(Grafika: Marek Romanowski/inthecage.pl)
31 maja swój debiut w największej organizacji MMA zanotuje Paweł Pawlak, ale warto się dowiedzieć co nieco o jego rywalu, a jest nim Piotr Sobota, znany bardziej jako Peter Sobotta.
Peter to tak naprawdę swój chłop, urodził się w Zabrzu i mówi bardzo dobrze po polsku. Będąc jeszcze dzieckiem przeprowadził się z rodzicami do Niemiec, a dokładniej na południowy zachód do małego miasteczka Ballingen. Po jakimś czasie zainteresował się sztukami walki co zaowocowało zapisaniem się na treningi judo, taekwondo, a następnie boksu tajskiego i BJJ. Zainteresowania szybko przekuł w sukces, zostając wielokrotnym medalistą zawodów w BJJ, ale prawdziwy test umiejętności miał dopiero nadejść.
W 2004 roku, mając wówczas 17 lat, młody Peter zadebiutował w MMA na gali w Lipsku, mierząc się z Christianem Brucknerem, którego poddał w dwie minuty gilotyną. Kolejne walki dla lipskiej organizacji toczył w 2006 roku, notując dwie wygrane i pierwszą zawodową porażkę w finale turnieju z Nelsonem Siegertem. Po tej przegranej Peter skupił się na grapplingu i przez dwa lata kompletnie poświęcił się sportom „chwytanym” oczywiście z sukcesami, zostając m.in. kilkukrotnym mistrzem Niemiec w submission wrestlingu i BJJ.
Zdobywając praktycznie wszystko, co się dało w grapplingu na krajowym podwórku, Peter postanowił wrócić do startów stricte MMA. W czerwcu 2008 na gali w Bielefeld błyskawicznie poddał Belga Robina Dutry’ego dźwignią na łokieć, a miesiąc później zwyciężył w turnieju odbywającym się na południu Niemiec w Erfurcie, nokautując pierwszego rywala w 38 sekund, a drugiego w finale poddając duszeniem trójkątnym na 12 sekund przed końcem rundy. Po tych bezsprzecznych i szybkich zwycięstwach nawiązał współpracę z szybko rozwijającą się polską organizacją KSW. Na debiut w rodzinnym kraju, a dokładniej to na Śląsku (w Dąbrowie Górniczej) nie musiał długo czekać i już 13 września zmierzył się z Czeczenem na stale mieszkającym w Katowicach Kerimem Abzailovem – jednym z kuzynów Mameda Khalidova. Abzailow, który był niepokonany i, podobnie jak Peter, uskrzydlony szybkimi zwycięstwami przed czasem miał się okazać najtrudniejszym rywalem jak do tej pory. Po dwóch ciężkich i wyrównanych rundach regulaminowego czasu, sędziowie ogłosili trzyminutową dogrywkę. Abzailov już na początku rundy ruszył na Petera, lecz ten wybronił się i skontrował Czeczena trafiając go kilkukrotnie ciosami w stójce i kończąc na ziemi ciężkim ground and pound.
Zwycięstwo nad Abzailovem otworzyło Peterowi możliwość walk dla lepszych organizacjach jednak to. co miało się wydarzyć pewnie nigdy by się nie spodziewał. UFC czyli największa, najlepsza i „naj, naj, naj” organizacja na świecie ogłosiła na początku 2009 roku, że zorganizuje galę w Niemczech! To była szansa dla Petera, mającego duże ambicje i bardzo dobry rekord 8-1. UFC, by przyciągnąć widzów, musiało obsadzić gale kilkoma zawodnikami z Niemiec oraz Europejczykami, więc sięgnęło w pierwszej kolejności po jedynego w tamtym czasie Niemca w UFC Dennisa Sivera, który był naturalnym wyborem matchmakera. Kolejni zawodnicy kontraktowani na gale to byli głównie Brytyjczycy, lecz w marcu media obiegła wiadomość, że były zawodnik KSW Peter Sobotta podpisał kontrakt z amerykańskim potentatem na rynku MMA. Rywalem okazał się Brytyjczyk Paul Taylor (w momencie walki 9-4), który miał już stoczonych piec pojedynków w UFC. Do walki doszło 13 czerwca w Kolonii. Ostatecznie Sobotta uległ Taylorowi wyraźnie na punkty.
Szansa na rehabilitację nadarzyła się równy rok później, gdzie na UFC 115 w Vancouver stanął naprzeciw kolejnego Brytyjczyka – Jamesa Wilksa. Dla Wilksa była to trzecia walka w UFC gdzie w debiucie zwyciężył, a w drugiej walce uległ przez TKO.
Drugie starcie z Brytyjczykiem i druga przegrana – również na punkty. „Akcje” Petera w UFC zmalały gdzieś do 20%, a ostatnia walka w kontrakcie okazała się o „być albo nie być” w kontekście przedłużenia kontraktu. Peter musiał nie tylko wygrać tę walkę, ale najlepiej wygrać przed czasem w bardzo dobrym stylu. Pod koniec 2010 roku ogłoszono drugą galę w Niemczech, tym razem w Oberhausen. Peter został na niej zestawiony z Amerykaninem irańskiego pochodzenia Amirem Sadollahem. Był to zwycięzca reality-show The Ultimate Fighter 7 oraz bardzo dobry zapaśnik.
Do walki doszło w listopadzie na UFC 122. Sadollah zdominował Sobottę zapaśniczo i wypunktował go na przestrzeni trzech rund, zadając tym samym trzecia porażkę w UFC pochodzącemu z Zabrza zawodnikowi. Oczywiście trzy przegrane pod rząd nie dawały szans utrzymać się Sobocie w organizacji i tak też się stało, po krótkim czasie oficjalnie został zwolniony z Ultimate Fighting Championship.
Po zwolnieniu przez prawie rok nie stoczył żadnego pojedynku, dopiero w drugiej połowie 2011 dochodziły słuchy o możliwym pojedynku w Polsce. We wrześniu 2011 podpisał kontrakt z nowo powstałą polską organizacja MMA Attack, a rywalem jego okazał się Borys Mańkowski.
Mańkowski na ostatnie pięć pojedynków zwyciężył tylko raz, więc był to pojedynek dwóch zawodników po serii przegranych. Panowie zmierzyli się ze sobą 5 listopada w Warszawie. Walka została „walką roku” w polskim MMA, ale nie obyło się bez kontrowersji. Pojedynek okazał się bardzo wyrównany, aż tak bardzo, że ogłoszono nieznaczne zwycięstwo Mańkowskiego, po którym natychmiastowo narożnik Sobotty zgłosił protest do organizatora, widząc zwycięstwo swojego zawodnika. Wielu komentatorów również uważała, że zabrzanin nie przegrał pojedynku. Po prawie miesiącu od walki pojawiła się informacja od organizatora odnośnie zmiany werdyktu z wygranej Mańkowskiego na remis.
Po zamieszaniu związanym z listopadowym werdyktem Sobotta musiał szybko zapomnieć, gdyż już 24 marca 2012 miał startować na gali w Rumunii. Ostatecznie szybko odprawił zawodnika gospodarzy Mariusa Panina, poddając go duszeniem zza pleców. Miesiąc później ponownie pojawił się w Polsce, na gali MMA Attack 2, która miała miejsce w Katowicach. Rywalem Sobotty był Hiszpan Juan Manuel Suarez mający w tamtym czasie 12 zwycięstw i tylko jedną porażkę. Peter równie szybko zdominował rywala jak wcześniej w Rumunii i poddał go tą samą techniką – duszeniem zza pleców, ale to zwycięstwo różniło się od innych wcześniejszych – Zabrzanin oficjalnie reprezentował Polskę w tym pojedynku, a po zwycięstwie biegał w oktagonie z flagą Górnego Śląska, mówiąc Mateuszowi Borkowi i zgromadzonym kibicom, że walczył u siebie gdyż pochodzi, przecież ze Śląska. Przekonujące zwycięstwa w Rumunii i Polsce dały podstawy by myśleć powoli o powrocie do UFC, ale sam Peter wiedział, że jeszcze musi kilka walk wygrać by móc starać się o ponowny angaż do organizacji. Dobra okazja nadarzyła się pod koniec tego samego roku, w Erfurcie organizowana była kolejna edycja turnieju Casino Fight Night, którą przed rokiem wygrał Piotr Hallmann. Sobotta nie dał szans rywalom, zmuszając wszystkich trzech do poddania, wszystkich duszeniem zza pleców. Rewelacyjną passę pięciu zwycięstw chciał przedłużyć ponownie w Polsce, gdyż 28 kwietnia 2013 roku na MMA Attack 3 reprezentant Niemiec miał skrzyżować rękawice z Duńczykiem Nicolasym Dalbym. Ostatecznie do starcia nie doszło z powodu kontuzji Sobotty na kilka dni przed imprezą. Wobec tego 26 października 2013 roku Peter miał stoczyć już trzecią walkę w MMA Attack, a rywalem miał być niedawno zwolniony z UFC Norweg Simeon Thoresen. Niestety pojedynek jak i cała gala MMA Attack 4 została odwołana z powodu małego zainteresowania i wycofaniem się głównych sponsorów. By nie zmarnować całego okresu przygotowawczego, Sobotta wziął na szybko walkę w Niemczech, na gali Gladiator FC, gdzie jego przeciwnikiem miał być Gary Kono, ale do tej walki również nie doszło. Tym razem choroba pokrzyżowała plany, a dokładniej to poważne zatrucie żołądka, które przerodziło się w pięciogodzinną operację usunięcia części żołądka.
Aktualnie patrząc na rekord rywala naszego rodaka (13-4-1), to jest na fali wznoszącej, pięć szybkich zwycięstw przez tę samą technikę – duszenie zza pleców, wszystkie znaki na niebie i ziemi podpowiadają by lepiej nie pchać się do parteru z Sobottą, ale mając na uwadze poważną chorobę i operację, jaką przechodził w 2013, być może nie będzie w 100% sprawny siłowo i kondycyjnie do pojedynku. To daje większe możliwości naszemu Pawłowi, który moim zdaniem jest wszechstronniejszy w porównaniu do raczej jednopłaszczyznowego Petera Sobotty.