To już jest koniec, ale nie trzeba iść! Co prawda Joanna Jędrzejczyk zakończyła już karierę sportową i chce się poświęcić innym rzeczom w życiu to my, fani!, nie pozostajemy z niczym. Za tym wszystkim stoi całkiem niezła opowieść o pewnej zawodniczce, która grubą czcionką zapisała się na kartach historii polskiego MMA!

Gdybym miała wskazać jakiś moment, który sprawił, że zaczęłam interesować się MMA, to byłoby to zdobycie pasa mistrzowskiego przez Joannę Jędrzejczyk. Informacje czerpałam głównie z internetu, bo w porach, o których Asia walczyła, ja wtedy spałam słodkim „januszowatym” snem. Jednak sława Asi ciekawiła mocno, więc i ja stanęłam w pierwszym rzędzie kibiców i zaczęłam się stawiać na późne lub poranne pory by zobaczyć o co tyle szumu. Było warto.

Praktycznie całe życie Joasi Jędrzejczyk było wypełnione sportem, a z czasem skupiła się głownie na sportach walki. Co było kluczem do sukcesu? Zapewne to, co u wszystkich ambitnych sportowców: mobilizacja, ciężka praca i wiara we własne siły. Ale to często bez tego boskiego wręcz elementu – talentu, bywa zaledwie średnią karierą. Jak widać Polce nie brakowało niczego, a resztę nadrabiała swoją dość nietuzinkową osobowością.

Ciekawe i nieco zabawne jest to, że gdy Asia zaczynała podbijać UFC mistrzynią wagi słomkowej była wtedy Carla Esparza i jest nią też dziś, gdy Polka już rzuciła rękawice w klatce. Każdy kibic pewnie dużo by dał by zobaczyć powtórkę z rozrywki, ale niestety, to nie koncert życzeń, chociaż można powiedzieć, że Asia Jędrzejczyk spełniła już wiele życzeń polskich fanów MMA.

Nie będę tu opisywać historii kariery Asi, czy też pisać o jej treningach, życiu i tak dalej. Od tego macie internet i dwie książki i jeden film dokumentalny o polskiej zawodniczce. Jest tego sporo, a dla hardkorowych fanów czystej klatkowej bitki są powtórki walk Asi. Trzeba przyznać, niektóre z tych starć można oglądać bez końca.

Tak jak na przykład walkę z Jessicą Penne na UFC Fight Night w Belinie w 2015 roku. Tam mieliśmy w oktagonie kwintesencję dominacji, brutalności i kompletnie bezkompromisową Asię. Taką najlepszą, choć zarazem nieokrzesaną, ale niszczycielska siła była wyższa niż wszelkie umiejętności Amerykanki. Była to chyba jedna z najbardziej spektakularnych pierwszych obron pasa mistrzowskiego UFC, przynajmniej w kobiecym MMA. To tam, po tej walce nagle się okazało, że Jędrzejczyk może zdominować tą kategorię wagową.

Tam też zarazem zakończył się etap kończenia walk przed czasem, a zaczął się etap mocy na pełnym mistrzowskim dystansie. Nie każdy fan czeka ze zniecierpliwieniem na pięciorundową walkę MMA kobiet. Ale jak to się mówi – Asia dostarczała!

Tutaj przypomina mi się rewanżowa walka z Claudią Gadhelą, gdzie Brazylijka przytuliła sobie dwie pierwsze rundy by w pozostałych trzech zostać brutalnie zdominowana przez piekielną aktywność Polki. Do dziś mam przed oczami statystyki tej walki, pokazujące wspaniałe mistrzowskie ogarnięcie polskiej zawodniczki.

A potem nadeszła wisienka na korcie, czyli polska walka o pas z Karoliną Kowalkiewicz. Wtedy panie zrobiły przed walką show o miano polskiej królowej MMA. Wrogie nastawienie ostatecznie zamieniło się w przyjaźń, chociaż wtedy wydawało się, że te dwie zawodniczki może kiedyś zakopią topór wojenny ale na pewno nie przejdą na bardziej koleżeński układ. Tymczasem już wiemy, że Asia z Karoliną chętnie sobie pomagały w ostatnim czasie w trenowaniu. Kolejny miły aspekt z opowieści o starcie miana polskiej królowej MMA. Oczywiście wypracowane dominacją przez większość walki na stronę Joanny Jędrzejczyk. Asia już nie zawalczy, a za to Karolina odbiła się bardzo fajnie po serii przegranych.

Kolejna dominująca obrona pasa z Jessicą Andrade i zbliżamy się do gorzkiego i wciąż bolesnego momentu dla wielu polskich fanów – pierwszej walki z Rose Namajunas. Sama przyznaję, że przed walką byłam pewna, że skończy się jak zawsze, czyli jak to bywało w przypadku Asi – albo przez TKO albo przez wygranie więcej niż dwóch rund. Skończyło się przez TKO, ale nie tak jak myśleliśmy. Mimo to mało kto wtedy sądził, że Asia nigdy już nie potrzyma mistrzowskiego pasa w klatce.

Ostatnie dwie walki Polki są równie ważne, chociaż każda z nich z innych względów. Starcie o mistrzostwo z Zhang Weili Asia przegrała na pełnym dystansie, ale sama walka została natychmiast okrzyknięta najlepszym kobiecym starciem w UFC, a może w sumie i w ogóle w MMA. Nic dziwnego, była to bardzo brutalna i wyrównana walka, i zapewne zmiękczyła wielu twardych hejterów WMMA.

Druga walka, rewanżowa z Weili, ważna była z jednego powodu – to była ostatnia walka Joanny Jędrzejczyk. Pewnie nie tylko ja, ale wielu polskich fanów miało nadzieję, że nasza królowa pokaże jeszcze raz tą swoją moc. Ale pewne rzeczy się kończą, i nie ma co rozpaczać. Cały czas zawodnicy zakańczają karierę. Widać takie było postanowienie byłej mistrzyni i trzeba to uszanować.

Oczywiście więcej walk Polki jest godnych zapamiętania, jeśli nie wszystkie, ale jak pisałam, od tego są książki, dokument oraz powtórki walk. Mój felieton to zaledwie krótki rzut oka na wspaniałą karierę Joanny i zarazem miłosny pean fanki. Od sukcesów Asi zaczęła się moja przygoda z MMA, i w pewien sposób coś się kończy wraz z końcem jej kariery. Na zawsze jej będę wdzięczna za ową przygodę, za nową pasję i te pełne emocji nieprzespane noce.

Królowa Joanna Jędrzejczyk Pierwsza na zawsze w naszych sercach!

—————–

ZOBACZ TEŻ: