Działo się! Na Meksykańskiej ziemi widzieliśmy coś co przejdzie do historii. Fabricio Werdum po tym jak zatrząsł światem poddając legendarnego Fedora Emelianenkę, znów dokonał (w oczach większości) niemożliwego i wykorzystał swą największą broń – poddania. Tym razem ofiara padł aktualny mistrz dywizji ciężkiej, Cain Velasquez. Sprawdzcie kto zasłużył na pochwałę a komu należy się nagana.
- Fabricio Werdum – nie mogło być inaczej. Genialny wystep „Vai Cavalo” który świetnie wykorzystał swoją przewagę warunków fizycznych z których korzystał raz za razem w klinczu. Werdum był lepszy w absolutnie wszystkim, stójce, parterze, posiadał lepsze cardio (!!!). Zamęczyć Velasqeza to sztuka, zamęczyć tak, by ten popełnił kardynalny błąd przy próbie obalenia to już maestria. Tak, Werdum tej nocy był niczym maestro który zagrał na marakasach. Lepiej być nie mogło, nawet ja który typowałem Werduma na zwycięzcę nie spodziewałem sie ze wygra to tak łatwo, tak lekko i zwinnie.
- Eddie Alvarez – dla mnie świetna walka. Bardzo wyrównana, wynik mógł pójść w obie strony. Na plus zasługuje postawa Alvareza który dzięki uporowi i sercu wygrał ten pojedynek. W pierwszej rundzie wydawało się ze Eddie nie dotrwa do końca walki, jednak mądrość taktyczna wzięła górę. Brawa także należą się Melendezowi który zwłaszcza w pierwszej rundzie popisał się kapitalnymi kombinacjami prostych i łokci.
- Kelvin Gastelum – wbrew typom moich kolegów z redakcji, postawiłem na Kelvina. Nie zawiodłem się. Gastelum od początku pokazał że jest lepszym zawodnikiem sukcesywnie ogrywając Marquarta w pierwszej rundzie. Druga runda to już pełna dominacja zwieńczona kapitalnymi łokciami które zmusiły lekarza do wstrzymania walki. Świetna wygrana Gasteluma który planuje wrócić do kategorii półśredniej.
- Yair Rodriguez vs. Charles Rosa – cóż to było za starcie! Walka napakowana efektownymi akcjami która pokazała piękno MMA. Dwie pierwsze rundy bezsprzecznie należały do mniej doświadczonego Rodrigueza, trzecia to totalna dominacja Rosy który był wyraźnie lepszy. Świetny pojedynek który rozgrzał meksykańska publikę.
- Rafael Cordeiro – ojciec sukcesu Fabricio Werduma. To spod jego ręki Werdum poczynił tak gigantyczny progres stając się zawodnikiem MMA który każdą z płaszczyzn ma dopracowaną. Genialna taktyka na walkę z Cainem to także zasługa ów pana. Rozpracował genialnie Velasqeza który był w tej walce niewielkim zagrożeniem. Klasa!
- Cain Velasquez – To był Cain czy jakiś gringo? Wolny, bez kondycji, obrony. Oczywiście warto wspomnieć o prawie dwuletniej przerwie, jednak czy to tłumaczy Caina który zaprezentował się po prostu fatalnie? Brak pomysłu na Werduma, szybka utrata paliwa. Kolejna kontuzja o której się dowiemy już niedługo? Ciężko stwierdzić, ja jednak ja śmiem postawić tezę iż w takiej dyspozycji Cain nie ma startu z topową trójką. No, We Cain.
- Nate Marquart – słaba dyspozycja Nate’a który nie był żadnym zagrożeniem dla Gasteluma. Dał się ogrywać w stójce, sporo zbierał na szczękę, był dużo gorszy, mimo iż to jego upatrywano jako faworyta tej walki.