Polski zawodnik wagi ciężkiej przegrał decyzją sędziów z Aleksandrem Soldatkinem, ale zapowiada, że nie zamierza rezygnować z ambicji podbicia japońskiej sceny MMA.

Marek Samociuk (11-3) nie zdołał sięgnąć po triumf w turnieju wagi ciężkiej RIZIN, ulegając w finale Aleksandrowi Soldatkinowi jednogłośną decyzją sędziów. Polski zawodnik, który wcześniej pokonał Daniela Jamesa i Jose Augusto, nie zamierza jednak załamywać się po porażce.

„To nie koniec” – napisał krótko w mediach społecznościowych polski ciężki, dając jasno do zrozumienia, że jego przygoda z japońską organizacją dopiero się rozpoczyna.

Finałowe starcie było niezwykle wyrównane. Soldatkin od początku prezentował precyzyjny boks, podczas gdy Samociuk konsekwentnie pracował lowkickami, systematycznie niszcząc nogę rywala. W drugiej rundzie Polak zdołał obalić przeciwnika, jednak nie wykorzystał w pełni przewagi w parterze.

Decydująca trzecia odsłona przyniosła kilka kontrowersji – najpierw Rosjanin przypadkowo trafił Samociuka palcem w oko, a następnie polski zawodnik kopnął rywala w krocze. Końcówka walki zamieniła się w prawdziwą wojnę, jednak to Soldatkin zdaniem sędziów zasłużył na zwycięstwo.

Dla Samociuka był to trzeci występ w RIZIN. Swoją przygodę z japońską organizacją rozpoczął 4 maja, pokonując Daniela Jamesa, a następnie 27 lipca zwyciężył z Jose Augusto, zapewniając sobie miejsce w finale. Mimo porażki, polski zawodnik udowodnił, że należy do czołówki wagi ciężkiej w RIZIN.

Przed walką Samociuk zapowiadał, że chciałby wykorzystać pełnię możliwości, jakie dają zasady japońskiej organizacji, która – w przeciwieństwie do większości zachodnich federacji – pozwala na soccer kicki i stompy. Choć nie udało mu się zrealizować tego planu w finale, polski zawodnik z pewnością będzie miał jeszcze okazję zaprezentować swój brutalny styl w kolejnych występach.