– Moi rywale to młodzi i silni ludzie, ale ja na pewno nie wymięknę i będę walczył do końca. Z Adrianem Bartosińskim spodziewam się bardziej taktycznej niż „awanturniczej” walki, bo to chłopak myślący w oktagonie – mówi Ireneusz Szydłowski (8-3) przed pojedynkiem z Adrianem Bartosińskim (4-0) na gali „Rocky Warriors Cartel 3”, która odbędzie się 5 lipca w Gdyni. Transmisja w TVP Sport.

Organizator gali Krystian Każyszka przygotował bardzo ciekawe kolejne zestawienie na galę w „Gdynia Arena”. Bardzo doświadczony gdańszczanin Ireneusz Szydłowski (rocznik 1973), która dał kibicom niesamowicie emocjonującą i – co najważniejsze wygraną – walkę z Krzysztofem Sową na „Rocky Warriors Cartel 1″, tym razem spotka się z niepokonanym w Mieszanych Sztukach Walki 24-letnim Adrianem Bartosińskim.

Widziałem w internecie jego pojedynki i na pewno to nie żaden raptus, tylko zawodnik myślący w oktagonie. Nie wychodzi na „hurra” do swych przeciwników, tylko każde posunięcie i uderzenie jest zamierzone w jego wykonaniu. Wydaje mi się, że to będzie zdecydowanie bardziej walka taktyczna niż „awanturnicza”. Adrian ma początek znakomity w MMA, rekord 4-0 i będzie chciał to zero utrzymać, a ja postaram się zepsuć mu dorobek.

powiedział Ireneusz Szydłowski, który późno zajął się sportami walki, ale w każdej walce pokazuje niesamowity charakter, zadziorność, świetne przygotowanie i swój styl.

Obaj fighterzy mierzą po 181 cm i ważą 84kg, czyli w limicie kategorii średniej. Doświadczenie sportowe i życiowe będzie po stronie Ireneusza Szydłowskiego.

Atutem Bartosińskiego może być parter, jest dobrym grapplerem, z kolei mnie cechuje większa przekrojowość i wszechstronność, ponieważ i stójkę i parter mam na dobrym poziomie. Moi rywale w MMA to młodzi i silni ludzie, ale ja na pewno nie wymięknę i będę walczył do końca. Nigdy nie szukam żadnych wymówek, bo jeśli boli mnie łokieć czy kolano, to zawijam bandażami i ćwiczę czy walczę dalej.

dodał doświadczony zawodnik, który na co dzień trenuje pod okiem m.in. Marcina Pionke i Rafała Kałużnego.

Ireneusz Szydłowski przyznał, że sport fascynował go od dzieciństwa, ale na poważnie mógł się nim zająć dopiero w wieku trzydziestu kilku lat. Co ciekawe w sportach uderzanych radzą sobie też jego dwie dorosłe córki, choć nie walczą profesjonalnie. – Zabierałem je na zgrupowania do Tajlandii i między innymi tam pokazywały, że drzemią w nich spore możliwości – dodał właściciel restauracji „Tawerna Dominikańska” na Targu Rybnym w Gdańsku oraz kilku hosteli.

Walka 5 lipca na gali „Rocky Warriors Cartel 3″ będzie niemalże „domowym pojedynkiem” dla Ireneusza Szydłowskiego.

Zawsze ode mnie jest sporo kibiców, myślę, że będzie ok. 150-200 osób. W czasie walki różnie bywa, czasem słyszy się doping, innym razem emocje są tak wielkie, że człowiek całkowicie się wyłącza i nic do niego nie dochodzi. Ale na pewno pomoc fanów jest bardzo potrzebna.

przyznał gdańszczanin, który walczy w miarę regularnie w oktagonie i nie zamierza kończyć kariery. Zresztą w polskim sporcie wcale nie jest najstarszy, znakomity zawodnik ju-jitsu i grapplingu Piotr Bagiński ma 47 lat.

Mam swoje lata, ale dopóki nie odstaję od chłopaków młodszych o 15-20 i więcej lat, to nie zamierzam rezygnować. Na treningach daję sobie radę, na walkach też mi dobrze idzie. Do tego mam wsparcie ze strony rodziny. Jeśli zauważę, że z formą jest gorzej, wówczas powiem dość. Ale na razie jestem pełen optymizmu i liczę na kolejny bardzo dobry występ. Zapraszam kibiców do Gdyni. Myślę, że wielu sympatyków pamięta moją walkę z Bartkiem Chyrkiem. Rywal miał 5 zwycięstw i wszystkie odniesione przed czasem, dlatego było wiadome, że od razu na mnie ruszy. Tak się stało, ale on się wystrzelał, mimo że wygrał pierwszą rundę. W drugiej trafiłem go frontem na wątrobę i było po pojedynku. Ale teraz może być jeszcze trudniej, bo jak mówiłem Adrian też ma charakter do walki. Dużą rolę odegra kondycja, to jednak 3 rundy po 5 minut.

powiedział Ireneusz Szydłowski.

Informacja prasowa

Poprzedni artykułFEN 25 – bonusy rozdane
Następny artykułTony Johnson vs. Evgeniy Goncharov 2 na ACA 97 w Krasnodarze
Zakochana w MMA od chwili, gdy na gali KSW 13 w 2010 r. zobaczyła Krzyśka Kułaka wjeżdżającego do Spodka wozem opancerzonym, tuż przed walką z Vitorem Nobregą. Zaskakująco szybko połapała się, że KSW to nie nazwa sportu. Każda gala MMA to dla niej święto. Podczas pojedynków swoich ulubieńców zdziera gardło na doping, a w przerwach krytycznym okiem przygląda się organizacji gali i strojom publiczności (jak każda „baba”). W zawodnikach ceni nie tylko umiejętności, ale też pierwiastek szaleństwa. Uwielbia Conora McGregora, Mirko Cro Copa oraz Daniela Omielańczuka i Janka Błachowicza. Nie wyobraża sobie MMA bez komentarzy Jurasa i jest przeszczęśliwa od czasu, gdy gale UFC emitowane są na antenie Polsatu Sport.