(Foto : Damian Różewski)
W dniach 7-9 lutego odbyła się już 9 edycja od sparingowego- Slugfest Camp organizowana przez Łukasza Bosackiego. Jak zawsze na obozie nie brakowało czołowych, polskich zawodników takich jak: walczący w marcu o pas M-1 z Damianem Grabowskim- Marcin Tybura,zawodnik wagi piórkowej KSW, który swoją kolejną walkę stoczy już na gali KSW 26 z Anzorem Azhiewem- Artur Sowiński, czy nabytek nowej organizacji- PROMMAC, który skrzyżuje rękawice z Jackiem Czajczyńskim- Szymon Bajor. Do Witkowa zawitali również młodzi, perspektywiczni zawodnicy, oraz fighterzy z Czech.
Na pierwszym treningu uczestnicy obozu szlifowali swoje umiejętności w stójce. Trening poprowadziło dwóch zagranicznych gości- Jiri Prochazkai i Rudolf Kriz. Na żadnym z treningów nie było lenistwa i od pierwszych minut wszyscy byli zobowiązani od początku do końca ostro trenować. Po pokazaniu kilku technik – jak przystało na obóz sparingowy- nadeszła pora na sparingi, z czego wszyscy się ucieszyli. Sparingi były ciężkie i mocne, na sali było słychać tylko dźwięk potężnych ciosów i kopnięć wykonywanych przez trenujących. Każdy obecny dawał z siebie wszystko i chciał jak najszybciej pokonać swojego sparingpartnera. Nierzadko walczyli o to, który zrobi z nich najefektowniejsze uderzenie. Niestety nie dla wszystkich pierwszy dzień obozu skończył się pomyślnie. Dwóch trenujących doznało kontuzji, które wykluczyły dalsze treningi a Robert Izydorek ma złamaną kostkę, więc nie zobaczymy go na pierwszej gali Slugfest. Reszta obozowiczów po męczącym treningu prócz siniaków i obić wyniosła także owocne sparingi, które z pewnością zaprocentują w przyszłości.
Od samego rana to Przemysław Gnat, posiadacz czarnego pasa bjj przywitał zawodników na macie w drugim dniu Campu. Nie dawał zawodnikom zbyt dużo wytchnienia. Trener Walki Gniezno pokazał przejście w parterze do technik kończących i do pozycji dominującej. Ukazał wiele szczegółowych, ale ważnych błędów, jakie wykonują często zawodnicy podczas walki. Starał się wyrzucić złe nawyki, by podczas walki było im tylko łatwiej i mogli wkładać w swoje techniki jak najmniej siły. Podczas sparingów uczestnicy obozu urządzili sobie niezłą kulankę, na której nie zabrakło ładnych poddań i zaciętej rywalizacji.
Na popołudniowym, sobotnim treningu prowadzonym przez Roberta Kolskiego z Roger Gracie Academy trenujący doskonalili walkę w klinczu.Trener dużo czasu poświęcił na szkolenie przy ścianie, która imitowała klatkę. Tak jak Gnat pokazywał „jak zrobić, żeby si
robić”, czyli chwyty, podcięcia, rzuty przy klatce z wykorzystaniem masy przeciwnika a jak najmniejsze zużycie swojej energii. Dla zawodników były to niezwykle cenne rady, ponieważ ringu jest na szczęście coraz mniej, a klatek w klubach wciąż brakuje. Sparingi były efektywne jak i efektowne, bo nikt nie szczędził sobie rzutòw. Każdy każdego z wielką przyjemnością obalał Wszyscy sporo wynieśli z lekcji, dlatego mam nadzieję, że Kolskiego będzie można częściej widywać w Witkowie.
Ostatni dzień obozu również nie był lekki. Od rana Dariusza Berg prowadził trening MMA, czyli wszystko, co możliwe. Szkolił w technikach parterowych, obaleniach, walce w klinczu i stójce. Trening był urozmaicony, więc nie było monotonnie. Jak po każdym treningu nikt nie wyszedł nie zmęczony i nie poobijany ale wyszedł też z kolejnym cennym doświadczeniem.
Nie każdy został na ostatni trening obozu. Sala nie była już pełna, ale jakość pozostała taka sama. Po weekendzie ciężkich treningów ten nie był luźniejszy. Łukasz Bosacki pokazał tylko kilka technik, ale zrobił za to mordercze sparingi 5×5. Nikt nie oszczędzał siebie i nikt nikomu nie dawał odpocząć. Końcówka Campu okazała się najbardziej wymęczająca z całego obozu, mimo dużego zmęczenia uczestnicy dali z siebie wszystko po to, by w przyszłości podczas walki wynieść mniej zmęczenia i mniej ran.
Nie mam żadnych zarzutów co do organizacji obozu, był na wysokim poziomie, każdy miał dla siebie sparing partnera, uczestnicy na wyrównanym i wysokim poziomie. Nie wiem jak jest na innych obozach, ale z pewnością to jest jeden z najlepszych w Polsce i jeżeli ktoś chce piąć się wzwyż i dołączyć do czołówki światowej w swojej wadze, to taki obóz to dobry wybór. Co, albo kto zwrócił moja uwagę? Zdecydowanie jedyna para kobiet na tym obozie. Dziewczyny nie odstawały poziomem od chłopaków a determinacją, zaciętością i przede wszystkim rywalizacją przewyższały nie jednego zawodnika podczas walki. Zrobiły ogromne wrażenie na mnie, jaki kawał roboty zrobiły podczas tego obozu. Nic dziwnego więc, że na następnym obozie, który odbędzie się już za miesiąc kobiet będzie więcej.
Małą cześć obozu możecie obejrzeć na videoblogu Łukasza Bosackiego.