Były główny szkoleniowiec Jana Błachowicza – Robert Jocz, zabrał głos na temat ostatniej potyczki „Cieszyńskiego Księcia”. W jaki sposób ją ocenia? O tym opowiedział w rozmowie z Filipem Lewandowskim.
Pod koniec minionego roku byliśmy świadkami prawdziwego trzęsienia ziemii na szczycie kategorii półciężkiej UFC. Jiri Prochazka (29-3-1) nabawił się poważnej kontuzji, w związku z czym podjął decyzję o zwakowaniu mistrzowskiego trofeum. Szansę zawalczenia o pas otrzymali więc nasz rodak – Jan Błachowicz (29-9-1) oraz Magomed Ankalaev (18-1-1).
Walka, która rozegrała się 10 grudnia na UFC 282, trwała pełne 25 minut, w których obaj fighterzy mieli swoje okazje. Ostatecznie o wyniku zadecydowali sędziowie, którzy wskazali niejednogłośny remis, w związku z czym w dywizji do 93 kilogramów nadal panuje bezkrólewie.
Tematem, o którym bardzo dużo dyskutowało się przed samą walką, był skład, jaki wyszedł do narożnika wraz z Polakiem. Znaleźli się w nim trener stójki, Robert Złotkowski, parteru – Gerard Labiński, Daria Albers, a także Łukasz Jurkowski. Zabrakło jednak głównego szkoleniowca WCA, Anzora Azhieva, który nie otrzymał na czas wizy pracowniczej.
O tym mistrzowskim pojedynku wypowiedział się niedawno trener Robert Jocz, który przez lata współpracował z Błachowiczem, sięgając z nim także po najważniejsze trofeum amerykańskiego giganta. Co więc o nim myśli?
Nie mi oceniać, czy to była dobra walka. Pierwsze trzy rundy były dobre, wręcz bardzo dobre, a potem w dwóch rundach oddał to, co wcześniej wypracował. Taktycznie nie było to dobrze rozegrane… Oceniam to najbardziej łagodnie, jak mogę. W mojej opinii – gdybym tam był, pas byłby w Polsce.
podsumował krótko.
Zobacz także: Jan Błachowicz powrócił do treningów
Źródło: YouTube/Filip Lewandowski