Michael Bisping, mimo że już dawno na emeryturze, wciąż jest znanym nazwiskiem w świecie sportów walki. Anglik zaczynał od występów w Ju-Jitsu, później karate i K-1, ale to w ciągu 13 lat swojej kariery w MMA święcił największe triumfy – zdobywał tytuły mistrzowskie w Cage Rage, Cage Warriors, zwyciężał w The Ultimate Fighter, a co najważniejsze – pod koniec swojej kariery sięgnął po pas kategorii średniej w UFC. Ostatnie jego walki nie były jednak wymarzonym zejściem ze sceny.
Bisping 4 czerwca 2016 r. pokonał Luke’a Rockholda przez nokaut już w pierwszej rundzie, zdobywając tytuł mistrzowski, a w październiku tego samego roku skutecznie obronił pas UFC w starciu z Danem Hendersonem (tym razem potrzebował jednak do tego pełnych 5 rund). Rok później skończył karierę, odnotowując dwie dotkliwe porażki. Mogły mieć one jednak dużo większą cenę, niż tylko podrażnienie jego dumy i popsucie rekordu.
Mistrzem UFC Bisping mógł się tytułować dokładnie do 4 listopada 2017 r.
Wtedy to Georges St. Pierre udusił w trzeciej rundzie dotychczasowego championa i wyszedł z klatki z upragnioną błyskotką. Bolesne zakończenie tej walki nie powstrzymało popularnego „Hrabiego” przed zameldowaniem się w oktagonie zaledwie… 3 tygodnie później! Otóż nieoczekiwanie z walki z Kelvinem Gastelumem wypadł złapany na dopingu Anderson Silva i na jego miejsce wszedł Bisping, który miał tej decyzji szybko pożałować. Anglik padł na deski już w pierwszej rundzie i oficjalnie pożegnał się w ten sposób z zawodowym sportem. Oto jak po latach wspomina swoje ostatnie chwile jako fighter:
Byłem przetrenowany [przed walką z Gastelumem – przyp. red.]. Tak naprawdę nie przygotowywałem się specjalnie. […] On trenował do najważniejszej walki swojego życia, ja byłem uduszony kilka tygodni wcześniej. Warunki nie były więc właściwe, ale było dużo pieniędzy na stole, a wiedziałem, że to już prawie mój koniec. Dlatego się na to zdecydowałem, chciałem dać rodzinie lepsze życie.
Walczyłem z Georgesem St. Pierre’a, przegrałem, on wiedział, że nie widziałem na jedno oko i celował w nie. Potem poleciałem do Szanghaju, kilka tygodni później wziąłem walkę z Kelvinem Gastelumem, zostałem zmiażdżony. […] Po wszystkim poszliśmy na after party. Siedziałem w klubie i za każdym razem, jak patrzyłem w lewo, widziałem błysk światła. Pomyślałem, co to było? Więc patrzyłem jeszcze raz i pojawiał się kolejny błysk. Tak było za każdym razem. Zacząłem panikować – do diabła, nie wierzę w to, mam uszkodzoną siatkówkę w zdrowym oku! Przejąłem się tym wtedy w nocnym klubie. Wypiłem kilka drinków, ale wciąż myślałem – k*rwa, oślepnę.
Poleciałem w długą podróż [do Los Angeles – przyp. red.], obudziłem się w połowie trasy, spojrzałem w lewo i znowu widziałem ten błysk światła. Zdążyłem już o tym zapomnieć. Więc kiedy tylko wylądowałem, zadzwoniłem do swojego okulisty. […] Zawsze, kiedy czuję się niekomfortowo, używam humoru jako maski. Poszedłem do doktora i powiedziałem mu: „Mam chyba uszkodzoną siatkówkę w zdrowym oku”. Odparł: „Zobaczymy. Wpuszczę Ci krople, po których nie będziesz widział przez jakiś czas”. Zażartowałem i odpowiedziałem: „Rozumiem, czyli mam się już przyzwyczajać do tego widoku?”. A on na to: „Uspokój się, jeszcze nie doszliśmy do tego punktu”. Pomyślałem, k*rwa jeszcze? Wariowałem. Okazało się, że doszło do odłączenia ciała szklistego [które może skutkować pojawianiem się błyskających świateł w widzeniu obwodowym – przyp. red.]
Bisping zaczął mieć problemy z prawym okiem po przegranej walce z Vitorem Belfortem w 2013 r., kiedy to został brutalnie powalony w drugiej rundzie. Belfort zakończył pojedynek kopnięciem na głowę i ciosami w parterze. Uszkodzone oko Bispinga miało nigdy w 100% nie wrócić do stanu sprzed walki. W konsekwencji, jak się później okazało, doszło do odklejenia się siatkówki i zawodnik praktycznie przestał widzieć na jedno oko. Mimo wszystko bił się dalej, jak podkreślał we wszelkich wywiadach, „z wielką k*rwa trudnością” udało mu się sięgnąć po najwyższe laury, a przy okazji – cudem przechodzić testy zdrowotne. Po porażce z Gastelumem wygrał jednak zdrowy rozsądek i Anglik, mimo planów kolejnej pożegnalnej walki, nie zdecydował się już nigdy wejść do oktagonu. Swoją decyzję argumentował wówczas tym, że jego oko nie jest tak zdrowe, na jakie może wyglądać i do zakończenia kariery namawiają go przede wszystkim żona, przyjaciele i menadżer. Zawodnik dobrze widział na lewe oko, ale istniało tam większe prawdopodobieństwo oderwania się siatkówki, więc nie chciał znowu się narażać.
Bisping przyznał, że wzięcie tej ostatniej walki było błędem, nie powinien był tego robić i mógł spokojnie wycofać się po utracie pasa. Poza kwestiami finansowymi, wchodząc na zastępstwo, chciał zrobić UFC przysługę, przez którą o mały włos nie stracił wzroku. Zawodnik nie zaryzykował ponownie, tym bardziej że miał pomysł na siebie i ciekawe perspektywy pracy poza klatką. Doskonale czuje się przed kamerami i sprawdza jako komentator, ekspert, a także aktor. Jest to dużo bezpieczniejsze zajęcie i miejmy nadzieję, że przynosi mu taką samą satysfakcję. A na koniec, dla ludzi o mocniejszych nerwach, scena jak Bisping dosłownie – wyjmuje sobie oko na wizji!
Źródła: www.mmafighting.com, www.bjpenn.com, Submission Radio/YouTube, TheMMAObsession/YouTube