Mistrz wagi półśredniej UFC, Tyron Woodley, jest najwyraźniej bardzo niezadowolony z tego, że nie zawalczy z GSP. Wyrazy frustracji daje już od dłuższego czasu, niemal w każdej swojej publicznej wypowiedzi krytykując decyzję UFC oraz samego Kanadyjczyka.
Jeszcze tydzień temu, podczas konferencji prasowej po UFC 214, Woodley stwierdził:
St.-Pierre powinien walczyć ze mną. Jeśli jesteś najlepszym półśrednim wszech czasów, to po powrocie do sportu decydujesz się iść do wyższej kategorii wagowej? Gwarantuję wam, że gdyby to Demian Maia wygrał, to GSP mówiłby o tym, że chce z nim walczyć. Gwarantuję też, że gdyby to Stephen Thompson wygrał, to GSP również szukałby walki z nim. On nie chce ze mną walczyć, bo ja jestem jego lepszą wersją.
Teraz, poza stwierdzeniem, że Georges St.-Pierre najzwyczajniej się go boi, Tyron postanowił dodać jeszcze jeden argument przemawiający za tym, że Kanadyjczyk nie wrócił aby realizować swoje sportowe ambicje, lecz… finansowe:
Ja wiedziałem, po co on wraca.
mówi Woodley w swoim podcaście The Morning Wood Show i wyjaśnia:
Wiedziałem, że on nie wraca po to, aby przebyć raz jeszcze tą drogę, która ma za sobą. Jego imię jest już i tak wyryte w księgach rekordów. On wraca, bo sobie powiedział: „Hej, wiesz co? Jon Jones, Conor, Ronda Rousey – oni wszyscy robią taką kasę, więc ja też chcę trochę zarobić!”
To, co powinien zrobić GSP, to być szczerym. Nie jesteś z powrotem w tym sporcie, żeby przejąć dominację w wadze półśredniej, żeby udowodnić, że król wrócił, nie… nie po to wróciłeś, człowieku. Jesteś tu żeby brać super fight’y, jesteś tu aby robić wielką kasę, bo pomogłeś zbudować ten biznesowy model sprzedaży PPV. Nie ma w tym nic złego, tylko po prostu bądź realistą.
Walka, która uciekła Woodley’owi sprzed nosa odbędzie się na gali UFC 217, 4 listopada w Nowym Jorku, w słynnej Madison Square Garden, a były mistrz dywizji półśredniej zmierzy się o pas mistrzowski wagi średniej z Michaelem Bispingiem.
źródło: MMAFighting.com; Lowkickmma.com