Kiedy emocje po gali UFC 282 już opadły, a Jan Błachowicz miał okazję sobie na spokojnie wszystko przemyśleć, doszedł do wniosku, że niepotrzebnie był aż tak życzliwy w kierunku Magomeda Ankalaeva. Czy więc teraz zachowałby się tak samo? Wychodzi na to, że absolutnie nie.
W miniony weekend doszło do 282. edycji, wyprodukowanej pod sztandarem UFC, która rozegrała się w Las Vegas. W głównym pojedynku wieczoru, Jan Błachowicz (29-9-1) skrzyżował rękawice z Magomedem Ankalaevem (18-1-1), a na szali tej walki znalazło się mistrzowskie trofeum wagi półciężkiej. Koniec końców nie udało się jednak wyłonić nowego czempiona, bo po pięciu rundach sędziowie orzekli niejednogłośny remis.
Zobacz także: „Pozwolę sobie coś powtórzyć…” – Jan Błachowicz odpowiada na krytykę White’a oraz rzekomą kontuzję Ankalaeva
Sprawiedliwy werdykt? Jedni twierdzą, że tak, inni wręcz przeciwnie. Na gorąco po samej konfrontacji „Cieszyński Książę” był przekonany, iż przegrał to starcie, a trofeum powinno powędrować do jego oponenta. Wskazywało na to jego zachowanie, a także to, co mówił w udzielanym dla Joe Rogana wywiadzie. Po pewnym czasie doszedł natomiast do wniosku, iż było to zupełnie niepotrzebne.
Ja się wycofuję z tych słów. Po walce utknąłem w piątej rundzie, a jeszcze w tym wszystkim był Joe Rogan, który przyszedł i troszeczkę wszedł w moją podświadomość. Teraz się z tego wycofuję i na spokojnie bym ich nie wypowiedział. Gdyby ten wywiad był 10 minut po walce, to już bym tego nie gadał. Najnormalniej w świecie żałuję, że tak powiedziałem.