BABSKIM OKIEM: W co pogrywa Rose Namajunas, czyli słów kilka o medialnych kreacjach z widokiem na „gruby szmal”

źródło: Newsday

… bo że w coś pogrywa, to właściwie pewne. Niby boi się wychodzić z domu, ale na imprezach bywa. Niby przeraziła się odgłosów tłuczonego szkła w busie przed UFC 223 (bo brzmiało jej jak odgłosy strzałów), ale sama miesiąc później trafiła na strzelnicę i na wystraszoną już nie wyglądała… Czy tylko mi coś tu nie gra?

Rose i JJ – prawda życia i prawda ekranu?
Żeby była jasność: nie jestem fanką Rose Namajunas, choć szanuję to, że pokonała jako jedyna dotąd w zawodowym MMA Joannę Jędrzejczyk. Niestety, to dla mnie za mało. Dużo bardziej na jej wizerunek w moich oczach rezonują nie te dwa zwycięstwa nad JJ, ale niespójność jej wizerunku. Zaraz tłumaczę, co mam na myśli, bo przecież to Joannie zarzuca się nietrafioną kreację w mediach, bo wszyscy, którzy znają ją prywatnie twierdzą, że to chodzące „słoneczko”, a tymczasem w wywiadach i wpisach w sieci Asia kreuje się na zbyt dumną (żeby nie powiedzieć zadufaną w sobie) i do tego nie potrafi przyznać, że poniosła porażkę. Niby JJ jest tylko jedna, ale jakby lekko schizofreniczna: raz dobra, raz zła, raz miła, raz opryskliwa… Inna na co dzień, inna w mediach, taka amerykańska, udawana… JJ, która co rusz kręci nowe reklamy, jeździ po stacjach telewizyjnych i nagrywa wywiady, gra w filmach, podkłada głos pod kreskówki, prowadzi pogadanki… czego ona tam nie robi! Pewnie śpi na pieniądzach, a przy okazji zapomina o treningach i w ogóle to już całkiem nie potrafi się bić… bo w tej Ameryce to ją popsuli ci trenerzy.

Z drugiej strony barykady mamy zaś skromną, zwyczajną i milutką dziewczynę, która tak bardzo nie dba o to, co mówią o niej inni, że nie przywiązuje nawet uwagi do własnego wyglądu, co demonstruje od dłuższego już czasu goląc sobie głowę na przysłowiowe „zero”. Mamy więc Rose, która w wolnym czasie przygląda się, jak rosną jej pomidory oraz bawi się z psem. Rose, która po pierwszej wygranej walce z Jędrzejczyk stwierdziła, że czas przywrócić godność dyscyplinie sportowej, jaką jest MMA oraz przypomnieć zawodnikom o honorze i ciężkiej pracy, a także (a może przede wszystkim) oduczyć ich „conorowania”. Mamy Rose, za którą ciągnie się trudna przeszłość: wspomnienie depresyjnego ojca i zapracowanej matki, a także doznane krzywdy i molestowanie. Mamy Rose, która płacze przed każdą walką, która boi się wyjść do klatki, ale jednak to robi i każdy taki wyczyn jest jakby aktem bohaterstwa, czynem, którym sama sobie udowadnia, na jak wiele ją stać. To nic, że każdą walkę okupuje nadszarpywaniem już i tak mocno steranych nerwów.

Mamy wreszcie Rose, która aby stanąć oko w oko z Joanną i nie rozpłakać się lub nie walnąć jej w twarz za to, co mówi, musi brać tabletki na uspokojenie (o czym zupełnie niefrasobliwie informuje media w jednym z wywiadów po UFC 217 partner Rose, Pat Barry). Mamy Rose, która w ten sam dzień śmieszkuje za kulisami z innymi zawodnikami i traci całą swą naturalność po wyjściu przed kamery.

Która z nich jest bardziej prawdziwa? Ta, która nie ukrywa uczuć, która musi sama w sobie wzbudzić złość i chęć „zamordowania” rywalki w klatce, czy ta, która woli się nadąsać podczas konferencji prasowej, odpowiadać półsłówkami i czekać, aż inni zrobią robotę za nią? Może obie są sztuczne i powinny uczyć aktorstwa?

Nie przekonuje mnie.
Dla mnie sprawa jest prosta. Ja zadaję sobie tylko jedno pytanie „której bardziej wierzę?” No i cóż, przykro mi (mówię teraz do wszystkich czytających to fanów Rose), ale nie kupuję wizerunku aktualnej mistrzyni. Tak bardzo chce być zwyczajna, czy też naprawdę nie ma nic do zaoferowania, nie może niczym przyciągnąć? Kiedy mówi się o Rose? Dlaczego 90% kontekstu, w jakim pojawia się nazwisko Namajunas, dotyczy zazwyczaj Joanny Jędrzejczyk? Dlaczego nie pyta się Rose o typowania walk, działalność poza MMA, opinię na ten czy tamten temat? Czemu w większości pytania kierowane do niej dotyczą takiej czy innej wypowiedzi JJ?

Mam wrażenie, że bycie mistrzynią w wykonaniu Rose to tylko pozowanie z pasem gdy „UFC wezwie”. Nie dostrzegam w jej działaniach dbałości o promowanie dywizji, nie widzę aktywności na rzecz szerzenia sportowego trybu życia… Dla mnie Namjunas jest bezbarwna, trudna do zrozumienia, nieprawdziwa.

Atak na busa i trauma.
Sprawa ataku na busa przed galą UFC 223 i reperkusji z tym związanych nie pomaga mi w przekonaniu się do osoby Rose Namajunas. Okazuje się bowiem, że mająca już w przeszłości problemy z emocjami zawodniczka doznała traumy w wyniku awantury wywołanej przez Conora McGregora. A przynajmniej tak właśnie twierdzi.

Dwa miesiące po feralnych zdarzeniach Rose powiedziała Arielowi Helwaniemu, że od tego czasu „ma paranoję z błahych powodów” i że „uczęszcza na wizyty do terapeuty”, a pierwszy tydzień po walce z Joanną Jędrzejczyk spędziła zamknięta w domu, odpoczywając i izolując się od ludzi.

Ciągle staram się nie wychodzić z domu za dużo, albo zdarzają się takie momenty, kiedy mówię: „ok, powinniśmy wracać do domu”, tak jakbym miała dziwne przeczucie. Żyję w bardzo miłej okolicy, nic złego się tu tak naprawdę nie dzieje. Ale ja ciągle mam paranoję na punkcie wszystkiego. Mam terapeutę, do którego chodzę.

W tym tygodniu narrację tego rodzaju podtrzymał trener Rose, Trevor Wittman, który przyznał, że jego podopieczna nadal nie może pozbierać się po ataku McGregora na busa, w którym wówczas przebywała.

Nie było mnie w busie. W sumie zażartowałem jak wrócili, bo myślałem, że to nic poważnego, a ona zaczęła płakać. Wtedy zareagowałem w stylu „O mój Boże, to co się tak naprawdę stało?”, a oni powiedzieli „Stary, kiedy rozbito szyby poczuliśmy się jak podczas strzelaniny.”

(…) Na ten moment próbuje sobie z tym poradzić. Wielu ludzi mówi, że ona jest taka czy owaka. Nie możesz stwierdzić, jak się czuła, kiedy tam była czy z jakiej perspektywy to mówisz.

Rose nadal nie opuszcza domu. Tylko wywiązuje się ze swoich obowiązków, które ma ze strony pracodawcy.

opowiedział trener Wittman.

Jaka jest prawda?
Czytam te słowa i myślę sobie: „biedna dziewczyna, żal mi jej”. A potem wchodzę na Twittera i widzę to:

Szukam, kiedy nagrano filmik i znajduję go na Instagramie zawodniczki… miesiąc po tym, jak „prawie umarła ze strachu” w busie UFC zaatakowanym przez Conora, bo dźwięk rozbitych szyb przypominał jej strzały. Ok… coś tu jest nie tak. Szukam dalej, przeglądam media i widzę takie oto zdjęcia i filmiki:

Burkensterrrrks🤓

Post udostępniony przez Rose Namajunas (@rosenamajunas)

Look who we bumped into here at the Heroes party for the #espys

Post udostępniony przez Rose Namajunas (@rosenamajunas)


Przerażona, wrażliwa dziewczyna, która boi się własnego cienia od chwili, gdy Conor McGregor zrobił borutę przed UFC 223, wygląda mi na całkiem zadowoloną z życia. Powiecie, że to są przecież oficjalne wyjścia, związane z pracą? Ok… Oszukujmy się dalej. Jaki jest zatem sens udawać, zapytacie? Dolary, moi Kochani, duuuuuuużo dolarów, które może otrzymać skrzywdzona Rose od skruszonego awanturnika z Irlandii.

Nie wierzę w tę traumę. Wierzę natomiast w to, co widzę. Jedyne rozsądne wytłumaczenie dla tego rozdźwięku między słowami i czynami Rose, to moim zdaniem pieniądze, jakich może ona chcieć dochodzić w ramach odszkodowania od sprawcy całego zamieszania.

Nie wierzę Rose. Nie przekonują mnie jej słowa. Nie przekonuje mnie ona sama.