Michał Kita, który już 19 grudnia stanie do boju z Philem De Friesem o pas mistrzowski wagi ciężkiej organizacji KSW, ma za sobą długą i bogatą karierę w świecie MMA. Swoją przygodę ze sportami walki rozpoczynał jednak od zapasów.

Michał, za sprawą rodziców, po raz pierwszy trafił na matę zapaśniczą już w wieku pięciu lat. Przy tej dyscyplinie sportu pozostał aż do osiemnastego roku życia. Był medalistą mistrzostw Polski kadetów i juniorów, a następnie odnalazł się w roli trenera.

Przez kilka lat byłem trenerem grup młodzieżowych – wspomina Michał. – Poza tym cały czas sam trenowałem na siłowni, robiłem boks, zawsze się ruszałem, zawsze byłem aktywny. Potem zobaczyłem pierwsze zagraniczne gale MMA na kasetach wideo i się wkręciłem. Czułem, że kiedyś będę sam chciał tego spróbować. Zawsze wychodziłem z założenia, że lepiej samemu czegoś spróbować, niż potem żałować, że jednak nie wykonało się tego kroku.

powiedział Michał Kita.

W końcu popularny „Masakra” wyjechał do Anglii i właśnie tam po raz pierwszy zawalczył w MMA.

Na Wyspy wyjechałem za chlebem i mieszkałem tam ponad rok. Na miejscu poza pracą nie było wiele do roboty, więc znalazłem klub, w którym trenowałem. Pod koniec roku 2006 stoczyłem dwie pierwsze walki. W debiutanckim boju rywala udusiłem, a w drugim starciu ubiłem ciosami.

dodał.

Po debiucie Michał zaczął walczyć regularnie, a jego sportowa droga wiodła go przez wiele krajów i organizacji. Poza Polską i Anglią Kita bił się w Szkocji, Holandii, Finlandii, Bułgarii, USA, Rosji oraz we Włoszech i Czechach. „Masakra” walczył dla tak znanych marek jak M-1 czy Bellator. Podczas turnieju w Rosji w jedną noc pokonał trzech rywali, w tym Aleksieja Olejnika, dziś jednego z najlepszych zawodników wagi ciężkiej na świecie. Michał miał więc okazję widzieć i doświadczać tego jak MMA zmieniało się na przestrzeni lat i jak wraz z rozwojem dyscypliny zmieniało się jego podejście do tego sportu.

Kiedyś inaczej podchodziło się do tego sportu – wspomina Michał. – Treningi łączyło się z pracą. Nie było więc tak profesjonalnie jak jest dziś. Walczyło się też oczywiście dla pieniędzy, ale sama walka i chęć sprawdzenia się były równie ważne. Gdy pojawiło się więcej walk i większe pieniądze, zaczęło się wszystko profesjonalizować. Teraz mogę się całkowicie poświęcić przygotowaniom. Mam rozpisaną dietę, jest metodyka treningowa, rehabilitacja itd.

stwierdził.

Dziś Michał ma na swoim koncie ponad trzydzieści stoczonych pojedynków, a w najbliższym boju będzie próbował zdobyć mistrzowski pas wagi ciężkiej organizacji KSW. Michał ma też bardzo konkretny plan na swoją przyszłość w MMA.

Gale MMA oraz inne rozgrywki sportowe możesz obstawiać na stronie eFortuna.pl – legalnego polskiego bukmachera.

Mówi się, że łatwiej jest zdobyć pas, a trudniej obronić. Chciałbym więc zobaczyć jak to jest, jak się go kilka razy obroni. Założyłem sobie, że na pewno zrobię jeszcze minimum trzy walki. Bez względu na wyniki. Wraz z wiekiem kluczową dla sportowca staje się świadomość swojego ciała. To, że głowa będzie chciała abym dalej walczył jest jedną sprawą, ale tu ciało jest najważniejszym elementem.  Wiem, że moje ciało da radę fizycznie przejść jeszcze te założone przygotowania do kolejnych walk. Musimy pamiętać, że profesjonalne podejście do tego sportu kosztuje wiele wyrzeczeń. Nie jest tak, że trenuję tylko do danej walki. Cały czas prowadzę bardzo sportowy tryb życia, który wiąże się z różnymi ograniczeniami. Na szczęście mam dwie córki, które są moją największą motywacją.

podsumował.

Do walki o mistrzowski pas Michała Kity z Philem De Friesem dojdzie już 19 grudnia podczas gali KSW 57.

Zobacz także: Jimmy Crute chce walczyć z Anthonym Smithem

źródło: KSW