Karolina Owczarz: Od wczoraj wiemy, że zadebiutujesz na karcie walk KSW, jednak mieszane sztuki walki trenujesz już od jakiegoś czasu.

Tomasz Oświeciński: Zgadza się. Ciężkie i profesjonalne treningi MMA zacząłem tak naprawdę w maju tego roku.

Chyba lepszego miejsca na debiut niż KSW nie mogłeś sobie wymarzyć?

Bardzo się cieszę, że dostałem szansę, aby zadebiutować właśnie w tej federacji. Jest mi trochę głupio, ponieważ na pewno są sportowcy, którzy zawodowo zajmują się sportami walki od piętnastu lub dwudziestu lat i nie mają możliwości na występ w KSW. Chciałbym jednak powiedzieć, że ja też ciężko trenuję i całe swoje życie zajmuję się sportem. Na pewno nie przyniosę wstydu, zaprezentuję sportową walkę i zostawię swoje serce w oktagonie. Na pewno nie chciałbym, aby traktowano mnie jako „freakfightera”.

Czy to, że chcesz udowodnić, że nie zabierasz nikomu miejsca motywuje Cię w dodatkowy sposób?

To prawda. Nie chcę, aby ludzie tak pomyśleli i dlatego trenuję naprawdę ciężko. Mam najlepszych trenerów oraz sparingpartnerów i ćwiczę z nimi dwa razy dziennie. Chcę również podkreślić, że nie przychodzę tutaj z przymusu. Lubię się bić, lubię ciężko trenować, a przede wszystkim lubię ludzi, którzy ze mną pracują.

Masz już za sobą przeszłość sportową, jeśli chodzi o sporty walki. Jaką?

Przez wiele lat trenowałem judo i mam nadzieję, że pomoże mi to trochę w parterze. Natomiast MMA to dla mnie coś zupełnie nowego. Zdążyłem się już przekonać jak ciężki jest to sport i gdy zacząłem trenować, to musiałem brać leki przeciwbólowe, aby w ogóle wstać z łóżka. Wcześniej myślałem, że moje treningi były ciężkie, a ciężary podnoszę od 27 lat… Jednak po pierwszych treningach z moim trenerami od MMA zmieniłem zdanie i dopiero oni pokazali mi, co to jest twardy trening. Oczywiście różni się to od tego, co robiłem wcześniej i odnalazłem w swoim ciele mięśnie, których wcześniej nie znałem… (śmiech)