Max Holloway nie ukrywa, że realnie liczy na udział w historycznej gali UFC na trawniku Białego Domu. „Blessed” przekonuje, że jako posiadacz pasa BMF i jedyny amerykański męski mistrz ma mocne argumenty, by znaleźć się w karcie. Jednocześnie zdradza, że bardziej niż miejsce gali interesuje go konkretna data – i konkretny rywal.
Max Holloway jest przekonany, że jego nazwisko znajdzie się w rozpisce wyjątkowego wydarzenia – pierwszej gali UFC organizowanej na terenie Białego Domu z okazji 250. rocznicy powstania Stanów Zjednoczonych. Pomysł gali ogłosili wspólnie Dana White i prezydent Donald Trump, a chętnych do udziału nie brakuje: powroty zapowiadają Jon Jones i Conor McGregor, inni zawodnicy już publicznie „ustawiają się w kolejce”.
Holloway patrzy na to jednak inaczej:
Zobaczymy, co z Conorem, zobaczymy, co z Jonesem. Ale wiecie jedno – nie ma amerykańskich mistrzów. Jedyny Amerykanin z pasem to mistrz BMF. Patrzycie właśnie na niego. Myślę, że mam spore szanse, by tam zawalczyć.
W rzeczywistości pasy mistrzowskie mają także Amerykanki Kayla Harrison i Mackenzie Dern, ale w męskich dywizjach to Holloway trzyma jedyny tytuł.
Problem w tym, że udział w gali… nie do końca go przekonuje. Bilety na teren Białego Domu mają trafić tylko do około 5 tys. osób, a reszta publiczności obejrzy wydarzenie na telebimach po drugiej stronie ulicy. Dla Hollowaya – rodzinnego faceta – to poważny minus.
Nie wiem, czy moja rodzina w ogóle dostałaby miejsca. Zawsze mam ich blisko oktagonu. To dla mnie ważne.
Drugi kłopot to czas. Holloway zdobył pas BMF w czerwcu na UFC 318 i nie zamierza pauzować 12 miesięcy tylko po to, by dopasować się do jubileuszowej gali.
Najpierw muszę wyleczyć kontuzję. Chciałbym wrócić w marcu lub kwietniu. Jeśli mam czekać cały rok, to dla mnie za długo.
Choć daty powrotu jeszcze nie zna, wie za to, kto najprawdopodobniej stanie po drugiej stronie oktagonu. Charles Oliveira od miesięcy nawołuje do rewanżu z 2015 roku, gdy ich pierwsze starcie zakończyło się dziwną kontuzją barku Brazylijczyka. Po zwycięstwie nad Mateuszem Gamrotem „Do Bronx” ponowił wyzwanie – a Holloway przyjmuje je z entuzjazmem.
Mamy historię. On chce wymazać porażkę z Ilią Topurią, ja również mam swoją drogę do odzyskania tytułu. Pas BMF jest na stole, a Oliveira jest jednym z najbardziej BMF gości w dywizji. To byłaby mega walka.
Czy Holloway faktycznie wyląduje na historycznej gali? Zależy od kontuzji, terminarza i… polityki UFC. Jedno jest pewne – „Blessed” nie zamierza czekać bezczynnie.
Zobacz także: Max Holloway nadal uważa siebie za najlepszego boksera w UFC
źródło: rozmowa na kanale Korean Zombie (YouTube), UFC
