Historia pisze się na naszych oczach! Tak można podsumować tę historyczna z wielu względów galę UFC. Był rekord frekwencji, ale to akurat jest najmniej ważne. W końcu ktoś pokonał Rondę Rousey! Dokonała tego wyszydzana przez wszystkich Holly Holm. I to jak tego dokonała! Przed wami plusy i minusy tej kapitalnej gali.
Holly Holm – nie może być inaczej! Kapitalny gameplan, kapitalne wyczucie dystansu, stoicki spokój i kapitalne kontry zakończone wysokim kopnięciem niczym CroCop. Holm wyglądała w tej walce oszałamiająco, była spokojna, kąsała w odpowiednich momentach. Była bardzo silna, miała to czego brakowało innym zawodniczkom. Trzeba wspomnieć o świetnym gameplanie i narożniku, który niezwykle mądrze poprowadził Holly do zwycięstwa. Sensacja, jednak każdy kto z minuty na minutę oglądał walkę mógł przeczuwać co się wydarzy. Czapki z głów!
Joanna Jędrzejczyk – mamy to! Asia zrobiła to co zrobić powinna, totalnie zdemolowała, zdeklasowała i rozbiła Létourneau na dystansie pięciu rund. W trakcie pojedynku Asia złamała sobie rękę, mimo to dotrwała do końca dominując. Niesamowita szybkość i kapitalne kopnięcia totalnie odebrały chęci do walki Valerie. Pas wraca do Polski, Asia jest wielka!
Mark Hunt – zrobił to co do niego należało. Mimo że początek walki to długie badanie rywala i ciosów jak na lekarstwo, to „Super Samoan” niczym myśliwy na polowaniu wyczekał zwierzynę i posłał śmiertelny strzał. Big Foot szybko osunął sie na matę oktagonu gdzie Hunt dopełnił formalności.
Robert Whittaker – świetna walka! Australijczyk zaczął mocno i agresywnie we stójce co zaskoczyło Halla który raz po raz gubił się i przyjmował kilka mocnych ciosów na swoją szczękę. Whittaker kontrolował pojedynek, wygrywał wymiany stójkowe, także w klinczu przeważał i pewnie wygrał ten pojedynek notując najważniejszy skalp w swojej dotychczasowej karierze.
Valerie Létourneau – nie ma co ukrywać, postawiła się Asi. Wszyscy skazywaliśmy ją na porażkę, ona mimo wszystko dzielnie wytrwała do końca pojedynku. Mimo że przegrała wszystkie rundy to brawa nalezą jej się za serce do walki i wytrzymałość.
Ronda Rousey – tarczowanie a walka to zupełnie inna bajka. Ronda wyglądała w tej walce koszmarnie, na ważeniu dała się sprowokować, wciągnąć w grę Holm by w jej płaszczyźnie ją „ukarać”. Stało się inaczej. Chaotyczne ataki Rondy były wolne, niecelne i pozbawione techniki. Po agresywnym początku „Rowdy” szybko opadła z sił. Wpływ na jej postawę powinno mieć też to, że pierwszy raz spotkała się z równie silną i mocna fizycznie zawodniczka co ona, co pozbawiło jej jego największego atutu – dominacji fizycznej. Nie jestem fanem Rondy ale rewanż musi być, z czystego szacunku.
Antonio Silva – tendencja spadkowa trwa. Silva został wyłączony po jednym ciosie który nie trafił czysto. Nikt nie spodziewał sie że „Big Foot” da podobna walkę do pierwszej, lub też że wygra, jednak jego dyspozycja pozostawia wiele do życzenia. Kompletnie oddał ten pojedynek.
Uriah Hall – jeśli defensywa w stójce Halla to oddawanie pleców i odwracanie się do rywala to nie świadczy to o nim dobrze. Pod naporem przeciwnika Hall gubił się, nie potrafił wyjść z sytuacji a odwracanie się w klinczu twarzą do siatki mówi wszystko o dyspozycji Uriaha.
Jared Rosholt – jedyne co dobre mogę powiedzieć o tym zawodniku to to, że ma do siebie niezwykły dystans i poczucie humoru. Dlaczego? Pseudonim tego zawodnika to „Big Show”. Pojedynek o którym chce zapomnieć. Amerykanin jak zawsze urządził sobie z rywala leżak, obalając go a potem na nim leżąc. Nic się nie działo, dno i wodorosty.