Mateusz Gamrot w szczerym wywiadzie dla programu Oktagon Live opowiedział o wrogim nastawieniu brazylijskiej publiczności, które towarzyszyło mu przed walką z Charlesem Oliveirą. Zdradził też, że był taki moment, gdy prawie doszło do konfrontacji z kibicami gospodarzy.

Mateusz Gamrot odniósł się do atmosfery w Rio de Janeiro, która była zdecydowanie nieprzyjazna dla polskiego zawodnika. Wyjaśnił, dlaczego zdecydował się wybiec do oktagonu.

Chodziło o to, żeby nie konfrontować się z tą brazylijską publiką. Pierwsze zderzenie z nimi miałem na treningu medialnym. Krzyczeli po brazylijsku, że mnie zabiją, mnóstwo tych fakerów dostawałem…

wspominał.

Jak jechaliśmy na oficjalne ważenie w piątek w hotelu, to też zrobili taki korytarz, gdzie mnóstwo tych Brazylijczyków się ustawiło. I też to się powtórzyło, że mi „fakery” pokazywali, gdzieś tam języki, ryje, krzyczeli… To normalnie powiedziałem do „Raja”, że nie dziwię się Armanowi, że skoczył… Pamiętacie, jak Arman skoczył do gościa, wychodząc do walki? No to normalnie powiedziałem do Raja, mówię: 'Słuchaj, nie dziwię się Armanowi, że skoczył do nich, bo, k***a, niewiele mi brakowało, żebym też to zrobił’. Naprawdę było to mocno frustrujące.

przyznał szczerze.

Gamrot wyjaśnił, że jego sprint do klatki był przemyślaną strategią:

Wychodząc do walki już nie mam czasu, żeby się z nimi ścierać. Obrałem strategię, żeby biec do oktagonu. Chodziło o to, żeby się nie ścierać z tą publiką, tylko jak najszybciej znaleźć się pod oktagonem.

dodał.

Pomimo wrogiego nastawienia publiczności, Gamrot zachował profesjonalizm i skupił się na walce. Niestety, pojedynek zakończył się porażką przez poddanie w drugiej rundzie. Była to pierwsza przegrana przed czasem w karierze polskiego zawodnika, który teraz planuje półroczną przerwę, by wrócić silniejszym i lepiej przygotowanym do kolejnych wyzwań.

Źródło: Kanał Sportowy/Oktagon Live