W zeszłym roku sporo dyskutowało się o potencjalnym zestawieniu Neila Magny’ego z Khamzatem Chimevem. Zawodnicy niejednokrotnie wdawali się w różnego rodzaju przepychanki, lecz finalnie nic z tego nie wyszło. Czas leci, a jak się okauje – obecny numer osiem rankingu wagi półśredniej wciąż jest otwarty na takie zestawienie.
Khamzat Chimaev (10-0) po raz ostatni widziany był w akcji, w miniony weekend. Podczas UFC 267 stanął w szranki z bardziej doświadczonym od siebie, Jingliangiem Li (18-7). Ilość minut spędzonych w katce nie miała tu jednak żadnego przełożenia. Występujący pod flagą Szwecji „Borz”, od samego początku przejął inicjatywę, wykorzystując swoje umiejętności zapaśnicze. Nie mając większych problemów, przeniósł rywala na drugi koniec oktagonu, gdzie po chwili poddał duszeniem zza pleców.
Zobacz także: UFC 267: Khamzat Chimaev totalnie zdeklasował i udusił Li [WIDEO]
Jeżeli ktokolwiek wątpił w zdolności niepokonanego Chimaeva, ostatnie wydarzenie powinno mu je rozwiać. Wciąż nie robią one jednak jakiegoś niesamowitego wrażenia na Neilu Magnym (25-8), który chętnie skrzyżowałby z nim rękawice na jednym z grudniowych wydarzeń, o czym opowiedział w rozmowie z MMA Junkie.
Zaoferowano mi walkę na 18 grudnia, ale chwilę później wszystko się posypało, bo przeciwnik doznał kontuzji. Na ten moment UFC szuka mi zastępstwa. W idealnym świecie, potencjalne starcie z Chimaevem mogłoby się wtedy rozegrać. W pojedynku z Jingliangiem nie otrzymał żadnych obrażeń. Dostałby wystarczająco dużo czasu, by wrócić na salę i przygotować się pod tak wymagającego zawodnika, jak ja. (…) Chciałbym pójść na wojnę z takim kolesiem, jak Khamzat. Wiem, że mógłbym zaciągnąć go na głęboką wodę i pokonać, więc właśnie coś takiego chciałbym zrobić.
Magny swój ostatni pojedynek stoczył w maju bieżącego roku. Stanął wtedy w szranki z Geoffem Nealem (13-4) i przewalczywszy pełny dystans, ostatecznie zwyciężył przez jednogłośną decyzję sędziów. Wcześniej natomiast musiał uznać wyższość Michaela Chiesy (17-5).
Źródło: MMA Junkie