całość. Kondycyjnie to zagadka, bo nigdy nie dotrwał do decyzji.

Po drugiej stronie stanie były mistrz EFC Rizvan Kuniev. Nie skłamię mówiąc, że jest to mało efektowny zawodnik. Długimi fragmentami wciska w klinczu i nic nie robi jak z Ruudem Vernooijem (6-6), a innym razem rzuca ciosów jak na lekarstwo w starciu z Vladimirem Dayneko (13-5).  Jak na ciężkiego nieźle kopie, jest w miarę ruchliwy i markuje uderzenia. Jeszcze, żeby te próby zapaśnicze byłe takie jak np. w przypadku jego rodaka Ali Isaeva. Nic bardziej mylnego, wątpliwej jakości Holendra przez całą walkę tylko dociskał i więcej krzywdy chyba sprawił jego plecom, odciskając na nich wzór siatki niż całej reszcie ciała swoimi ciosami. Gdy już po umęczeniu wywrócił to leżał przyklejony i modlił się, żeby sędzia nie poddał.  Na początku kariery pokonał go obecny czołowy ciężki KSW Darko Stošić (16-4). Sam pokonywał rywali z zupełnie innej galaktyki niż Santos, dlatego wyraźnie go faworyzuję.

Szans dla Brazylijczyka upatruję w jakiejś bombie, która podłączy Kunieva. Najbardziej prawdopodobny scenariusz to katorżnicza praca Rizvana pod siatką. Niewykluczone jest też obalanie, gdyż Santos może mieć problemy siłowe (walczył w kategorii 84), a będzie miał za rywala ciężkiego zbijającego do limitu.

Typ: Rizvan Kuniev TKO (75%)