Jeden z najlepszych zawodników UFC ujawnił, że mimo statusu czołowego pretendenta… jego walki często kończą się finansowo na minusie. Arman Tsarukyan nie owija w bawełnę i otwarcie mówi o realiach wynagrodzeń w największej organizacji świata.
Arman Tsarukyan przygotowuje się do powrotu do oktagonu – 22 listopada w Katarze zmierzy się z Danem Hookerem w walce wieczoru gali UFC. Dla wielu fanów to zaskoczenie, bo Ormianin już od dłuższego czasu zasługiwał na walkę o pas, a Hooker zajmuje dopiero siódme miejsce w rankingu.
W rozmowie na swoim kanale YouTube Tsarukyan zdradził jednak coś, co odbiło się szerokim echem w świecie MMA.
Dostaję 150 tysięcy dolarów podstawy. Jeśli wygram, wtedy kolejne 150 tysięcy.
– powiedział.
Ale z tej pierwszej kwoty 30% od razu idzie na podatki. Z tego, co zostaje, połowa to wydatki: 5% dla klubu, 5% dla trenera, 15% dla menadżera… Po dwóch, trzech miesiącach przygotowań wychodzisz na zero.
Tsarukyan przyznał, że jedynym realnym sposobem na zysk są sponsorzy:
Tak naprawdę tylko ze sponsoringu można coś zarobić. Bo inaczej wychodzisz na minus.
– dodał.
Słowa Ormianina odbiły się szerokim echem zwłaszcza w kontekście sytuacji innych zawodników, którzy po walkach proszą o bonusy od Dany White’a. Podczas gali UFC Vegas 111 o dodatkowe pieniądze apelowali m.in. Chris Padilla i Uros Medic, ale ich prośby zostały zignorowane.
Tsarukyan, mimo finansowych realiów, nie zamierza zwalniać tempa. Starcie z Hookerem może dać mu upragnioną walkę o pas mistrzowski w wadze lekkiej, który obecnie dzierży Ilia Topuria.
Zobacz także: Beneil Dariush stawia na dominujące zwycięstwo Tsarukyana, ale ostrzega, by nie lekceważyć Hookera
źródło: YouTube / Arman Tsarukyan
