Site icon InTheCage.pl

Polski eksport cz.1: Mateusz Gamrot

Polski eksport cz.1: Mateusz Gamrot

(Foto: Cage Warriors; Grafika: Mariusz Olkiewicz/inthecage.pl)

Analizując wszystkich polskich zawodników MMA, można odnieść wrażenie, że najmocniejszą dywizją w naszym kraju jest kategoria średnia, mamy Chalidowa, Drwala, Materlę, Jotko, ale realne nadzieje na podbicie świata można wiązać tylko z jednym z nich, dlatego też powstał ten tekst, który ma za zadanie zwrócić waszą uwagę w stronę kategorii wagowej o 14 kilogramów niższej. Kategorii, w której drzemie zdecydowanie największy potencjał jeśli chodzi o podbijanie wszelkich federacji na świecie – mowa oczywiście o dywizji lekkiej. Hallmann, Held, Gamrot, to w tej chwili czołówka tej kategorii w Polsce, a coś czuję, że niedługo już nie tylko…

Ten tekst zamierzam poświęcić najmniej (póki co) rozpędzonemu na światowych salonach – Mateuszowi Gamrotowi. Nieskazitelny rekord, to uwielbiam, bo zawsze zastanawiam się czy to napompowany balon czy wielki talent i każda następna walka takiego zawodnika jest dla mnie wielką niewiadomą oraz niesie za sobą zawsze większy poziom emocji. „Gamer” do czasu podpisania kontraktu z polskim kolosem był związany jedynie z poznańską federacją XFS – Night of the Champions, na której galach wystąpił 3-krotnie, raz nawet tocząc walkę wieczoru, a podczas wszystkich edycji, w których brał udział dzielił rozpiskę z takimi nazwiskami jak Mańkowski, Jotko, Kondraciuk czy Shamaev, którego pokonał na jednej z gal. 3 zwycięstwa w ciągu roku zwróciły uwagę włodarzy KSW, co zaowocowało podpisaniem kontraktu i kolejnymi 3 wygranymi z rzędu. Zawadzki, Winner, George pokonani w niespełna rok szybko wywindowali popularność wychowanka Ankosu Zapasy Poznań oraz zwróciły uwagę wszystkich branżowych mediów, a sami kibice po zwycięstwie nad Andre Winnerem, który miał pierwotnie w tej walce robić zamach na mistrzostwo kontuzjowanego wówczas Maćka Jewtuszki ustawili Gamrota na samym czele drabinki do pasa dywizji lekkiej, w której mistrzem jest w/w „Irokez”. Duża zasługa stoi po stronie menadżera Mateusza, który nie czekał na termin kolejnej walki dla KSW, tylko obrał zagraniczny kierunek czego skutkiem było podpisanie „Gamera” przez Cage Warriors oraz ustalenie walki na Wyspach już we wrześniu. Walia, rywalem Walijczyk Tim Newman i co? 1 minuta i 37 sekund – lokalny heros odklepuje skrętówkę Polaka, który wedle relacji szwedzkich zawodników klubu All Stars Gym do spółki z Borysem Mańkowskim robił „przeciąg” w teamie Alexandra Gustafssona. Nie wiem czy świat, ale Europa już wie, kim jest poznański „Gamer”, który tym poddaniem zaliczył 3 bonusy za jednym…skręceniem. Kolejne wyzwanie czeka na niego w Krakowie – KSW 29: Reload, rywalem stary wyjadacz Łukasz Chlewicki (12-3-1). Gdy „Sasza” toczył swoją pierwszą walkę w MMA, to Mateusz miał niespełna 14 lat, i przygotowywał się do klasówek i kartkówek w gimnazjum. W dwóch słowach – zderzenie generacji. Czy Gamrot przejdzie weterana KSW komunikując pełną gotowość do walki o pas, czy może przeżywający drugą młodość Chlewicki wstrzyma prężnie rozwijającą się karierę Poznaniaka? Odpowiedź już 6 grudnia.

Jedno jest pewne, jeśli Mateusz będzie rozwijał się w takim tempie, i tak efektownie będzie kończył swoich oponentów, to pas Cage Warriors i KSW będzie jedynie przystankiem, a celem i realnym marzeniem stanie się pas UFC. Mimo tego, że Mateusz dopiero się rozpędza, podczas, gdy Piotrek Hallmann notuje 3 bonus w największej federacji świata, a Marcin Held zdobywa turniejowy pas Bellatora czekając na walkę o pas mistrzowski, to właśnie Gamrot jest najpopularniejszym polskim „lekkim” nad Wisłą jeśli mowa o wschodzących gwiazdach. Pewnie to nie uczciwe, ale z pewnością nikt kto kibicuje Polakom nie ma za złe „Gamerowi” tego, że mimo najmniejszych osiągnięć jest w naszym kraju bardziej znany wśród tzw. „Januszy” niż równie utalentowani koledzy. Wynika to oczywiście z faktu braku transmisji gal Bellatora i UFC w Polskiej telewizji, ale mimo wszystko życzymy Mateuszowi spadku popularności kosztem większych wyzwań sportowych, na które z pewnością przyjdzie pora, i to prędzej niż nam się wydaje.

Mariusz „Dooży & Grooby” Olkiewicz

Exit mobile version