Nie tylko na papierze ta gala była niesamowita. Prelimsy były doskonałe, karta główna poza walką Mieshy to fenomenalny nokaut, dwie kapitalne walki o pas i pokaz stójki Conora. Z pewnością historyczna pod wieloma względami gala UFC 205 może także zapisać się w kanonach jako gala roku. Kto zachwycił, kto zawiódł? Oto nasze plusy i minusy.

 

 

plus

Conor McGregor –Pan Profesor! W sposób niesamowity rozmontował Alvareza w stójce który chyba nie trafił go więcej niż pięć razy. Od początku Conor celnie trafiał raz po raz kładąc na deski Alvareza. Nie było niepotrzebnego podpalania się, była precyzja i niesamowita konsekwencja dzięki której Conor McGregor staje się jednym z najwybitniejszych zawodników MMA w historii i najbardziej utytułowanego w historii UFC. Chylę czoła.

Tyrone Woodley vs. Stephen Thompson – kolejna niesamowita walka na tej gali. Emocji nie brakowało, obaj dali kapitalny pokaz, zakończony remisem. Woodley podjął rękawice w stójce i większość czasu właśnie tam walka została prowadzona. Nie zabrakło jednak parteru. Gilotyna zapięta na Woodleyu była perfekcyjna, mimo to nie dała wygranej. Doskonałe starcie.

Joanna Jędrzejczyk – nie zawiodła! Cztery rundy dominacji w dystansie, na kontrze a także co miało być jej pięta achillesową -klincz. Aktualna  mistrzyni od początku narzuciła doskonale znany nam styl i kontrolowała walkę do końca. Niskie kopnięcia były doskonałym pomysłem, wyłączyły mobilność Karoliny przez co była łatwiejszym celem. Obawy związane z nowym otoczeniem są nieuzasadnione. To była ta Aśka.

Karolina Kowalkiewicz – miała nie dotrwać rund mistrzowskich, tymczasem w 4 rundzie zalicza knockdown na Joannie. Na kartach punktowych przepaść, jednak w klatce Kowalkiewicz pokazała charakter, wiarę do końca. Karolina podjęła rękawice i walczyła w stójce, tak jak zapowiadała. Nie szukała niepotrzebnych prób obaleń. Mimo porażki, szacunek!

Yoel Romero Palacio – zabił! Weidman zagrał w grę jaką Romero lubi najbardziej. Wybuchowy styl Kubańczyka znamy wszyscy dobrze, jego latające kolana także. Mimo problemu w pierwszej rundzie i brakach kondycyjnych zawalczył niezwykle mądrze. Wyczekał i trafił wirtuozersko. Konieczny bonus.

Frankie Edgar vs. Jeremy Stephens – po tej walce już wszyscy wiemy kim jest Jeremy Stephens. Kapitalna walka z obu stron, świetny pokaz stójki, parteru, charakteru. Obaj mięli momenty w tej szalonej walce. Druga runda to potężne wysokie kopnięcie które Edgar przyjął na szczękę, i tak jak w trylogiach z Grayem Maynardem 0 nie dał się skończyć. /niech nie zwiedzie Was punktacja 30-27 na korzyść Frankiego, to była rzeż z obu stron.

Khabib Nurmagomedov – jak to mówią młodzi ludzie: masakracja. Khabib początek pierwszej rundy zaczął w stójce gdzie wyraźnie dominował Johnson, raz nawet podłączając Rosjanina. Jednak kiedy Nurmagomedov obalił była to gra do jednej bramki. Przejścia z pozycji do pozycji, wykluczanie rak i nóg to czysta poezja w wykonaniu Khabiba. Ciągła praca, kapitalna kondycja i nieustanny g&p utorowały drogę do kimury na zmęczonym i rozbitym rywalu. Czas na walkę o pas!

Tim Boetsch – polował, aż upolował. Od początku napierał na Natala, był stroną zdecydowanie bardziej ofensywną, wystarczył mu jeden cios by zwalić Natala i dobić kilkoma ciosami w parterze pozbawiając go świadomości. Świetna walka Tima Boetscha który wraca do łask.

minus

Eddie Alvarez –zrobił Conorowi prezent. Napierał i narażał się na kontry, chciał się bić w stójce odsłaniając się w każdej akcji. Jedna próba obalenia to za mało. Być może nie zagrała głowa, a krytykowany przez wszystkich trashtalk Conora znó okazał się niezwykle przydatny.

Chris Weidman – radził sobie w stójce, obijał Romero, jednak koniecznie chciał obaleń. W drugiej rundzie niektóre zaczęły wchodzić, jednak ani razu Kubańczyk nie leżał na plecach. Weidman wziął chyba sobie na ambicję położyć olimpijczyka w zapasach na plecy. Zamiast spokojnej i metodycznej stójki zaryzykował prawie tracąc przy tym życie.

Miesha Tate – była mistrzyni nie dźwignęła ciężaru historycznej gali  i zaprezentowała się fatalnie. Nieporadna stójka, strasznie wolne ruchy, być może po nokaucie od Nunes trudno się jej pozbierać. Brak było woli walki, zaangażowania. Po walce Miesha ogłosiła koniec kariery, szkoda że stało się to w takim stylu.

Michael Johnson – wstydu nie ma, gdyż według mnie nie ma lekkiego który wstanie spod Khabiba, jednak Johnson zaprzepaścił swoją szansę w pierwszej rundzie mocno trafiając Khabiba i podłączając go. Johnson nie poszedł za ciosem, nie wykorzystał swej szansy. W kolejnych minutach został doszczętnie zmasakrowany przez Dagestańskiego mordercę.