To nie jest kaczka dziennikarska, to fakt. Natomiast trzeba dodać, że za zawieszenie nie jest odpowiedzialna Amerykańska Komisja Antydopingowa.
Mara „Maravilla” Romero Borella (12-5, 1-1 UFC) bo o niej mowa, ma dużo więcej za uszami niż zawodnik czy zawodniczka, która zastosowała nie takie krople do nosa jak trzeba, nie pytając USADA czy są „czyste”.
Włoszka w 2012 roku razem ze swoim ówczesnym chłopakiem, Filippo Maseratim, stała się jedną z osób, którymi zainteresowała się policja z miasta Piacenza, prowadząca dużą operację śledczą w sprawie handlu narkotykami. Okazało się, że Mara była zaangażowana w sprzedaż narkotyków m.in. w klubie, w którym trenowała.
Na podstawie dochodzenia postawiono zarzuty zarówno jej, jak i jej chłopakowi. Groziło im wieloletnie więzienie, przed którym uchroniła ich ugoda zawarta z prokuratorem.
Prawne kłopoty zawodniczki to jednak zaledwie jedna strona medalu w tej historii. W związku z nielegalną działalnością Mary Borelli związaną z narkotykowym biznesem, zainteresował się nią Włoski Komitet Olimpijski, który jest sygnatariuszem WADA, czyli Światowej Agencji Antydopingowej. I tak, w 2014 roku, Borella została zawieszona na 15 lat (do 2029 r.).
Ale to nie koniec. W tym roku bowiem Włoski Komitet Olimpijski postawił jej dwa kolejne zarzuty z powodu brania udziału w walkach oraz za korzystanie z włoskich symboli narodowych mimo zawieszenia. WADA natychmiast zareagowała na to dodatkowym zawieszeniem o kolejne 15 lat (de facto Włoszka ma zakaz walki do 2044 r.).
Jak to się zatem dzieje, że Borella nadal walczy w UFC (jej ostatni pojedynek miał przecież miejsce w styczniu tego roku)? Otóż, organizacja UFC nie jest sygnatariuszem WADA, a zatem nie musi stosować się do postanowień agencji. Czy Mara może więc być spokojna o swoją posadę? Wszystko zależy od tego, jak do zawieszenia Światowej Agencji Antydopingowej ustosunkuje się USADA, a ta, jak wiadomo, potrafi robić niemiłe niespodzianki zawodnikom…
źródło: mma-today.com