Dziękuję Daniel Cormier, dziękuję Alexander Gustafsson! Kapitalna walka o pas w której lepszy okazał się aktualny mistrz. Main Event uratował kartę główną która nie zachwycała. Kto jednak był plusem gali UFC 192? Zapraszamy.
Daniel Cormier – pokłony dla mistrza! Obaj dali niezapomniane show, mimo zdecydowanie słabszych warunków fizycznych Cormier nie odstawał w stójce, trafiając raz po raz podbródkowymi gdy tylko walka trafiła do klinczu. Twarz „Maulera” mówi sama za siebie, Cormier dużo trafiał. Od początku nie było kalkulacji, Cormier wszedł na wojnę i przez całe 25 minut wojna trwała. Takich walk chcemy, taki mistrz nam potrzebny, brawo!
Alexander Gustafsson – ten facet powinien walczyć wyłącznie o pas! Kolejna walka roku (?) z udziałem Szweda. Kapitalne pięć rund, bliskich rund i niejednogłośna decyzja. Miał zostać łatwo poskładany, tymczasem był bliżej pasa niż w starciu z Jonesem. Kapitalna walka, świetny gameplan, jednak znów brakło niewiele. Niewątpliwie postawa „Maulera” to ogromny plus. Nie zawiódł, dał kapitalny, równy bój. Gdyby ogłoszono rewanż (który pewnie nie odbędzie się) wcale nie byłbym zły.
Ryan Bader – lewy prosty, kondycja i przede wszystkim praca na nogach to klucz do najważniejszej wygranej w karierze trzydziestodwulatka. Bader wyglądał lepiej pod względem fizycznym, był szybszy a także narzucił swój styl walki wplatając obalenia z których jednak nic nie wynikało. Pewne trzy rundy wygrane i być może szansa walki o pas. Walka która miała być najgorsza, była jedna z lepszych. Bader pokazał się z wyśmienitej strony.
Ruslan Magomedov – mimo niezbyt porywającego pojedynku, Rosjanin zaprezentował się dobrze. Mądry gameplan, unikanie zwarcia oraz parteru zaprocentowały. Utrzymywanie zasięgu i wykorzystywanie warunków fizycznych zrobiły swoje, gdyż na palcach jednej ręki można wyliczyć ile razy szczęka Magomedova posmakowała pięści Jordana. Trzecia runda to już popis strikera trenującego w AKA. Kopnięcia frontalne, wysokie kopnięcia oraz obrotówki rzadko zdarzają się w wadze ciężkiej.
Albert Tumenov – kapitalny nokaut na Joubanie to już czwarta z rzędu wygrana Rosjanina. Dwudziestotrzyletni mieszkaniec Machaczkały od początku narzucił swój niezwykle agresywny styl, przechwycił kopnięcia Amerykanina po czym dosłownie rzucał go na matę. Po jednym z kilku wysokich kopnięć Jouban wyraźnie odczuł je i przyjmując kolejne ciosy osunął się na matę. Tam nie było co zbierać. Kapitalny występ Alberta Tumenova.
Adriano Martins – kolejne mocarne KO na tej gali. W jednej z wymian Makhachev przestrzelił swoim cepem na co tylko czekał Martins kontrując tym samym, z tą różnicą że idealnie trafił Rosjanina. Po tym ciosie Islam złożył się jak pudełko zapałek a sędzia był zmuszony przerwać pojedynek. Szybkie i niezwykle efektowne zwycięstwo Brazylijczyka.
Rashad Evans – bez pomysłu, bez formy. Widać było dwuletnia przerwę. „Suga” odstawał od Badera w każdej płaszczyźnie. Nie była to przepaść, jednak w każdym elemencie był ciut gorszy co nie pozwoliło mu na podjecie rękawic. Z drugiej strony powroty bywaja trudne, a Rashad nie dostał łatwego rywala.
Karta główna – Nie zachwyciła. Większość pojedynków kończona przez nudne decyzje, walki które nie porywały. Potwierdza się iż jeśli karta wstępna jest świetna to część PPV będzie mizerne. Ta gala to przykład potwierdzający tę tezę.
Jessica Eye vs. Juliana Pena – całą walka nie zachwyciła, praktycznie zanudziła. Wygrała ta druga, lecz do momentu faulu na Penie to Eye wygrywała. W drugiej odsłonie Eye będąc z dołu i mając Pene na górze w pozycji bocznej uderzyła z kolana w głowę swojej rywalki. Ta sytuacja odmieniła walkę, Pena zaczęła dominować, obalać by całą trzecią rundę przeleżeć na Eye. Słaby pojedynek.
Joseph Benavidez vs. Ali Bagautinov – sztandarowa walka dla tych którzy twierdzą że waga ta jest zbędna. Po takim starciu trudno się z nimi nie zgodzić. Walka zupełnie nie porwała, trybuny przez 15 minut buczały, zaś ja sam byłem na granicy snu. Ciosów sporo, kilometraż sie zgadzał, tylko po co? Walka bez historii, zwyciężył Benavidez jednak absolutnie nikt o tej walce nie będzie pamiętał.
Foto: USA Today