Chorwacki debiut UFC zdecydowanie można uznać za udany! Świetna walka wieczoru, dwie wygrane Polaków i nokauty w pierwszej rundzie. Sprawdźcie nasze plusy i minusy.

 

Plus and minus icons

Junior Dos Santos – stary dobry JDS! Kapitalny boks, szybkość, praca na nogach Juniora pozwoliła mu na pewne zwycięstwo z mocno bijącym Benem Rothwellem. Sama walka była ciekawa choć jednostronna. „Cigano” trafiał naprzemiennie głowę oraz korpus rywala co utorowało mu drogę do wygranej. Świetnie się oglądało wyczyny Brazylijczyka. A front-kick’a z drugiej rundy nie powstydziłby się Król Leonidas!

Damian Stasiak – największe obawy były właśnie o wracającego po rocznej przerwie Damiana. Stasiak potrzebował niespełna trzech minut na odklepanie Pejica. Rywal nie miał nic do powiedzenia, Stasiak od początku narzucił swoje warunki co zaowocowało poddaniem już w pierwszej rundzie duszeniem zza pleców.

Derrick Lewis – brutalna siła! Po Damianie Grabowskim przyszedł czas na Gonzage. Brazylijczyk robił co mógł jednak mocarne ręce Lewisa zrobiły robotę nokautując już w pierwszej rundzie „Napao”. Zdecydowanie to czas na kogoś z TOP 15.

Marina Moroz – solidny występ Ukrainki, dobry parter, dobra stójka i umiejętność wyjścia z opresji sprawił że Moroz walkę wygrała a także dała jasny sygnał by nie skreślać jej z szeroko rozumianej czołówki. Świetne ucieczki z technik Moroz!

Francis Ngannou – z lekkimi problemami ale zwyciężył. Posiadający kowadło w reku Francuz rozbił swojego rywala na tyle że oko Curtisa Blaydessa całkowicie się zamknęło co zmusiło sędziego do przerwania tego pojedynku. Ngannou pokazał ze radzi sobie jakoś z pleców i potrafi przenieść pojedynek do stójki.

 

 

 

 

Minus

 

Jan Błachowicz – miała być egzekucja, był dreszczowiec. Pokrajac nie jest dobrym zawodnikiem, Janek dał z nim równa walkę. Według mnie niedopuszczalne. Rywal na tak niskim poziomie powinien być zniszczony bardzo szybko. Błachowicz dał się trafiać w stójce, powróciły stare demony kondycji. Były wymiany, sporo krwi, tylko po co? Walki z tak słabymi rywalami trzeba kończyć jak najszybciej.

Marcin Tybura – trochę przespana walka. Taktyka na wymęczenie przeciwnika sprawdziła się średnio, gdyż rywal nie opadł z sił jak zakładano. Pierwsza runda to klincz, i to ona zdecydowała gdyż druga jak i trzecia były dosyć jasne do wypunktowania. Nie był to tragiczny występ Tybury, jednak czegoś zabrakło. Na plus warto odnotować znacząca poprawę stójki Tybury.

Gabriel Gonzaga – czas kończyć. Brazylijczyk robił co mógł, udało mu się nawet obalić, jednak w klinczu nie potrafił przenieść walki do parteru a stójka to zabójstwo na wiekowym już Brazylijczyku. Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść.