WSzyscy doskonale wiedzą, jakie plany na swoją przyszłość ma wieloletni dominator w dywizji półciężkiej, Jon Jones. Amerykanin planuje teraz przejść do królewskiej kategorii, by tam dalej budować swoje dziedzictwo. Entuzjazmu „Bonesa” nie podziela natomiast Brazylijczyk – Gilbert Burns, który uważa, że jest dla niego inna, lepsza droga.

Nie lubię spekulować, ale co jeżeli Jon Jones zmierzy się z Francisem Ngannou, a ten go poważnie znokautuje? Co wtedy? Co zamierza później zrobić? Porażka sama w sobie jest bolesna, a tym bardziej, jeżeli było się niekwestionowanym mistrzem. Nie mam pojęcia, jak mogłoby to wpłynąć na jego psychikę. 

Zobacz także: Michał Andryszak zapowiada swój kolejny pojedynek

Według Gilberta Burnsa (19-3) najlepszą możliwością byłoby dla niego pozostanie w wadze do 93 kg oraz co za tym idzie – odebranie mistrzowskiego pasa naszemu krajanowi, Janowi Błachowiczowi (27-8).

Myślę, że nadal jest kilku zawodników, w kategorii półciężkiej z którymi mógłby walczyć. Według mnie może się zmierzyć z Adesanyą. Zostań w wadze do 205 funtów, pokonaj Jana Błachowicza, pokonaj ponownie Thiago Santosa i jeszcze kogoś. Zrób to w pewny sposób. 

Jon Jones (26-1) swój ostatni pojedynek stoczył w lutym zeszłego roku. Na gali z numerem 247 skrzyżował rękawice z amerykańskim „Devastatorem”, Dominickiem Reyesem (12-2). Starcie to rozegrało się na pełnym, pięciorundowym dystansie i ostatecznie to „Bones” wyszedł z niego z ręką uniesioną ku górze, zgarniając jednogłośną decyzję sędziów.

Źródło: YouTube/Gilbert Burns