Sean Strickland szykuje się do powrotu po zawieszeniu, ale pierwsza propozycja UFC została przez niego odrzucona. Były mistrz wagi średniej twierdzi, że nie zgodził się na starcie z Anthonym Hernandezem na UFC 325 w Australii z jednego, zaskakującego powodu – braku ubezpieczenia medycznego. Amerykanin nie zamierza ryzykować wyjazdu i chce walczyć wyłącznie w USA.
Strickland wkrótce wróci do rywalizacji po długiej przerwie, która rozpoczęła się po porażce z Dricusem du Plessisem na UFC 312 oraz późniejszym zawieszeniu przez komisję sportową. Teraz Amerykanin celuje w powrót przeciwko Hernandezie, który w ostatnich miesiącach zdominował Romana Dolidze i wszedł do ścisłej czołówki dywizji średniej.
Problem w tym, że UFC chciało tego zestawienia już na UFC 325 w Australii – a Strickland publicznie powiedział „nie”.
Na Instagramie wyjaśnił sprawę bez owijania:
Dobra wiadomość: za 10 dni kończy się moje zawieszenie, jestem cholernie podekscytowany. Czy zawieszenie było do bani? Jasne, że tak. Powiedziałem ‘nie’ karcie w Australii – kocham was, ale nie mam ubezpieczenia medycznego. Fluffy nie chce tam jechać, ja też nie. Robimy to w Stanach.
Strickland przy okazji wystrzelił w stronę czołówki kategorii:
Dywizja średnia jest zamrożona. Jest Chimaev, ten mały frajer. Ramadan, operacja, potem walka z Nassourdinem za rok i będzie go tylko dociskał. Ta dywizja nie istnieje.
Amerykanin przekonuje, że w obecnym układzie bardziej opłaca mu się myśleć o kategorii półciężkiej niż o polowaniu na pas średniej.
Strickland przystąpi do kolejnej walki po dwóch porażkach w trzech ostatnich pojedynkach. Jego ostatnie zwycięstwo to wypunktowanie Paulo Costy na UFC 303.
Zobacz także: Sean Strickland wskazuje nowy cel: „Chcę zmierzyć się z amerykańskim Chimaevem”
źródło: Instagram / Sean Strickland
