Debiutancka gala KSW we Francji wypadła naprawdę blado i mimo sukcesu sprzedażowego niewiele wniosła sportowo do przyszłości KSW. 

Plusy:

  • Salahdine Parnasse – ten chłopak przeszedł grę pod tytułem KSW. Kolejny arcymistrzowski występ tym razem na tle świetnego europejskiego zawodnika Valeriu Mircei. Znakomicie przyzwyczaił go do kopnięć na korpus by potem wystrzelić na głowę czego Mołdawianin nie przewidział. Nie ma obecnie rywali dla Francuza i chyba nie będzie. Trzeba by ściągać kozaków z Kaukazu lub z mocniejszych organizacji. Salahdine stworzony jest do rzeczy wielkich i zwyczajnie sportowo przerósł organizację. Obecnie jest on na etapie decydowania o swojej przyszłości. Przyznał, że najważniejsze są pieniądze, więc KSW nie jest na straconej pozycji, choć na pole position wychodzi w tym przypadku PFL mające najgłębszy portfel ze wszystkich organizacji.
  • Całość drugiej połowy karty – niesamowicie wynudziliśmy się na początkowych pojedynkach (o czym w minusach), ale potem było już zdecydowanie lepiej. Wszystkie 5 głównych pojedynków zostało zakończonych przed czasem a nokaut Fleminasa na Szczepaniaku to ozdoba gali i może nawet kandydat do nokautu roku. Łokieć z piekieł, niewidoczny w pierwszej chwili dla obserwatorów zgasił światło Polakowi. Bardzo dobrze z ról faworytów wywiązali się Martinek oraz Laid Zerhouni.

Minusy:

  • Cały dół karty – Naprawde niski poziom reprezentowały początkowe starcia. Brakowało umiejętności, brakowało wszystkiego. Potwornie nudna walka kobiet, słaby pojedynek Ndiaye z Bivolem i do bólu umęczający Barrio to nie są powody do zachwytu. Tyle dobrze, że taki styl nie znalazł uznania w oczach sędziów i wygrał Guih.
  • Francisco Barrio – przypomniał o sobie Chorwat w najgorszym możliwym stylu. Zawsze był nudny, ale potrafił chociażby z Kazieczką się otworzyć i pójść na wymiany. Tutaj był ponownie zamulającą wersją i jak doceniam jego gotowość do podejmowania walk na zastępstwo tak jest zawodnikiem aoglądalnym i nie powinien więcej walczyć w polskiej organizacji. Niech będzie sobie gwiazdą na FNC, ale przestanie być instruktorem dociskania na KSW.
  • Francuski zaciąg – Zawodnicy z Francji debiutujący na tej gali to niestety okruchy ze stołu francuskiego rynku. Nie ma tu żadnego fightera rokującego na coś więcej. Ndiaye przez pierwszego lepszego lekkiego z okolic rankingu KSW będzie ubity, Aounallah przyda się na walki z Gawryjołkami czy Samociukami, ale nic tutaj nie daje nadziei na coś dużego. Niakate tak jak przewidywano jest ogórem i znalazł się tu tylko dlatego, że dysponuje szeregiem zalet pozasportowych,  czyli zna Parnasse’a i trenuje w jego klubie. Znawcy MMA zamarli, gdy usłyszeli, że Wojsław obserwował go od dłuższego czasu. Obserwacje te powinny stanowczo zanegować angaż. Aymard Guih to doświadczony rzemieślnik i dobrze iż wygrał z fatalnym Barrio natomiast świata nie zbawi. Mógłby dobić do 77 i skonfrontować się z Jewtuszką gdyby ten nie skończył kariery. To taki pułap. Na pochwałę zasługuje, że i tak udało się swobodnie wypełnić halę. Jak widać nie potrzeba do tego tuz sportowych (poza Parnassem), ale patrząc szerzej nikt ciekawy do organizacji nie dołączył. Zawodnicy, których można dać jako odbudowę dla Polaków będących na zakrętach karier czy rywale dla świeżaków. Przy dużych problemach w większości dywizji nie tego się oczekiwało. Wcale nie zdziwię się jak zaraz Niakate będzie reanimował mającego 0-3 w organizacji Jakubca.