Niełatwo patrzy się na sytuację zawodnika, który sześcioma trumfami z rzędu dochodzi na szczyt, o pas walczy z uważanym przez wielu za jednego z najlepszych w historii, przegrywa na punkty, a następnie inkasuje dwa ciężkie nokauty.
Dominick Reyes (12-3) tego ostatniego doświadczył w miniony weekend. Zmierzył się wówczas z występującym pod flagą Czech, Jirim Prochazką (28-3-1). „Denisa” nie miał żadnego problemu, by efektownie zakończyć batalię i posłał swojego oponenta na matę piekielnie silnym obrotowym łokciem.
Zobacz także: UFC Vegas 25: Jiri Prochazka ciężko znokautował Reyesa obrotowym łokciem [WIDEO]
Po kilku dniach nieobecności w przestrzeni medialnej, amerykański „Devastator” w końcu odniósł się do przegranej. Z jego słów można wywnioskować, iż w żaden sposób nie zamierza składać broni i co najważniejsze – z jego zdrowiem jest wszystko w porządku.
„Nareszcie w domu, otoczony tymi, których kocham. Chciałbym powiedzieć, że wyszedłem tam i walczyłem całym sercem! Dałem z siebie wszystko, dlatego się cieszę, że dla większości było to dobre widowisko. Jak możecie się domyślać – jestem jednocześnie szczęśliwy i zły, ponieważ nie udało mi się uzyskać odpowiedniego rezultatu. Natomiast wszedłem do oktagonu i podjąłem rywalizację, z czego mogę być jedynie dumny. Uwielbiam ten sport, lecz czasami on nie odwzajemnia uczucia, ale sami się na to piszemy. Chciałbym podkreślić, iż dobrze się regeneruję i wszystko będzie w porządku. Gratulacje dla Jiri’ego Prochazki, świetny pojedynek i co za łokieć! To był jeden z tych, których nie widzisz, iż nadchodzą. Niech Bóg was błogosławi i widzimy się przy okazji następnej walki.”
Patrząc na aktualną politykę UFC, trzy porażki – niezależnie od tego, że z topowymi zawodnikami – nie wróżą nic dobrego. Przy okazji następnej batalii będzie musiał się naprawdę postarać, by zwyciężyć, żeby nie dawać szefostwu pola do ewentualnego rozwiązania kontraktu.
Źródło: Instagram/Dominick Reyes