Site icon InTheCage.pl

White nie odpuści sobie Jonesa: „To partner w biznesie”

White nie odpuści sobie Jonesa: „To partner w biznesie”

Źródło: Matchroom Boxing/YouTube

Chyba zdecydowana większość osób w środowisku MMA zgadza się z tym, że odejście Jona Jonesa z UFC jest mało prawdopodobne i zawodnik stara się w specyficzny sposób wynegocjować podwyżkę. Dana White podkreśla, że to nie pierwsza taka sytuacja, w której supergwiazda grymasi, a kością niezgody stają się pieniądze. Nie pierwszy raz nieporozumienia wylewają się też do mediów. Zazwyczaj szef UFC znajduje jednak sposób na poskromienie swoich pracowników, więc pewnie teraz też tak będzie.

White wydaje się dzisiaj bardzo pewny siebie i jakby przekonany, że tym razem również dopasuje klucz do udanych negocjacji. Na pewno nie zamierza spełnić rzekomych oczekiwań finansowych Jonesa, który walkę z Francisem Ngannou w wadze ciężkiej miał wycenić na poziomie porównywalnym do zarobków boksera Deontaya Wildera (ok. 30 mln dol. za ostatnie wejście do ringu). „Bones” oczywiście straszy zwakowaniem pasa i odejściem z organizacji, jednak jego szef nie wydaje się specjalnie przejęty takimi groźbami ze strony, co by nie mówić, jednego z najlepszych i najbardziej wartościowych pracowników. Wczoraj White był gościem Eddiego Hearna i Tony’ego Bellewa w podcaście Talk The Talk.

Nie zawsze będziesz zgadzał się we wszystkim. My z Jonem Jonesem teraz w czymś się nie zgadzamy. Doszło do nieporozumienia, ale Jon Jones jest partnerem w tym biznesie. Conor McGregor jest partnerem w tym biznesie. Lista jest długa. Jeśli dojdziesz do poziomu, w którym zostajesz gwiazdą albo mistrzem świata, jak ci goście, jesteś partnerem. W tej chwili w pewnych sprawach się nie zgadzamy i zamierzamy walczyć. Mówimy pewne rzeczy, one stają się publiczne, w końcu dochodzisz do punktu, w którym jesteś zmęczony walką i coś wymyślasz. Jak w każdym innym związku.

Zobacz także: Jan Błachowicz: Jones pogrywa sobie z nami, nie wierzę w zwakowanie pasa

Jeżeli White chce dalej rozmawiać i jak sam określił „walczyć” z Jonesem, to oznacza, że zależy mu na tym pracowniku. Trudno mówić o sentymentach, to czysta kalkulacja, czysty zysk. Skoro chce zatrzymać tego lub innego zawodnika, mimo że ten nie jest łatwym partnerem w negocjacjach, to znaczy, że przynosi mu wymierne korzyści finansowe.

W UFC wygląda to tak, że goście, którzy stają się takimi wielkimi gwiazdami, stają się też partnerami. Partnerami w pay-per-view i ich sprzedaży. W ten sposób wszyscy zarabiamy pieniądze. Chuck Liddell, Anderson Silva, Georges St-Pierre, Jon Jones, Ronda Rousey, każdy przynosi coś innego do stołu.

Gale MMA oraz inne rozgrywki sportowe możesz obstawiać na stronie eFortuna.pl – legalnego polskiego bukmachera.

Jon Jones póki co od niedzieli milczy w tej sprawie, ale znając jego zachowania w mediach społecznościowych, jak już się uruchomi, to Twitter zaleje cała seria rozżalonych wpisów, uosabiających istną gonitwę myśli zawodnika. Jak na razie ten wciąż widnieje w rankingach UFC, stąd sprawa nie jest tak szybko i polubownie załatwiona, jak chociażby z Henry Cejudo. Swoją drogą, były czempion dostał niedawno piękny i symboliczny prezent od organizacji. Zobaczcie sami.

Można się dogadać? Obawiam się jednak, że poduszką się Jonesa nie ugłaska.

Źródła: www.mmafighting.com, Matchroom Boxing/YouTube, Henry Cejudo/Twitter

Exit mobile version