(Grafika: Mariusz Olkiewicz/inthecage.pl)
Kolejnym wziętym przeze mnie pod lupę przy okazji gali KSW 30 jest Japończyk Kleber Koike Erbst – rywal Anzora Azhieva. Pochodzący z miasta Iwata zawodnik Stone Gym i Bonsai Jiu-Jitsu ma na swoim koncie 19 walk, z czego 15 wygrał, 3 zakończyły się porażką, a w jednej padł remis. Niewątpliwie jest podobny do innego zawodnika z karty poznańskiej gali – Rodrigo Cavalheiro, pod jakim względem? Obaj są lokalnymi gwiazdami, choć nie wiem czy w tak wielkich i/lub bogatych w tego typu zawodników krajach termin „gwiazda” ma uzasadnienie. Tak czy inaczej Rodrigo walczył jednokrotnie poza Brazylią, gdzie w USA poniósł porażkę z rąk Marcina Helda, a Kleber nawet nie ruszył się z Azji. Jego największy „trip” zakończył się w Chinach, gdzie walczył 2-krotnie.
Erbst rozpoczął swoją zawodową karierę MMA w 2008 roku mając wówczas niespełna 19 lat. Debiut padł na galę organizacji Deep, której jest weteranem tocząc dla niej do tej pory 11 pojedynków. Ta walka idealnie wpisuje się w konwencję Ulicy Sezamkowej, w której to każdy odcinek „sponsorowała” jakaś literka. W tym wypadku byłaby to cyferka „1”. Kleber w swojej 1szej walce, i również w 1szej walce swojego rywala poddał go w 1szej rundzie, w 1 minutę i 11 sekund!
2009 rok to najbardziej szalony rok w karierze Japończyka, swoisty roller-coster. Zaczęło się bardzo obiecująco. W lutym podczas mini-turnieju federacji Heat, Erbst pokonał 2 rywali, kończąc obu duszeniem zza pleców, jednocześnie notując 3 wygraną z rzędu za pomocą tej techniki. Tu szczęście się wyczerpało. W czerwcu przyszła pierwsza porażka z rąk bardziej doświadczonego rywala, zakończona jednogłośną decyzją po 2 rundach. Równo 2 miesiące później przyszła kolejna w postaci dyskwalifikacji za nielegalny cios poniżej pasa. 4 tygodnie później Kleber w świetnym stylu się odbudował kończąc swego oponenta kopnięciem na głowę, co zaowocowało nokautem w 1 rundzie. 2 tygodnie później w ostatniej walce tego roku Erbst niestety nie pozostawił po sobie dobrego wrażenia. Na początku 2 rundy zostaje poddany balachą i kończy ten rok z rekordem 3-3.
2010 rok zaczyna bardzo późno, bo dopiero we wrześniu. Przerwa widocznie mu nie posłużyła. Dostał na „powrót” zawodnika z rekordem 1-2, a mimo to, wszystko, na co było go stać, to remis po 2 rundach podczas swojej 6 walki dla federacji Deep. W tym roku toczy jeszcze jeden pojedynek, który jak się później okaże rozpocznie świetliste lata przed Japończykiem. Po 3 rundach jego wyższość musi uznać mistrz decyzji Yusuke Hoshiko. W 2011 roku nasz bohater rozpoczyna istne tsunami poddań śrubując swój rekord niczym sam Hector Lombard, zmieniając jednak płaszczyznę zwycięstw. 2 walki w tym roku i 2 poddania trójkątnym duszeniem w pierwszych rundach. Rywale nie najwyższych lotów, ale zwycięzców podobno się nie sądzi.
2012 rozpoczyna się wyzwaniem na poziomie utrzymania pustej kelnerskiej tacy…w dwóch rękach. Rywal z rekordem 3-11-5 pod koniec 1 rundy odklepuje dźwignię na staw łokciowy Erbsta. Następny przeciwnik ma mniej więcej odwróconą liczbę porażek i zwycięstw, co powoduje przynajmniej 2-krotnie większe wyzwanie, ale i z tym Kleber sobie radzi dołączając kolejną „urwaną” rękę do kolekcji. Tym razem ta sztuka zajmuje mu blisko 3 rundy. W następnym swoim pojedynku Erbst wraca do trójkątów poddając tą techniką przeciwnika w okolicach połowy pierwszej odsłony walki. Pierwszego dnia grudnia toczy swoją ostatnią walkę w 2012 roku pokonując mało doświadczonego rywala w ten sam sposób po 4 minutach pojedynku.
Następny rok swojej kariery Kleber zaczyna w połowie maja zaliczając 7 poddanie z rzędu. Jak? Oczywiście trójkąt w 1 rundzie. W ten sposób kończy passę poddań, tymczasowo przerzucając się na rozwiązywanie walk za pomocą technik uderzanych. Powrót na galę Deep po 2-letnim rozbracie staje się wyjątkowo udany. W 2 rundzie przez techniczny nokaut wygrywa z zawodnikiem, który nigdy w karierze nie przegrał po ciosach. Trzecia i ostatnia walka w 2013 roku kończy się typowo dla Japończyka, czyli poddanie w 1 rundzie, lecz tym razem za pomocą duszenia zza pleców. Ostatnią walkę w dotychczasowej karierze i jedyną w 2014 roku kończy szóstym „trójkątem” w swoim rekordzie, oklepując niejakiego Katuyoshiego Beppu w 3 rundzie.
Tak jak Mateusz Gamrot musi uważać na Cavalheiro w stójce, tak Anzor musi za wszelką cenę unikać perteru. 12 z 15 zwycięstw to poddania, które Kleber prezentował publiczności trzyma różnymi technikami. Azhiev do tej pory nie przegrał, jeśli nie liczymy dyskwalifikacji po nielegalnym kolanie, a wygrywał głównie przez decyzję. Raz udało mu się znokautować rywala, ale o jego technikach parterowych wiemy całe nic. Na szczęście za Czeczenem stoją potężne zapasy, które zadecydują wg mnie gdzie ta walka będzie się toczyć. Jestem przekonany, że Anzor nie da się obalić i zobaczymy cały arsenał technik stójkowych w wykonaniu wychowanka Piotra Jeleniewskiego, któremu w imieniu całej redakcji chciałbym z tego miejsca życzyć jak najszybszego powrotu do pełni sił i na matę. Jak powiedziały główne działa Ankosu Zapasy Poznań oraz uczestnicy najbliższej gali KSW – Borys Mańkowski i Mateusz Gamrot, „to my(zapaśnicy) decydujemy gdzie toczy się pojedynek” i właśnie tego spodziewam się po zawodniku warszawskiej filii Ankosu. To z pewnością największe wyzwanie w karierze Azhieva, ale w moim i mam nadzieję, że po tej lekturze też w waszym przekonaniu, jednowymiarowe wyzwanie. Poza tym bądźmy szczerzy, kto nie kibicuje Anzorowi skoro po tej walce na horyzoncie czeka napisanie pewnej trylogii ;)
Mariusz „Dooży & Grooby” Olkiewicz