(Grafika: Marek Romanowski/inthecage.pl)

Od kilku dni nosiłem się z zamiarem napisania tego artykułu. Po obejrzeniu krótkiego materiału wyemitowanego przez pseudo dziennikarzy „Uwagi”/TVN-u, którzy zapowiedzieli kontynuacje tej „kontrowersyjnej” historii z MMA w tle podczas najbliższej emisji programu „Superwizjer” najpierw chciałem poczekać do ów transmisji, ale uznałem, że nagle nurt, z jakim płyną Ci poszukiwacze afer się nie zmieni i nie dowiem się z tego materiału nic, co będzie dla odmiany rzucało obiektywne światło na poruszany temat, więc zachowam się nieprofesjonalnie i po pierwsze nie poczekam na to, co Ci ignoranci ukażą światu, a po drugie napiszę ten tekst pod wpływem emocji.

Nigdy nie szanowałem ludzi mających się za dziennikarzy, którzy bez względu na środki chcieli/musieli osiągnąć cel, czyli utrzymanie wysokiego nakładu, podbicie słupków oglądalności, czy wybicie się na pożądany poziom jakąś „aferą”, ale łudziłem się, że nie będą na siłę robić z ludzi bezmózgów, myliłem się. Jeśli chodzi o mnie zaczęło się to, od sytuacji podczas układania karty walk gali KSW 18, na której miał wystąpić szanowany i lubiany wśród kibiców Fin Niko Puhakka. Ideologia i przekonania tego zawodnika wyrażone częściowo tatuażami na ciele nie budziły specjalnej sympatii, ale i sam zawodnik nie robił z tego problemu zakładając rashguard zasłaniający owe wzory. Po czasie, gdy jego tatuaże robiły częstsze problemy, zdecydował się nawet na modyfikację ich w sposób nieujawniający widzowi oznaczeń, które symbolizują daną ideologię czy ruch, z którym się utożsamiał. Niestety „dziennikarze” płockiego wydania gazety.pl na tyle rozdmuchali ten temat, że włodarze gali częściowo finansowanej przez miasto-gospodarza eventu byli zmuszeni do odwołania występu Puhakki na KSW 18 o podtytule „Unfinished Sympathy”. Nie zrozumieli, że KSW nie zaprasza zawodnika ze względu na jego poglądy, tylko m.in. ze względu na poziom sportowy, jaki sobą reprezentuje podczas walki, ale idźmy dalej…

KSW 28: Fighters’ Den, 4 październik, Szczecin – kolejny event MMA opisany przez niestrudzonych w próbach zepsucia wizerunku tej dyscypliny żałosnych amatorach internetowego bruku. „Walki w klatce. Wydekoltowane panie, wytatuowani panowie” – oto nagłówek wpisu Tomasza Maciejewskiego dotyczący gali KSW 28, w którym można doczytać się takich oto najciekawsze cytaty: „Ładnie opakować marny towar i sprzedać go z dużym zyskiem – to majstersztyk. Ale czy w przyszłości uda się sprzedać go Szczecinowi jeszcze raz? Mam nadzieję, że nie.”, „Nazwa „gala sportów walki” jest myląca, bo to, co „współcześni gladiatorzy” robią w tzw. klatce ze sportem nie ma wiele wspólnego. Walki też jest mniej niż się wydaje. To przede wszystkim show.”, „Eksperci m.in. z branżowych portali, którzy przyjechali na galę do Szczecina, mówili, że poziom walk był wyjątkowo niski.”. Pan Tomasz z pewnością MMA się nie interesuje, za to bardzo jest zainteresowany tym, że Arena Szczecin została udostępniona na to wydarzenie bezpłatnie, a miasto dołożyło do jego organizacji. Nie poszedł tam po to żeby oglądać walki, o których nie ma pojęcia, tylko po to żeby móc wstukać w klawiaturę stek bzdur i tendencyjnie przedstawionych faktów. Ale czego wymagać od żołnierza wyborczej? Fanów i kibiców MMA na pewno gówno obchodziło to jak wyglądają nabywcy biletów, jak wiele jest zaparkowanych samochodów wokół hali, i tego jak długie są kolejki do pobliskich monopolowych. Sklepy, kluby, puby, stacje benzynowe, korporacje i szczecińskie władze na pewno z otwartymi rękoma ugoszczą kolejny raz galę spod szyldu KSW.

W/w sytuacje, to jednak odosobnione przypadki, w które zaangażowani byli pojedynczy przedstawiciele… mediów. Prawdziwa burza, której następstwem był materiał z powodu, którego powstał ten tekst rozpętała się na całego, gdy doszło do zatrzymania kilku zawodników olsztyńskiego Arrachionu. Wszelkie media skupiły się przede wszystkim na Aslambeku Saidovie, pod którego szybko podciągnęli nazwisko jego brata/kuzyna Mameda – niekwestionowanej gwiazdy federacji KSW. Wszelkie media internetowe parające się opisywaniem sportu w sposób szczegółowy lub szczątkowy podłapały temat prześcigając się w kreatywnych nagłówkach, ale miejsca na podium głupoty musieli ustąpić wieloletnim papierowym liderom. Tytuł, który zapadł mi najbardziej w pamięć to „MMAFIA” oraz zdjęcie zatrzymanych przez CBŚ zawodników z zamazanymi oczami, gdyby tego było mało grafik owego tabloidu zamazał również oczy… Mamedowi Chalidowowi, który z tym wydarzeniem nie ma nic wspólnego poza spokrewnieniem z „twarzą” tej afery. Pomijam fakt, że do zatrzymań doszło w drugiej połowie sierpnia, mamy początek listopada i póki, co brak nowych faktów w tej sprawie, a były mistrz KSW za poręczeniem majątkowym opuścił areszt wznawiając treningi w swoim klubie. Boli mnie to, na co szybko zwrócili uwagę rzetelni dziennikarze MMA – kiedy nasi czołowi zawodnicy odnoszą sukcesy za granicą w swojej dyscyplinie, mass media milczą. Kiedy jeden z zawodników jest zamieszany w jakąś aferę zajmują się tym na całą stronę nie czekając na wyrok sądu, podczas, gdy o Polakach w UFC, Bellatorze, czy M-1 możemy dowiedzieć się tylko z Internetu. Dlaczego? Bo kogo interesuje, że najlepszy lekki z nad Wisły wygrał turniej w drugiej federacji świata? Kogo interesuje, że dwóch czołowych ciężkich walczy o pas w walce wieczoru jednej z najlepszych europejskich federacji? Kogo interesuje, że na jednej gali będzie walczyć trzech Polaków podczas eventu największej organizacji MMA na świecie? Lepiej pisać o tym, że Janowicz odpadł na początku turnieju, Polska awansowała na 40 miejsce w rankingu FIFA, Lewandowski nie jest gwiazdą Bayernu, a jakaś emerytka nie śpi, bo trzyma kredens… A jeśli trzymamy się swojego podwórka, to czy o Saidovie również tak ochoczo pisano, gdy zdobył albo obronił pas KSW, albo, chociaż któraś z tych gazet wspomniała o stracie pasa na rzecz Borysa Mańkowskiego? Tabloidom łatwiej przychodzi przecież pisać o negatywnych emocjach, bo to one najlepiej się sprzedają.

Przyznaję się bez bicia, w redakcyjnym podcaście dałem do zrozumienia, że Asłan wg mnie nie ma czystego sumienia. Moja wypowiedź była oparta na nieoficjalnych plotkach oraz braku chłodnego podejścia do tematu, to był błąd. Dopóki sprawa nie znajdzie swojego finału w sądzie nikogo nie powinniśmy wrzucać do jednego worka z przestępcami. Natomiast nie rozumiem, czemu w medialnych wzmiankach tak często miesza się do tego sport, jakim zajmuje się Saidov i jego koledzy oraz klub, w którym trenuje? Jeśli skażą listonosza za kradzież to poczta jest wylęgarnią złodziei? Jeśli dostawca pizzy jest dilerem tzn., że cała pizzeria jest przykrywką dla handlu narkotykami, a jak na dysku kasjera znajdą nagie zdjęcia dzieci, to, co drugi kasjer jest pedofilem? Bo rozsądek i logika podpowiada mi, że nie. To, że człowiek posiada ponadprzeciętne umiejętności w walce wręcz nie oznacza, że wykorzystuje je również poza matą. Masa facetów tłucze swoje partnerki będąc piekarzem, motorniczym czy bankierem. Wykonywana profesja nie ma żadnego związku z tym czy dana osoba zboczy na ścieżkę bezprawia. Radzę tym wszystkim „znawcom”, „dziennikarzom” i fanom tanich sensacji zastanowić się więcej niż raz nad sobą i tym, w jaki sposób wykorzystują swoje możliwości zawodowe, bo kiedyś przyjdzie dzień, gdy karma wróci i to im przyjdzie walczyć z bezdusznymi mediami jak z wiatrakami, czego nikomu nie życzę.

Aktualnie na tapecie jest współzałożyciel Arrachionu Olsztyn, aktualnie prowadzący zajęcia w Ostródzkim KlubieMMA Tomasz Sobczyński. Wg reporterów „Uwagi” odszedł z Olsztyna ze względu na przeszłość niektórych zawodników Arrachionu. Reporterzy są oburzeni faktem, iż aktualnie oficer CBŚ prowadzi sekcję MMA, gdzie(jak twierdzą) szkoli przestępców. Jeden z aktualnie szkolonych przez Sobczyńskiego zawodników wdał się w konflikt z prawem, został zatrzymany, ale czy to dowodzi temu, że każdy, kogo będzie trenował były policjant, a aktualnie pracownik Centralnego Biura Śledczego, to przyszły przestępca? Nie, i tu temat wyczerpałem w poprzednim akapicie. Co warte odnotowania, rzecznik głównego pracodawcy trenera MMA Team Ostróda – Mariusz Sokołowski z Komendy Głównej nie widzi w dodatkowej działalności zarobkowej Sobczyńskiego żadnego problemu. Policja jest zadowolona z jego pracy w klubie, dostał pozwolenie szkolenia dzieci i dorosłych, i wg nich nie ma powodu do obaw o przekazywanie tajemnic operacyjnych w klubie. No więc trener Sobczyński bez problemu dla właścicieli klubu prowadzi tam sekcję MMA, zawodnicy i uczestnicy zajęć też nie mają z tym problemu, jego szefowie też nie mają żadnych zarzutów do swojego oficera, ale dziennikarzyny z TVNu mają z tym problem… I jak to nazwać, jak nie szukanie na siłę tanich afer i skandali? Do tego wzięli sobie do pomocy jakiegoś anonimowego jegomościa podobno znającego lokalną scenę sztuk walki, który twierdzi, że w przestępczym świecie modne jest trenowanie MMA. Więc jeśli wśród bandytów będzie modne tańczenie tanga, to będzie oznaczać, że co trzeci tancerz jest gangsterem? Zastanówcie się, popukajcie w łeb i znajdźcie sobie albo poważne zajęcie, albo poważny temat, który nim odpalicie jak petardę, to rzetelnie i sumiennie prześwietlicie marni aferzyści. Nie po to cała branża stara się jak może polerować wszelkimi sposobami wizerunek MMA i obchodzi się z nim jak z jajkiem, aby było postrzegane tak jak na to zasługuje, żeby potem jakiś głodny sensacji „redaktor” uświnił go swoimi brudnymi łapskami.

Mariusz „Dooży & Grooby” Olkiewicz