Uwaga, będzie to kompletnie niefeministyczny tekst o zamiłowaniu do dużych facetów, o uleganiu emocjom i instynktom oraz o tym, że skoro same mamy mało testosteronu (OK, poza Gabi Garcią), to musimy regularnie uzupełniać jego braki… Aha, będzie też trochę o sporcie (bo naczelny kazał).

Mama tego nie rozumie i powtarza ciągle, że „ani to ładne, ani ciekawe”. Siostra próbowała, ale odpuściła, gdy musiała czekać na kartę główną UFC on Fox 21 do 4 rano. Dobrze, że mam cudowną przyjaciółkę, która doskonale „kuma czaczę” i zarywa ze mną noce na oglądanie MMA. Jakby się tak głębiej zastanowić, to z dokonanych w ostatnim czasie obserwacji wynika, że jedna na trzy spośród znanych mi kobiet, wie co to jest MMA. No cóż, może „wie” to za dużo powiedziane, bardziej pasowałoby słowo „kojarzy”.
– Gdzie ty znowu jedziesz? – pada pytanie w pracy, gdy wypisuję wniosek o urlop
– Na KSW do Zielonej Góry.
– Aha, to kojarzę… tam gdzie się w tej klatce biją? Że też tobie się chce na takie rzeczy patrzeć. Ja to mam wstręt do krwi, bla bla bla…
Nie słucham dalej, bo wiem, co będzie. Zastanawiam się za to, czy mi się faktycznie chce na to patrzeć?!  No, ba! Mało tego, uważam, że każda kobieta, która raz zobaczy na żywo walkę MMA będzie chciała widzieć ich więcej i więcej. Na podstawie własnych doświadczeń mogę stwierdzić, że zarazić się zamiłowaniem do tego sportu jest łatwiej, niż złapać katar w chłodniejszy dzień.

Emocje- to słowo klucz
Tak! Emocje powodują, że na każdy początek pojedynku czekam w napięciu. Emocje powodują, że nie da się ze mną spokojnie obejrzeć żadnej gali, bo krzyczę, komentuję i prycham. Emocje powodują wreszcie, że nawet osoby lubiące ten sport mają mnie serdecznie dość po każdej gali, bo ile można słuchać o tym samym i nie móc porozmawiać ze mną o niczym innym.
My, kobiety, jesteśmy z emocji zbudowane. Nie muszą do nas trafiać racjonalne argumenty, ale wystarczy odwołać się do naszych uczuć i efekt murowany.
A teraz wyobraź sobie, Moja Droga Czytelniczko (Panowie wybaczcie, ale nie wierzę, że to czytacie), iż siedzisz w pierwszym rzędzie na wielkiej gali MMA, tuż przy samym klatkoringu. Masz na sobie elegancką czarną sukienkę i buty na niebotycznie wysokim obcasie. Makijaż i fryzurę zrobiłaś specjalnie na tą okazję. Wyglądasz i czujesz się jak gwiazda. Wokół szum: przyciemniane już  z lekka światła, głośna muzyka, mnóstwo ludzi. Wszyscy tak samo jak Ty, celebrują atmosferę wielkiego wydarzenia. Przed chwilą widziałaś przechodzącą tuż obok Maję Ostaszewską, a dwa rzędy za Tobą siedzi Borys Szyc i ten raper, Sobota. Jeszcze nie zdążyłaś otrząsnąć się z wrażenia, jakie wywarło na Tobie otwarcie gali, a tu właśnie pojawiają się ring girls, prowadzące zawodnika. Patrzysz na niego i myślisz, że chyba byłby w stanie rozwalić jednym ciosem ścianę. Zdeterminowany, pełen chęci walki gladiator wchodzi do klatki, gdzie czeka na niego drugi, jeszcze wyższy i bardziej umięśniony przeciwnik. Tłum szaleje, fani krzyczą i klaszczą. Pojedynek się rozpoczyna. Widzisz, że to nie są żarty. Nie grają, tylko walczą- wymieniają mocne ciosy i kopnięcia. Jeden już krwawi, drugi słania się na nogach. Wstajesz, żeby lepiej widzieć. Masz swojego faworyta i trzymasz za niego kciuki z całych sił. Nagle jedno powalenie na deski, jakieś dziwne przepychanki i Twój ulubieniec dusi tego większego. Koniec!  Cała hala w euforii, Ty też. A przed Tobą jeszcze 7 takich walk. Potem afterparty i zabawa do białego rana.

Wielkie wydarzenia i celebryci
Czy jako kobieta zrezygnowałabyś z udziału w czymś takim? Ja nie rezygnuję.  Gale MMA to okazja do robienia tego, co lubimy najbardziej: możemy się ładnie ubrać i popatrzeć na inne kobiety, które również przyszły tu piękne i wystrojone.  Możemy poplotkować, pooceniać, coś podejrzeć. Z bliska przyglądamy się celebrytom, którzy chętnie pokazują się na tego typu imprezach, bo są one dobrze nagłośnione i dają dodatkowy „fejm”.  Oprawa muzyczna i rewia świateł, a ostatnio nawet takie rewelacje jak pokazy mody (na Ladies Fight Night) w trakcie gali także przemawiają za uczestnictwem. A wszystko powyższe to tylko opakowanie dla tego, co najistotniejsze, dla tego, co się dzieje w ringu, a tam…

Testosteron
…mnóstwo testosteronu. Kiedyś kobiety oglądały igrzyska czy turnieje rycerskie. Dziś możemy oglądać MMA. Chodzi zawsze o to samo: panowie rywalizują między sobą, kochają sport i kochają wygrywać. Chcą być najlepsi, pokonać przeciwnika i tryumfować. Czego w tym kontekście możemy chcieć my? Widzieć to z bliska! Ciągle pamiętam wypowiedź Krzyśka Kułaka z jednego z wywiadów udzielonych kilka lat temu: Kobiety lubią patrzeć jak mężczyźni walczą. To są pewne pierwotne instynkty, które gdzieś w nas siedzą i uaktywniają się w pewnych okolicznościach, jak walki KSW. To jest absolutna prawda: kobiety lubią patrzeć jak mężczyźni walczą, jak udowadniają sobie nawzajem pierwszeństwo, przewagę siły i wytrwałości. Co my wówczas widzimy? Najsilniejszego wilka w stadzie. Koniec kropka. Instynktu nie oszukasz. Oczywiście wszystko jest podane w strawny i atrakcyjny dla nas sposób: muzyka, wystrój, światła. To jest trochę tak, jak z tym powiedzonkiem: kobiety lubią złych chłopców ale z dobrymi manierami. Możemy zatem oglądać ich walkę, ale wiemy, że po wyjściu z ringu, przepuszczą nas w drzwiach i będą uprzejmi. Puszka testosteronu w ładnym opakowaniu, otwierana w kontrolowanych warunkach. Dla mnie rewelacja!
Oczywiście, wśród nas są też panie, które same uprawiają sporty walki. One oglądają pojedynki mężczyzn także po to, aby czegoś się nauczyć. Czy jednak są wolne od instynktów i emocji, które towarzyszą nam, zwykłym zjadaczkom chleba? Na pewno nie.

Wreszcie: dlaczego rozmiar ma znaczenie
Bo ma i bardzo Was proszę, podejdźcie do tego sformułowania z otwartymi umysłami…
Po pierwsze: wolimy, jak facet jest duży i daje nam poczucie bezpieczeństwa; wolimy też jak jest silny a nie słaby, z tego samego powodu. Dlaczego wagę ciężką w sportach walki nazywa się „królewską”? Bo oglądamy ją najchętniej, nie tylko my kobiety, ale i męska część kibiców.
Po drugie: rozmiar ma też znaczenie gdy mówimy o rozmachu w organizacji przedsięwzięć takich jak gale MMA. Wszystko musi być na najwyższym poziomie, tak, żeby nawet podczas oglądania imprezy w TV czuć było splendor.
Po trzecie: musi być dużo wszystkiego, akcji w klatkoringu i akcji poza nim. Wtedy jesteśmy w swoim żywiole, gdy DUŻO się dzieje. Wówczas rejestrujemy wszystkimi zmysłami to, co widać, słychać, czuć. Właśnie: czujemy, są emocje- od stresu po radość i euforię.
MMA daje nam to wszystko. Wystarczy spróbować.

Moje Drogie, macie pierwszą galę na żywo jeszcze przed sobą? Zazdroszczę i życzę smacznego. A może już jesteście zainfekowane i bywacie tu i tam? To pewnie widzimy się na kolejnym KSW czy FEN-ie… Niezależnie od tego, na jakim etapie miłości do MMA jesteście, zapraszam Was do śledzenia portalu Inthecage.pl. Postaram się nie dać przekabacić na ciemną stronę mocy, ani zarazić surowym obiektywizmem męskiej części dziennikarskiej braci i obiecuję nadal pisać jak kobieta, oceniać ze swojego punktu widzenia i komentować z użyciem emotek. Trudno :)

 

Grafika: Marek Romanowski

Poprzedni artykułCzwarta gala LFN już w grudniu!
Następny artykułLFN 3: FeMMAgeddon – fotorelacja z gali
Zakochana w MMA od chwili, gdy na gali KSW 13 w 2010 r. zobaczyła Krzyśka Kułaka wjeżdżającego do Spodka wozem opancerzonym, tuż przed walką z Vitorem Nobregą. Zaskakująco szybko połapała się, że KSW to nie nazwa sportu. Każda gala MMA to dla niej święto. Podczas pojedynków swoich ulubieńców zdziera gardło na doping, a w przerwach krytycznym okiem przygląda się organizacji gali i strojom publiczności (jak każda „baba”). W zawodnikach ceni nie tylko umiejętności, ale też pierwiastek szaleństwa. Uwielbia Conora McGregora, Mirko Cro Copa oraz Daniela Omielańczuka i Janka Błachowicza. Nie wyobraża sobie MMA bez komentarzy Jurasa i jest przeszczęśliwa od czasu, gdy gale UFC emitowane są na antenie Polsatu Sport.