Paradoks MMA może polegać na tym, że np. UFC tworzy dywizję kobiet, w której ciężko będzie kogoś znaleźć jako rywalkę dla aktualnej mistrzyni. Albo ma zamiar stworzyć dywizję, w której już jest tłoczno, mimo że pas wejdzie do gry dopiero za jakiś czas.

Za chwilę będziemy świadkami najlepszych walk pomiędzy zawodniczkami MMA. Do gry w największej organizacji tej dyscypliny wejdzie dywizja 125 lbs. Dotychczas w UFC mieliśmy trzy dywizje: 115 lbs, 135 oraz niedawno stworzoną 145. Do tego grona dojdzie 125 – kategoria musza.

Migracja tam zacznie się od góry i dołu – zarówno od koguciej jak i słomkowej. Któraś z pań nie będzie musiała ścinać nad przedział, a jakaś inna będzie czuła więcej szans rywalizując z innymi zawodniczkami podobnymi jej warunkami fizycznymi. Może dla kogoś z boku taka różnica wydaje się niewielka, ale dla wielu zawodniczek jest to różnica kluczowa. Do tego wystarczy dodać zawodniczki, które już walczą w takiej kategorii.

Zanim nastąpi ugruntowanie muszej pań w UFC otrzymamy wiele ciekawych starć. Panoszenie się na tronie królowej może w tym przypadku być bardziej złudne niż w jakiejkolwiek innej kobiecej dywizji. W koguciej mieliśmy długo panującą nam Rondę Rousey, w słomkowej Joasię Jędrzejczyk, w piórkowej mamy Cris Cyborg.

Panowanie w muszej?

Czy zobaczymy coś takiego w nowej dywizji UFC? W pierwszej kolejności nową mistrzynię ma wyłonić TUF. Ale wielu fanów, ekspertów, jak i samych zawodniczek nie widzi triumfatorki TUF-a jako dominatorki nowej kategorii wagowej. Z prostego powodu. Cała poważna reszta rywalek schowała się w swoich zakątkach, pewna swoich racji przy najbliższej okazji zgłosi się po pas muszej. I każda z nich jest pewna, że dostanie taką szansę.

Parę pań odpuściło uczestniczenie w najnowszej edycji  TUF-a. Mają za sobą wiele walk w swoich dywizjach, mogą więc być pewne, że dostaną szansę w tej nowo powstałej. Te, które nie mają kontraktu z UFC zgłosiły się do programu TUF, a te które są w topie dywizji w innych organizacjach po prostu czekają na telefon od UFC. Zjawią się tam w odpowiednim momencie.

W tym TUF-ie jest jakaś królowa

W czasie gdy to piszę znamy już dwie finalistki programu: Sijara Eubanks i Nicco Montano. Sijara pokonała w półfinale doświadczoną i lubianą zawodniczkę z organizacji Invicta FC – Roxanne Modafferi. W finale zobaczymy rozstawione z 12. i 14. numerem zawodniczki, które w swoich półfinałach pewnie pokonały faworytki programu.

UPTADE: w trakcie publikacji felietonu okazało się, że… Sijara Eubanks z powodów zdrowotnych nie będzie w stanie wystąpić w finale The Ultimate Fighter. W jej miejsce wejdzie Roxanne Modaferi!

Nicco Montanto w finale to dość duża niespodzianka. Wygrała w półfinale z drugą faworytką do pasa, z Barb Honchak (byłą mistrzynią tej dywizji w Invicta FC). Większa, bardziej doświadczona zawodniczka dała się zdominować przez wszystkie trzy rundy i zwycięstwo oraz udział w walce o pas przypadł młodszej z Amerykanek.

Ale kogokolwiek wyłoni TUF – przygody tej królowej dopiero się zaczną. Bo ledwie stoczy batalię o miano najlepszej w dywizji muszej, to okaże się że za murami stoją kolejne panie żądne tego tytułu. Niemała sprawa.

Tam staną gotowe na bitkę panie doświadczone w bojach w UFC w kategoriach 115 lbs lub 135. Tam przybędą kobiety, które swojego nauczyły się w tej kategorii już w Bellatorze lub innych organizacjach, w których ta musza już została stworzona. Tam zejdą potężniejsze rywalki, które już wcześniej dawały radę większym w koguciej.

I ostatecznie przybędzie tam któraś z mistrzyń Invicty FC, organizacji która na razie trzymała te najlepsze, bo jeszcze do niedawna nie było wielu miejsc gdzie mogły walczyć.

Tłoczno na szczycie

Nie oszukujmy się – gdyby to chodziło o jakąś kategorię dla mężczyzn – zainteresowanie było by o wiele większe. Ale to nie znaczy, że musza staje się mniej interesująca. To dywizja która skrystalizowała się jeszcze zanim UFC zaczęło o niej myśleć. Teraz dochodzi cała reszta rywalek, które może nie do końca czuły się dobrze w koguciej czy słomkowej – ale tam poszły, bo to UFC, bo lepsza kasa i sława.  Ostatecznie zobaczymy najlepsze z najlepszych. Być może niebawem będziemy mieli możliwość oglądania najgłębszej dywizji pań w MMA w ogóle.

Taka myśl może podekscytować nawet niedzielnego fana żeńskich rozgrywek MMA. Pomyślcie tylko: tam może pójść każda aktualna mistrzyni słomkowej lub koguciej (a choćby dla efektu „dwópasówki” Conora), do tego doliczcie TOP 10 obu dywizji. Teraz dodajcie najlepsze dziewczyny z Bellatora i Invicty FC, a jeszcze dalej – kolejne panie z tej dywizji z innych organizacji. Nikt nie mówi, że nagle nastąpi gwałtowny exodus do tej dywizji, ale na pewno wiele dziewczyn zdecyduje się na ten ruch. Tam naprawdę może zrobić się tłoczno. UFC jak nigdy nie będzie musiało narzekać na brak zawodniczek w tej kategorii kobiet.

Jennifer Maia i Agnieszka Niedźwiedź. Czyli najpierw jeden pas, a potem drugi

https://twitter.com/InvictaFights/status/935602510001086464

Gdy królowa nowej dywizji UFC wciąż będzie się jeszcze cieszyć z pasa to w organizacji Invicta FC odbędzie się walka o pas tej dywizji. Historia tego pasa to nieco dziwna sprawa, bo pierwszą mistrzynią była znana nam z TUF-a Barb Honchak. Tymczasowy pas zdobyła właśnie Jennifer Maia pokonując przez decyzję Vanessę Porto. Ostatecznie organizacja zabrała Honchak pas z powodu braku aktywności i Maia została pełnoprawną mistrzynią. W pierwszej obronie po ciężkim starciu z Roxanne Modaferi wygrała dzięki niejednogłośnej decyzji sędziów. Można więc zaryzykować stwierdzenie, że Brazylijka wyczyściła dywizję: pokonując Porto i Modaferi ugruntowała swoją pozycję w topie tej dywizji. Przynajmniej do czasu aż na scenę wpadł nowy gracz.

Agnieszka Niedźwiedź weszła do oktagonu Invicty z nieskazitelnym bilansem wygranych walk. Duża, silna, niebezpieczna w parterze, z doświadczeniem wyniesionym także z dywizji koguciej. W pierwszej walce w tej organizacji czoła musiała stawić rywalce, która przyjęła starcie dosłownie na ostatnią chwilę, bo kilka dni wcześniej. Mimo to starcie Agnieszki z Christine Stanley zrobiło furorę. Panie dały bardzo dobrą walkę, a w klatce pomiędzy ciosami wymieniały uprzejmości, machając ramionami i śmiejąc się niczym bracia Diaz. Do tego doszła pełna dominacja „Kumy”, która bez problemu na swoją korzyść zaliczyła wszystkie trzy rundy. Szybko więc Invicta zaczęła sobie promować młodą Polkę i następna jej walka była walką wieczoru gali FC 23.

Już wtedy było wiadomo, że walka z Porto rozstrzygnie kto będzie nową rywalką dla Mai. W tym starciu Niedźwiedź spuściła z „diazowskiego” tonu. Pełna koncentracja musiała pójść w zaliczenie tej walki na plus. To starcie nie było już tak emocjonujące co walka ze Stanley, ale Polka odrobiła zadanie i uzyskała jednomyślność sędziów.

Zarówno ani Maia ani Niedźwiedź nie pchały się do 26. edycji TUF. UFC z chęcią sięga po zawodniczki Invicty, praktycznie każda utytułowana pani może w każdej chwili spodziewać się przejścia: tak było z Cris Cyborg, Angelą Hill czy Tonyą Evinger.

Mistrzowski pas Invicty to prosta droga do UFC. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że przegrana tego starcia też będzie mogła tam bez problemów startować. Na ile to będzie walka na przetarcie a na ile od razu batalia o pas UFC – trudno orzekać, bo po finale TUF będzie kilka miesięcy przerwy. Zapewne w tym samym czasie szturm na dywizję zaczną dziewczyny mniej utytułowane, pragnące podwyższać swój ranking. Tymczasem nowa mistrzyni UFC i mistrzyni Invicty będą miały mniej więcej tyle samo odpoczynku. Wiele więc wskazuje, że dogranie w czasie rozstrzygnie kto będzie starał się odebrać pas nowej mistrzyni UFC. I zapewne będzie to któraś z tych dwóch pań.

Nowy pas – nowe wyzwania. Te same zawodniczki?

Miło się tak teoretyzuje, szczególnie gdy w puli jest nazwisko Polki, ale trzeba pamiętać, że wcale tak nie musi być. Nagle może się okazać, że mistrzyni dywizji słomkowej lub koguciej UFC chce spróbować sił w muszej. Takie zawodniczki mają jednak pierwszeństwo o czym mogliśmy nieco się przekonać – była mowa, że Joanna Jędrzejczyk po obronie pasa z Rose Namajunas przejdzie do kategorii muszej. Tak się nie stało, ale to nie znaczy, że inne dziewczyny nie wpadną na ten sam pomysł.

Valentina Shevchenko także od jakiegoś czasu głosi, że ma zamiar zejść dywizję niżej. Po nieudanej próbie ataku po pas trzymany przez Amandę Nunes wydaje się to dla „Bullet” jedynym atrakcyjnym pomysłem. Taka wyprawa może wreszcie przynieść to, co tak bardzo wymarzyła sobie kirgijska zawodniczka – pas UFC.

W podobnej sytuacji jest też Claudia Gadelha, która mimo utrzymanej pozycji numer jeden w dywizji słomkowej przez dłuższy czas nie potrafiła zdobyć pasa. Brazylijka niedawno ujawniła, że także zastanawia się nad przejściem do muszej.

Taka migracja może wprowadzić lekki chaos w wagach 115 oraz 135 lbs, ale ostatecznie nie minie wiele czasu aż wszystko wpadnie w swój rytm i z czasem jakiekolwiek przejścia nie będą już dziwić ani rozwalać pozostałych dywizji od środka.

W końcu dziewczyn walczących w tych wagach jest od groma, z roku na rok przybywa ich coraz więcej. Żeńskie MMA mocno przyspieszyło przez ostatnie lata. Wypełnienie nowej dywizji w UFC zapewne przyjdzie szybko i bezboleśnie (przynajmniej w sensie teorii, w sensie praktyki nie wiadomo jak wiele szkód panie z różnych wag narobią sobie w oktagonie).

Miło, że UFC zauważyło, że można budować nową dywizję na podstawię potencjału, a nie podstawie jednego nazwiska jak to mamy na przykład w wadze 145 lbs.

A czy musza doczeka się swojej dominatorki? To będzie pytanie do zadania dopiero za wiele miesięcy.

ZOBACZ TAKŻE: Co redaktorki In The Cage uważają o kategorii muszej pań w UFC? Posłuchajcie naszego podcastu: