Gala UFC 204 przechodzi do historii, a wraz z nią odchodzą na emeryturę dwie legendy światowego MMA: Dan Henderson i Vitor Belfort. Manchester okazał się również mało sprzyjającym miejscem dla dwóch z trzech walczących 8 października Polaków. Jedynie Damian Stasiak wraca z tarczą, zaś Daniel Omielańczuk i Łukasz Sajewski musieli pogodzić się z goryczą porażki.
Dan Henderson: Przyznać się, ale szczerze – ktoś spodziewał się tego, że Hendo nie tylko przetrwa z dużo młodszym i będącym ostatnio w gazie Bispingiem więcej niż dwie rundy, ale też zdoła go tak niemiłosiernie obić i posłać kilka razy na deski? Pewnie nawet jego żona liczyła się z wizytą na OIOM-ie po tej walce. A tymczasem Amerykanin zaskoczył wszystkich, a już chyba najbardziej niezbyt pozytywnie do niego nastawioną publikę w Manchesterze. Wychodzącego do walki Hendersona przywitały gwizdy i buczenie, a żegnały wiwaty i brawa. Zasłużone!
Gegard Mousasi: zrobił to, co zapowiadał – pokonał legendę MMA, Vitora Belforta, przez KO w drugiej rundzie. Od dawna wiadomo było, że to już nie ten sam Phenom co kiedyś. Bolesne porażki z Jacare i Weidmanem pozostawiły na nim swoje piętno. Ale Belfort, nawet bez „witaminek” i w wieku, który dla sportowca oznacza ostatni dzwonek na zorganizowanie sobie ładnego zejścia ze sceny, to jednak zawsze Belfort. Mousasi zachował się zatem niesamowicie mądrze: wyszedł do walki jak zaprogramowany. Męczył Brazylijczyka w pierwszej rundzie, pozwalał mu się wystrzelać, a w drugiej odsłonie po prostu odpowiednio wybrał moment i skończył przeciwnika mocnymi ciosami.
Jimi Manuwa: Absolutne szaleństwo! Pierwsza runda z OSP dość spokojna, na wybadanie przeciwnika, a w drugiej totalna demolka. Kto by pomyślał, że Poster Boy jest w stanie tak szybko i tak brutalnie odprawić zawodnika, który wytrzymał w oktagonie pięć rund z Jonem Jonesem. Jest to coś niesamowitego i zaskakującego zwłaszcza, że od ostatniego pojedynku Manuwy minął rok. Piękno MMA w pełnej krasie!
Damian Stasiak: Przyznam, że pierwsze minuty pojedynku napawały mnie lekkim niepokojem. Widać było, że Davey Grant jest mocno zdeterminowany i niesamowicie silny. Damian biegał wokół niego jak nakręcony bączek, ale nie był w stanie ustawić go pod siebie na tyle, aby zadać decydujący cios. Druga rudna, podczas której widziałam wyraźnie, że Stasiak ciężej oddycha, przyprawiła mnie o lekkie palpitacje serca. W trzeciej jednak dostrzegłam, że Polak odzyskuje rezon i spokojnie czekałam już na to, w jaki sposób zakończy pojedynek. Nie zawiódł – piękna dźwignia na rękę i po chwili Grant odklepywał, broniąc się przed gorszym urazem.
Michael Bisping: Przewrotne to trochę, że oceniam słabo mistrza po pierwszej, skutecznej, obronie pasa. Tak, wiem. Ale co nam Hrabia pokazał? Niewiele… Miała być zemsta za nokaut, jaki Hendo zaserwował mu na UFC 100. Miało być mocne zaznaczenie przewagi Bispinga nad kończącym karierę Amerykaninem. I chyba za dużo tego „miało być” siedziało w głowie Hrabiego, bo wyszedł do oktagonu jak uczniak, z przesadnym respektem, żeby nie powiedzieć strachem przez Hendo. Nie mógł go zlekceważyć, to prawda, ale jeśli tuż przed rozpoczęciem pojedynku widzę na twarzy dominatora w wadze średniej wyraz niepewności, mimo, że nawet ściany wczoraj go wspierały, to chyba coś jest mocno nie w porządku!
Vitor Belfort: Nie, to nie jest minus za przegraną, ale za to, co mówił przed walką: przechodzę na emeryturę; może UFC powinno zrobić specjalną dywizję dla legend; może moglibyśmy walczyć na trochę innych zasadach, np. w większych rękawicach…. Bla, bla, bla. Jezu! Vitor, naprawdę? Zróbmy klub geriatryków, których ludzie chcą oglądać, bo są sławni? I co będziecie robić: rundy po 3 minuty, rękawice jak w boksie i pas mistrzowski seniorów? Mało jeszcze oberwałeś po głowie?
Oczywiście, możemy odnieść się jeszcze do przegranych Łukasza Sajewskiego i Daniela Omielańczuka. Obaj przyjęli walkę w zastępstwie i mieli mniej czasu na przygotowanie się, niż standardowo to trwa. Po Danielu spodziewaliśmy się więcej, ale Stefan Struve to nie byle chłopiec do bicia i tego dnia (a raczej nocy) był po prostu lepszy od Polaka. Diakiase okazał się zupełnie poza zasięgiem Sajewskiego, ale doceniam fakt, że skazywany na porażkę w pierwszej minucie Wookie, utrzymał się „w siodle” do drugiej rundy.
Nie będziemy może wspominać tej gali szczególnie radośnie, ale trzeba przyznać, iż oglądało się ją naprawdę dobrze.