Nie był to pojedynek, którego będziemy pamiętać. Pełen dystans pojedynku w którym jeden chciał ale mu nie wychodziło, zaś drugi czekał i czekał.
Mocno zaczął pierwszą rundę Villante. Amerykanin cały czas szedł do przodu wywierając presję na Brazylijczyku który nie kwapił się do wchodzenia w wymiany, mocno walcząc na wstecznym i rzadko odpowiadając na ciosy Villante.
Podobnie jak w pierwszej rundzie, to Villante prowadził ten pojedynek idąc do przodu i wywierając presje. W przeciwieństwie jednak do pierwszej rundy, więcej ciosów inkasował. Pod koniec drugiej rundy widać było już braki kondycyjne u Giana Villante.
Ostatnia runda, podobnie jak dwie poprzednie tego niezbyt wyszukanego i ekscytującego pojedynku wyglądała podobnie. Villante szedł do przodu a Barroso czekał na jedną akcję. Nie udała się ta sztuka Brazylijczykowi, choć jeden sędzia widział jego zwycięstwo.
Sędziowie orzekli że to Villante wygrał niejednogłośną decyzją sędziów 2x 30-27, 29-28.