Site icon InTheCage.pl

„Wiem jednak, że MMA to cyrk organizowany dla ludzi, którzy przychodzą oglądać walki”- wywiad z Maciejem Linke

„Wiem jednak, że MMA to cyrk organizowany dla ludzi, którzy przychodzą oglądać walki”- wywiad z Maciejem Linke


(Grafika: Marek Romanowski)

Ja już nawet swoje pierwsze kroki stawiałem na macie. Moi bracia (Mariusz i Mirosław) są sporo ode mnie starsi, a mieli do mnie tyle cierpliwości, że właściwie wszędzie ze sobą mnie zabierali. Sami trenowali Judo w szczecińskiej Arkonii, więc od najmłodszych lat przesiadywałem na sali przyglądając się jak oni trenują. Nie muszę dodawać, że byli moimi bohaterami i wszystko chciałem robić tak jak oni. Przygoda z Judo trwała do ok. 1997 roku, coś się wtedy we mnie zblokowało i właściwie turniej po turnieju wracałem po pierwszej walce, stwierdziłem, że nie po to wylewam tyle potu na treningach by zamiatano mną matę i porzuciłem tą drogę. Próbowałem swoich sił w sportach siłowych, koszykówce (wtedy chyba wszyscy w nią grali) i kendo. W każdej z tych dyscyplin czegoś mi brakowało – adrenaliny, skrajnego wysiłku i na pewno poczucia, że jestem w tym naprawdę dobry. Mariusz ok. 1999 wygrał Akademickie Mistrzostwa Polski Judo i oglądając jego walki doszedłem do wniosku, że to tak naprawdę ostatni gwizdek, że za parę lat już nie powalczę. Będę mógł tylko zastanawiać się co by był gdyby. No i wróciłem, niechętny i sceptycznie nastawiony do parteru wystartowałem w na młodzieżowych mistrzostwach polski gdzie zająłem siódme miejsce. W tym mniej więcej okresie Mariusz zaczął tworzyć fundamenty Berserkersów, namówił mnie na start w Bad Boy Cup w Szwecji, pamiętam jak tłumaczył mi zasady jeszcze na promie. Niestety pierwsza walka po moim pięknym rzucie, skończyła się piękną balachą przeciwnika. Wtedy postanowiłem, że się jeszcze odegram. Przełom nastąpił na następnych zawodach – Mistrzostwa Europy we Francji. Pamiętam, że gdy wygrałem pierwszą walkę czułem jakbym wygrał milion dolarów, gdzieś do tej pory mam ją nagraną. Trzecie miejsce na tej imprezie dało mi mocy do parcia do przodu. Swoją drogą wróciliśmy jeszcze raz do Szwecji i udało mi się pokonać tego, który pokonał mnie w pierwszej mojej walce w BJJ.

Mariusz jest dla mnie bohaterem. Mam kilku swoich ulubionych. między innymi  Wolverine, Punisher  no i Manolo. Gdy widzę jak on trenuje, pomimo wieku, kontuzji, ile wymaga od siebie, wiem, że nie mogę marudzić bo skoro on może to czemu ja miał bym nie móc?

Każda jego walka kosztuje mnie dużo nerwów. Widziałem jego zwycięstwa, ale też porażki. Zdarzyło mi się rzucić w ringu na jego przeciwnika, ale też w stresie tak zacisnąć zęby, że niezbędna była wizyta u dentysty. Swoją drogą „Manolo” stoczył już tyle ostatnich starć, że na miejscu organizatorów wstrzymał bym się z tym zwrotem.

Rodziną. W klubie jestem od rana praktycznie do zmierzchu. Może chłopacy nawet nie zdają sobie z tego sprawy, ale są dla mnie bardzo ważni. Widzę ich jak przychodzą zagubieni do nas i zmieniają się. To jest fascynujący proces, który sprawia, że wiąże mnie to z nimi emocjonalnie.

Słabo znam zawodników więc ze światowej czołówki nie mam żadnego wzoru. Jakbym miał kogoś wymienić, to obok mojego brata, wskazał bym na Jorge „Macaco” Patino. Mój mistrz, mentor i wzór. Jednak podobnież jak u brata nie chodzi tu o styl walki, ale bardziej o podejście do życia, treningu, czy brazylijskiego jiu jitsu.

Bardzo ciężki bój, nie miałem wtedy zielonego pojęcia o MMA – adrenalina buzowała, ucho puchło, ludzie zdzierali gardła, a ja rozważałem czy jest mi to potrzebne do życia. No i jeśli spojrzeć na moje dalsze losy to najwyraźniej jest.

Z mojego punktu widzenia, wszystkie, które zakończyły się szybko bez zbędnej wymiany ciosów. Wiem jednak, że MMA to cyrk organizowany dla ludzi, którzy przychodzą oglądać walki. Patrząc na to w ten sposób wskazał bym na moją walkę na IronFist z Mariuszem Janickim (25 minut walki – gdzie po pierwszym slamie odcięło mi świadomość na większą część starcia) i dwie moje przegrane walki – jedna z Daisuke Yamaji w USA (przez rundę obaj zdążyliśmy się zalać krwią, ja  dwa razy leżałem na deskach, przeciwnik też zdążył być w opałach) i Adrianem Zielińskim (walka tygodnia według Orange Sport – biorąc pod uwagę, że odbywało się UFC z Belfortem i Jacare to miłe wyróżnienie)

Walki w USA są inne, badania lekarskie, kontrole dopingowe, odprawy, walka dużo bardziej siłowa i nastawiona na wymianę ciosów w stójce. Obie walki mimo, że przegrane dały mi dużo pewności siebie i doświadczenia. Chciałbym tam zawalczyć jeszcze raz by udowodnić sobie, że potrafię tam wygrać.

W 2010 roku zaczęła się twoja 3-letnia przerwa w stratach w MMA. Czym była ona spowodowana?

Początkowo nie mogłem znaleźć dla siebie żadnej organizacji, która widziała by mnie na swoich widowiskach. Ciężko trenowałem, a nie miałem gdzie zaprezentować swoich umiejętności. To było frustrujące. Za namową najbliższych postanowiłem więc zrobić porządek ze zdrowiem. Dokrwienie mojej prawej nogi zawsze gdzieś tam zawodziło i musiałem poddać się operacji, która wyłączyło mnie na sześć miesięcy z uprawiania sportu. Później nastąpił długi powrót do pełnej formy.

Przejdźmy do spraw bieżących, W ten weekend stoczysz walkę na gali Soul FC 2, pierwotnie miała się ona odbyć w listopadzie. Jaki był powód jej przesunięcia?

Końcówka roku nie sprzyjała organizowaniu tego przedsięwzięcia, wiem że szefowie Soul FC chcą by ich produkt przerodził się w coś większego, cyklicznego. Mają pomysł jak tego dokonać. Jeżeli nie chcą podzielić losów innych organizacji muszą mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, tak by zadowoleni byli widzowie zebrani na trybunach, ale też Ci którzy zasiądą przed telewizorami. Jestem przekonany, że powoli i w bólach rodzi się coś ciekawego, więc te kilka miesięcy przesunięcia nie powinny być problemem.

Początkowo miałem się bić z Danielem Skibińskim w kategorii 77kg, jednak doszło do jakiś zgrzytów na linii Daniel- organizatorzy, więc w połowie grudnia nastąpiła decyzja o zmianie przeciwnika.  Zaproponowano mi Salima Touahri, po obejrzeniu jego walk stwierdziłem, że mogę z nim zawalczyć. Kilka dni później do Polski przyleciał Jorge Patino i wraz z moim bratem rozmawiali o mojej sportowej przyszłości. Wtedy zapadła decyzja, że muszę walczyć do 70kg. Zadzwoniłem do szefów Soula i poprosiłem o zmianę mojej kategorii. Chłopacy poszli mi na rękę, choć widzimy ile zamieszania to wzbudziło, za co im dziękuję.

Co do trailera, spodobał mi się ten pomysł. A to że wszyscy o nim mówią oznacza że jest trafiony. Bo kto pamięta zapowiedź KSW22, 23, 24 czy  innych. Spoceni faceci mówiący o tym jak szykują się na wojnę. Szkoda tylko że absencja niektórych zawodników i orkan Ksawery uniemożliwił nakręcenie kilku dodatkowych scen. Mam nadzieję że szefowie Soula będą widzieli mnie na rozpisce trójki bo następny trailer zaskoczy was bardziej.

Myślę, że na ten temat najlepiej jak wypowiedzą się przedstawiciele Soula i sam Kamil.

Właściwie żadnego, to tylko kolejność walk. Od samego początku mojej kariery MMA jestem przyzwyczajony do presji. Co powiedzą zawodnicy w klubie jeśli walka nie pójdzie jak powinna? Jakie komentarze pojawią się ze strony tej nieprzychylnej? Czy po porażce znajdzie się ktoś kto da jeszcze jedną szansę? Do takich pytań trzeba przywyknąć i cieszyć się chwilą.

Widziałem jedno jego zdjęcie, znam jego rekord, walki zacznę oglądać po moim starciu na Soul FC. Limit wagowy musiał wynosić 75kg.

Jednym z organizatorów gali jest Arek Zienkiewicz, mój przyjaciel i czarny pas BJJ. Jak tylko powiedział mi, że będzie organizował takie przedsięwzięcie w Szkocji wiedziałem, że będę chciał mu w tym pomóc i nie będzie mnie mogło tam zabraknąć.

Jak pisałem wyżej jednym z moich wzorów jest Jorge Patino. Jeśli on może tak walczyć, czemu ja nie? No i dodatkowo zależy mi na sukcesie tych dwóch organizacji, wiem że dla jednych i drugich jestem ważnym zawodnikiem, czuję zaufanie jakie we mnie pokładają dlatego nie mogę ich zawieść.

Szykowałem się w szczecińskim Gold Teamie. Oprócz tego, że wciąż walczę jestem trenerem więc muszę ograniczać wyjazdy, lecz nie ubolewam nad tym. Mój brat wyciskał ze mnie siódme poty mobilizując do jeszcze cięższej pracy. Treningi bokserskie z Jurą też podnoszą moje umiejętności z walki na walkę. W klubie jest kilku utalentowanych chłopaków i wszyscy bijemy się mniej więcej w tej samej kategorii. Więc mam tu wszystko czego potrzebuję. Do tego dzięki bielawskiej filii Gold Teamu wyjechałem na kilka dni podszlifowac boks pod okiem Piotra Wilczewskiego i tu jeszcze raz chciałbym podziękować  Wilkowi za cenne rady i czas, oraz Bebsonowi za gościnę.

Każdy mój tatuaż ma jakieś znaczenie. Niektóre pewnie były by niezrozumiałe dla większości ludzi… No, ale są dla mnie. Myślę, że to uzewnętrznienie samego siebie. Może też w jakiejś części talizmany przynoszące szczęście.

To złośliwy pomysł „Manola” który przylgnął do mnie na dobre. Zawsze gdy chciał mi dopiec stwierdzał, że nie jestem jego bratem tylko małpą, którą mama przygarnęła i ogoliła (urodziłem się z tak długimi włosami, że trzeciego dnia miałem podcinane włosy bo wpadały mi do oczu) i pokochała jak swoje (śmiech) „DeZoo” to nazwisko Tytusa, naszej polskiej inteligentnej małpy.

Teraz to już jestem fanem książek, przeczytałem tak dużo pozycji fantasy, że ciężko by coś nowego przekonało mnie do siebie, dlatego sięgam teraz po inną tematykę. Gdybym miał polecić jakieś tytuły (wedle chronologii natrafiania) – cała saga wiedźmińska Sapkowskiego i wszystkie książki Davida Gemmella, „Człowiek w ogniu” A. J. Quinnella, „Forrest Gump” W. Grooma. A teraz jestem zafascynowany książkami Jakuba Ćwieka polecam każdemu.

Jak prawie zawsze do głównego motywu z „Ostatniego Mohikanina” ale najprawdopodobniej to już ostatni raz.

Na razie skupiam się na najbliższych starciach, później zobaczę jakie będą propozycje… Jeśli chodzi o jiujitsu, na pewno jeśli znajdę sponsorów, chciałbym w kwietniu wystartować w USA na mistrzostwach świata federacji NAGA.

 

 

Rozmawiał Krzysztof Ciesielczyk

Exit mobile version